---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po jakichś
trzydziestu minutach gwałtownie skierował się w górę. Leciał
zupełnie pionowo, przyciskając do siebie dziewczynę, która jednak
coraz bardziej wysuwała się z jego objęć. Ostrożnie ją
podrzucił i złapał mocniej, a ona z całej siły objęła jego
szyję. Przez całą drogę zastanawiała się co miał na myśli
mówiąc 'niebo'. Kilka razy nawet go o to zapytała on jednak wciąż
milczał i tylko uśmiechał się do siebie tajemniczo, co dodatkowo
ją drażniło. Za każdym razem, kiedy ją ignorował, lekko
uderzała go w ramię i próbowała przekonać go do odpowiedzi.
Niestety- jak się można było domyślić- bez żadnego skutku,
choćby najmniejszego. W końcu postanowiła już się do niego nie
odzywać, on jednak, jak się zdawało, w ogóle tego nie zauważył.
Dopiero w chwili, w której nagle zerwał się w stronę chmur,
spojrzał na nią, ale szybko odwrócił wzrok i skupił się na
jakimś punkcie, widocznym tylko dla niego. Przyspieszył tak bardzo,
że dziewczyna nie widziała już nic, a gdy się odwróciła, wiatr
zmusił ją do zamknięcia oczu. Szarpnęła się i wtuliła w ramię
chłopaka, który popatrzył na nią ze zdziwieniem i już chciał ją
odsunąć, jednak za bardzo by go to spowolniło. Skierował wzrok z
powrotem w górę i coraz szybciej machał skrzydłami. Dziewczyna
spojrzała w tym samym kierunku i dopiero w ostatniej chwili zdołała
zobaczyć dziwną dziurę w chmurach, jakby ktoś odgryzł kawałek,
po drugiej stronie nie dostrzegła jednak błękitnego nieba. To
wszystko było dla nie potwornie dziwne i zastanawiała się, gdzie
prowadzi tajemnicze wejście. Nie miała zbyt wiele czasu na
rozważania, gdyż właśnie wtedy wlecieli w nie i wszystko wokół
zniknęło, zostawiając ich, otoczonych przez nieskazitelną biel,
która aż raziła oczy. Po kilku sekundach, które zdawały się
dziewczynie godzinami, wreszcie wylecieli z dziwacznego tunelu i
znaleźli się na ziemi. Cóż, przynajmniej przez chwilę wydawało
jej się, że to ziemia. Szybko jednak odkryła, że chłopak stoi na
chmurze. Zamrugała, nie mogą uwierzyć własnym oczom, ale nic się
nie zmieniło. Rozejrzała się i dostrzegła miasto w oddali. A
raczej kilka budynków, bo z tej odległości niewiele widziała.
- Gdzie jesteśmy?- zapytała cicho.
- Mówiłem ci. W Niebie.
- To nie wygląda jak Niebo- upierała się.- Nie czuję się jak w raju.
Słysząc jej słowa nie mógł powstrzymać śmiechu. Popatrzył na nią z rozbawieniem i uśmiechnął się szeroko.
- To nie żaden raj. Jesteśmy w N i e b i e. Mieszkam tu. To tak jak Anglia, lub Hiszpania, tyle, że większe i pewnie o wiele lepsze.
- Dlaczego?
- Bo ja tu jestem- odparł, przypominając jej o swoim samouwielbieniu.- Przecież to oczywiste.
- Och, zamknij się, albo znowu oberwiesz.
- To mnie nie boli.
- A co? Jesteś jakimś bogiem?
- Prawie, prawie- odpowiedział lekko.
- Więc czym jesteś?
- Niedługo się dowiesz.
- Powiedz mi, albo nigdzie się stąd nie ruszę- zażądała i wycelowała w niego palec.
- Grozisz mi?- zapytał z drwiną w głosie.- Chyba żartujesz.
Popatrzyła na niego ze skupieniem i nawet nie mrugnęła, wodząc wzrokiem po jego twarzy, szukając oznak wahania. Nie znalazła nic, więc postanowiła wciąż udawać, że ma nad nim jakąś przewagę.
- Może i tak- oznajmiła spokojnie.- Ale bez względu na to i tak nigdzie się stąd nie ruszę.
- A kto powiedział, że masz się stąd gdzieś ruszać?
Spojrzała mu w oczy, zupełnie zdezorientowana. Nie miała pojęcia o co może mu chodzić, dopóki nie podniósł jej i nie przerzucił jej sobie przez ramię. Szarpała się i krzyczała, a parę razy z jej ust wydobyło się słowo zdecydowanie niegodne damy.
- Och, co jak co, ale nie spodziewałem się, że usłyszę od ciebie coś takiego.
- Myślałeś, że potulnie pójdę za tobą, a przed tym jeszcze przywiążę się sznurkiem do twojej ręki?
- Mniej-więcej- stwierdził.
- Niestety, nie mam ani sznurka, ani zamiaru robić tego, czego sobie życzysz.
- Jeszcze zobaczymy.
- Chcesz mnie jednak związać?
- Nie, skąd. Myślałem o delikatniejszej metodzie- powiedziawszy to, mrugnął do niej.
- Jesteś obrzydliwy. Naprawdę wydaje ci się, że każda dziewczyna miałaby ochotę się z tobą umówić?
- Oczywiście.
- Cóż, każda oprócz mnie- wypowiadając te słowa zbliżyła usta do jego ucha i wykorzystując chwilę jego nieuwagi, z całej siły kopnęła go w nogę. Coś strzeliło, a on upuścił ją na ziemię i objął rękami swoje kolano. Powoli je obejrzał i próbował wstać, jednak ból znów powrócił. Dziewczyna nie czekała ani chwili dłużej i puściła się pędem w stronę, z której przyszli, nie oglądając się za siebie. Omijała pojedyncze złote drzewa, nie miała jednak czasu ani ochoty rozmyślać o ich nienaturalnym kolorze. Zdała sobie jednak sprawę, że chmura jest tylko niewielkim elementem podłoża w miejscu, którym weszli, a wszędzie naokoło widać trawę, kamień, ziemię, ale nigdzie białego puchu. Biegła przed siebie, chociaż nie miała pojęcia gdzie trafi. Nie rozglądała się, nie patrzyła za siebie, po prostu chciała znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego chłopaka, który myślał, że może mieć wszystko, od miasta, od wszystkiego. Wiedziała, że nie może się wydostać, bo pod tą dziwaczną krainą nie było nic, oprócz tysięcy metrów, które przebyłaby przed roztrzaskaniem się o skały. Przez te rozmyślania nie zauważyła kamienia na swojej drodze. Potknęła się, przewróciła i przeturlała kilka razy po ziemi, aż w końcu wylądowała w bezruchu. Nie na długo, gdyż niemal od razu dostrzegła nad sobą cień. Podniosła się i spojrzała w górę, po czym jak najszybciej wstała. Pierwszym, co zobaczyła był ciemnowłosy mężczyzna, którego oceniła na około czterdzieści lat. Dopiero po chwili dostrzegła, że wokół zebrało się ich więcej. Nie wiedziała jak się zachować, zatrzymała więc wzrok na tym, którego zobaczyła na początku, a który stał przed nią.
- Co tu panienka robi?- zapytał uprzejmie, zaprzeczając tym samym swojej groźnej minie.
- Mogłabym spytać pana o to samo- stwierdziła.- Często zdarza się panu straszyć ludzi?
- Mieszkam tu, a pani wtargnęła tu bez pozwolenia. Swoją drogą nie mam pojęcia jak to możliwe.
- Tak się składa, że została tu przyprowadzona przez, jak przypuszczam, jednego z pańskich znajomych.
Mężczyzna spojrzał ja swoich towarzyszy, oni jednak tylko zgodnie podnosili ręce w geście niewinności.
- Nie chodzi mi o nich- słysząc za sobą cichy szmer, odwróciła się i popatrzyła prosto na blondyna, po czym wskazała na niego palcem.- Mówię o nim.
Ciemnowłosy nie wyglądał na zaskoczonego, a na zdenerwowanego.
- To ty ją tutaj przywlokłeś?- zapytał, a kiedy tamten skinął głową, poczerwieniał na twarzy.- Po co? Po co ją tu przyprowadziłeś?
- Właściwie to zostałem o to poproszony przez Aleine.
- Jak to? W takim razie dlaczego mi o tym nie powiedziała?
- Właśnie dlatego- powiedział, patrząc na podarty kawałek papieru w ręce starszego mężczyzny, który dziewczyna dopiero wtedy zauważyła. Ciemnowłosy zdawał się wciąż nie rozumieć o co chodziło. Stwierdziła, że najwyraźniej nie jest po prostu zbyt inteligentny. Zaraz jednak zdała sobie sprawę, że on po prostu zastanawia się nad tym, czego się dowiedział.
- W porządku, wciąż uważam, że powinna była mnie poinformować, ale dobrze. A zatem zaprowadź tę młodą damę do Aleine.
- Co takiego?!- krzyknęła.- Mam gdzieś pójść z tym idiotą?!
Mężczyzna już miał ją upomnieć, jednak blondyn go uprzedził.
- Dokładnie- potwierdził.
- Nie ma mowy- zaprotestowała.- Chwila...- zaczęła, patrząc na jego nogi.- Przed chwilą zwijałeś się ba drodze z bólu.
- Chyba nie wierzysz, że naprawdę mnie to bolało? Udawałem, żebyś mogła się nacieszyć zwycięstwem.
- Ach tak? Więc tak bardzo interesuje cię moje szczęście, że dałeś mi uciec?- w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko.
- Owszem.
- Cóż za wspaniałomyślność- mruknęła.
- Taki już jestem- stwierdził potulnie i chwycił ją za rękę.
- Ej!- zaprotestowała.- Jeśli w ogóle mam gdzieś z tobą pójść, to masz mnie nie dotykać!
- Zawsze mogę znowu przerzucić cię przez ramię.
- Tylko spróbuj- zagroziła, mrużąc przy tym oczy.
- A co możesz mi zrobić?- zadrwił.- Chyba najwyżej na mnie napluć.
- Dobrze ci radzę, nie prowokuj mnie.
- No dalej, pokaż co potrafisz.
Tego było dla niej za wiele. Nie dość, że sam ją tam przyprowadził, to jeszcze miał czelność ją obrażać. Twardo stanęła na ziemi, po czym odbiła się od niej i skoczyła na niego. Rzuciła się w stronę jego twarzy, wyciągając ręce i obejmując go nogami w pasie. Był wyraźnie zaskoczony, już po chwili zaczął jednak odsuwać ją od siebie. Na jego nieszczęście trzymała się mocno i była na to przygotowana. Machała rękami i uderzała go w twarz i ramiona. W końcu chłopak nie mógł już dłużej jej utrzymywać. Cofał się, krok za krokiem, aż wreszcie upadł, ciągnąc ją za sobą.
- Hej! Dosyć tego!- krzyknął ciemnowłosy mężczyzna, próbując ich od siebie oddzielić.- Nie zachowujcie się jak dzieci! Zejdź z niego! A ty przestań ciągnąć ją za włosy! Zachowuj się młodzieńcze!
Po kilku nieudanych próbach nareszcie udało mu się odciągnąć ich od siebie i stanąć między nimi.
Wszyscy troje dyszeli ze zmęczenia, z trudem łapiąc powietrze. Młodzi patrzyli na siebie ze złością, zastanawiając się, czy zdążą jeszcze rzucić się sobie do gardeł, zanim mężczyzna to zauważy. Niestety dostrzegł ich wściekłe spojrzenia i zaraz się wyprostował, przygotowany w każdej chwili ich powstrzymać.
- Co wam strzeliło do głowy?
- Sam to zaczął.
- Ja?! Więc to ja rzuciłem się na ciebie z pazurami?
- Po pierwsze prawie cię nie zadrapałam, a po drugie ostrzegałam, żebyś mnie nie prowokował- przypomniała z uśmiechem.
- Posłuchaj chłopcze- wtrącił ciemnowłosy.- Ta dziewczyna ma trochę racji. Poza tym jest tutaj gościem, a tak nie traktuje się gości.
- Ale...
- Żadnych 'ale'- przerwał.- A teraz zaprowadź ją do Aleine. Kulturalnie- ostatnie słowo wypowiedział z naciskiem.
- Jasne, jasne- mruknął tamten, wyciągając rękę w stronę dziewczyny.- A zatem... Czy pozwoli mi się panienka odprowadzić?- zapytał uprzejmie.Wspaniale, tego jeszcze nie było- pomyślała z rozbawieniem. Wypadało jednak zachować się równie przyzwoicie, więc zastanowiła się chwilę na odpowiedzią.
- Ależ oczywiście. Z przyjemnością- oznajmiła, lekko się uśmiechając.
Delikatnie ujął jej dłoń i pokazał kierunek, w którym mieli iść. Ruszyli powoli, nie patrząc na siebie. Po kilkunastu krokach dziewczyna nachyliła się w jego stronę.
- Daj znać kiedy znikniemy mu z oczu- wyszeptała.- Nie mam ochoty trzymać cię za rękę przez całą drogę.
- Och, to już niedaleko- odparł.- Ale masz rację, wolałbym tego uniknąć.
- Dzięki Bogu...- westchnęła.
- Jesteś nieznośna- stwierdził.
- Taki talent- odpowiedziała, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem.
Nie szli długo, a jednak wydawało jej się, że trwa to już wieczność. Jakieś czas wcześniej przestali udawać 'kulturalnych' i zwiększyli dystans między sobą. Bolały ją nogi, ale nie miała zamiaru narzekać, a już zwłaszcza nie przy nim. Milczała więc i pewnie stawiała każdy następny krok. Głowę miała uniesioną, a ręce lekko kołysały się przy jej ciele. Coraz bardziej zbliżali się do jasnych budynków, które jeszcze niedawno ledwo dostrzegała.
Wreszcie wkroczyli między domy, a chłopak przystanął na chwilę rozejrzał się i bez zastanowienia skręcił w prawo, ciągnąc ją za sobą przez wąską uliczkę. Na początku próbowała się wyrwać, zaraz jednak zrezygnowała, czując jego siłę i widząc mocno napięte mięśnie. Z satysfakcją zauważyła, że zaczął ciężej oddychać, co znaczyło, że choć trochę go zmęczyła. Skrzywiła się, kiedy mocniej zacisnął dłoń na jej nadgarstku. Zaczęła rozglądać się wokoło i starała się zapamiętać każdy szczegół drogi, gdyby nadarzyła się okazja do ucieczki.
- Nawet nie próbuj- ostrzegł, widząc jej minę.- Z łatwością cię dogonię, ale dla ciebie może się to kiepsko skończyć.
- Dzięki za ostrzeżenie- mruknęła.
- Zawsze do usług.
- Mhm...
Zignorował ją i nagle skręcił w lewo, ciągnąć ją do ciemnego zaułka.
- Ha!- zaczęła z rozbawieniem.- Masz zamiar zgwałcić mnie, zabić a potem zostawić tutaj w nadziei, że nikt nie znajdzie mojego ciała?- zadrwiła.
- Jasne, niby po co innego bym cię tu przyprowadzał- odparł ze złośliwym uśmieszkiem, po czym przyjrzał się jej i podszedł bliżej. Stanął tuż przy niej i oblizał się ostentacyjnie, wpatrując się w nią.
Poczuła się nieswojo i powoli się poruszyła.
- Ciii- zaprotestował.- To nie będzie bolało...- zaczął, niestety nie dane mu było dokończyć. Dziewczyna szybko kopnęła go w to samo miejsce na nodze, a gdy się schylił, uderzyła pięścią w jego głowę.
- Eeeej!- krzyknął.- Przecież ja tylko żartowałem!
- Więc widzisz co spotyka takich komików jak ty.
- Kobieto! Ależ ty jesteś agresywna!
- Trzeba było nie...- urwała.
- Nie...? Nie... Co?- zapytał, pocierając obolały tył głowy.
- Trzeba było sobie ze mnie nie żartować!- odparowała.
- A może ja to lubię?
- To już twój problem- powiedziała, podchodząc do niego i szturchając go palcem w pierś.- Bo masz tego więcej nie robić.
- Dobra, dobra, już nie będę.
- Akurat- prychnęła, dając wyraźnie do zrozumienia, że ani trochę mu nie wierzy.
- Wątpisz w moją szczerość?
- Cóż, ja nie tylko wątpię, ja wiem, że jej nie ma- odparła.- A teraz ruszajmy... Zaprowadź mnie już dot tej Aleine, chcę to już mieć z głowy- dodała z czarującym uśmiechem, który sprawił, że chłopak zaczął zastanawiać się, skąd w ogóle ją wytrzasnął. Uratowałeś ją, idioto- podpowiedział mu głos w jego umyśle. Potrząsnął głową, spojrzał przelotnie na dziewczynę i ruszył przodem. Podążyła za nim, ledwo dotrzymując mu kroku. Jego długie nogi stawały pewnie i szybko sprawiając, że nie mogła iść równo z nim. Nie miała pojęcia jak długo szli- zamiast skupiać się na czasie, liczyła zakręty. Tym razem niczego nie zauważył, a przynajmniej na to wyglądało. Nareszcie miała trochę czasu, by uważniej mu się przyjrzeć, nie zwracając jego uwagi. Dostrzegła wyraźnie zarysowaną szczękę, szare oczy w których odbijało się światło pochodni zawieszonych przy budynkach i po raz kolejny wpatrzyła się w jego miękkie, jasne włosy ledwie sięgające ramion chłopaka. Przestała oglądać się za siebie i nie odrywała od niego wzroku. Tak głęboko się zamyśliła, że wpadła na niego, gdy się zatrzymał.
- Co jest?- zapytał z wyrzutem.- Masz jakiś problem?
Ocknęła się i popatrzyła mu głęboko w oczy, a on zamarł przez chwilę, odwzajemniając spojrzenie. Uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Skąd- odpowiedziała na pytanie, o którym on już dawno zapomniał.- Chodźmy dalej- uśmiech wciąż nie schodził z jej delikatnej twarzy.
Zamrugał i odsunął się kilka kroków w tył.
- Nie, my...- urwał, by wziąć głęboki wdech.- Jesteśmy na miejscu.
- Serio?- zapytała zaskoczona.- Gdzie?
- Tutaj- pokazał na duże, drewniane drzwi prowadzące do pomalowanego na granatowo domu i mocno je pchnął.
- Gdzie jesteśmy?- zapytała cicho.
- Mówiłem ci. W Niebie.
- To nie wygląda jak Niebo- upierała się.- Nie czuję się jak w raju.
Słysząc jej słowa nie mógł powstrzymać śmiechu. Popatrzył na nią z rozbawieniem i uśmiechnął się szeroko.
- To nie żaden raj. Jesteśmy w N i e b i e. Mieszkam tu. To tak jak Anglia, lub Hiszpania, tyle, że większe i pewnie o wiele lepsze.
- Dlaczego?
- Bo ja tu jestem- odparł, przypominając jej o swoim samouwielbieniu.- Przecież to oczywiste.
- Och, zamknij się, albo znowu oberwiesz.
- To mnie nie boli.
- A co? Jesteś jakimś bogiem?
- Prawie, prawie- odpowiedział lekko.
- Więc czym jesteś?
- Niedługo się dowiesz.
- Powiedz mi, albo nigdzie się stąd nie ruszę- zażądała i wycelowała w niego palec.
- Grozisz mi?- zapytał z drwiną w głosie.- Chyba żartujesz.
Popatrzyła na niego ze skupieniem i nawet nie mrugnęła, wodząc wzrokiem po jego twarzy, szukając oznak wahania. Nie znalazła nic, więc postanowiła wciąż udawać, że ma nad nim jakąś przewagę.
- Może i tak- oznajmiła spokojnie.- Ale bez względu na to i tak nigdzie się stąd nie ruszę.
- A kto powiedział, że masz się stąd gdzieś ruszać?
Spojrzała mu w oczy, zupełnie zdezorientowana. Nie miała pojęcia o co może mu chodzić, dopóki nie podniósł jej i nie przerzucił jej sobie przez ramię. Szarpała się i krzyczała, a parę razy z jej ust wydobyło się słowo zdecydowanie niegodne damy.
- Och, co jak co, ale nie spodziewałem się, że usłyszę od ciebie coś takiego.
- Myślałeś, że potulnie pójdę za tobą, a przed tym jeszcze przywiążę się sznurkiem do twojej ręki?
- Mniej-więcej- stwierdził.
- Niestety, nie mam ani sznurka, ani zamiaru robić tego, czego sobie życzysz.
- Jeszcze zobaczymy.
- Chcesz mnie jednak związać?
- Nie, skąd. Myślałem o delikatniejszej metodzie- powiedziawszy to, mrugnął do niej.
- Jesteś obrzydliwy. Naprawdę wydaje ci się, że każda dziewczyna miałaby ochotę się z tobą umówić?
- Oczywiście.
- Cóż, każda oprócz mnie- wypowiadając te słowa zbliżyła usta do jego ucha i wykorzystując chwilę jego nieuwagi, z całej siły kopnęła go w nogę. Coś strzeliło, a on upuścił ją na ziemię i objął rękami swoje kolano. Powoli je obejrzał i próbował wstać, jednak ból znów powrócił. Dziewczyna nie czekała ani chwili dłużej i puściła się pędem w stronę, z której przyszli, nie oglądając się za siebie. Omijała pojedyncze złote drzewa, nie miała jednak czasu ani ochoty rozmyślać o ich nienaturalnym kolorze. Zdała sobie jednak sprawę, że chmura jest tylko niewielkim elementem podłoża w miejscu, którym weszli, a wszędzie naokoło widać trawę, kamień, ziemię, ale nigdzie białego puchu. Biegła przed siebie, chociaż nie miała pojęcia gdzie trafi. Nie rozglądała się, nie patrzyła za siebie, po prostu chciała znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego chłopaka, który myślał, że może mieć wszystko, od miasta, od wszystkiego. Wiedziała, że nie może się wydostać, bo pod tą dziwaczną krainą nie było nic, oprócz tysięcy metrów, które przebyłaby przed roztrzaskaniem się o skały. Przez te rozmyślania nie zauważyła kamienia na swojej drodze. Potknęła się, przewróciła i przeturlała kilka razy po ziemi, aż w końcu wylądowała w bezruchu. Nie na długo, gdyż niemal od razu dostrzegła nad sobą cień. Podniosła się i spojrzała w górę, po czym jak najszybciej wstała. Pierwszym, co zobaczyła był ciemnowłosy mężczyzna, którego oceniła na około czterdzieści lat. Dopiero po chwili dostrzegła, że wokół zebrało się ich więcej. Nie wiedziała jak się zachować, zatrzymała więc wzrok na tym, którego zobaczyła na początku, a który stał przed nią.
- Co tu panienka robi?- zapytał uprzejmie, zaprzeczając tym samym swojej groźnej minie.
- Mogłabym spytać pana o to samo- stwierdziła.- Często zdarza się panu straszyć ludzi?
- Mieszkam tu, a pani wtargnęła tu bez pozwolenia. Swoją drogą nie mam pojęcia jak to możliwe.
- Tak się składa, że została tu przyprowadzona przez, jak przypuszczam, jednego z pańskich znajomych.
Mężczyzna spojrzał ja swoich towarzyszy, oni jednak tylko zgodnie podnosili ręce w geście niewinności.
- Nie chodzi mi o nich- słysząc za sobą cichy szmer, odwróciła się i popatrzyła prosto na blondyna, po czym wskazała na niego palcem.- Mówię o nim.
Ciemnowłosy nie wyglądał na zaskoczonego, a na zdenerwowanego.
- To ty ją tutaj przywlokłeś?- zapytał, a kiedy tamten skinął głową, poczerwieniał na twarzy.- Po co? Po co ją tu przyprowadziłeś?
- Właściwie to zostałem o to poproszony przez Aleine.
- Jak to? W takim razie dlaczego mi o tym nie powiedziała?
- Właśnie dlatego- powiedział, patrząc na podarty kawałek papieru w ręce starszego mężczyzny, który dziewczyna dopiero wtedy zauważyła. Ciemnowłosy zdawał się wciąż nie rozumieć o co chodziło. Stwierdziła, że najwyraźniej nie jest po prostu zbyt inteligentny. Zaraz jednak zdała sobie sprawę, że on po prostu zastanawia się nad tym, czego się dowiedział.
- W porządku, wciąż uważam, że powinna była mnie poinformować, ale dobrze. A zatem zaprowadź tę młodą damę do Aleine.
- Co takiego?!- krzyknęła.- Mam gdzieś pójść z tym idiotą?!
Mężczyzna już miał ją upomnieć, jednak blondyn go uprzedził.
- Dokładnie- potwierdził.
- Nie ma mowy- zaprotestowała.- Chwila...- zaczęła, patrząc na jego nogi.- Przed chwilą zwijałeś się ba drodze z bólu.
- Chyba nie wierzysz, że naprawdę mnie to bolało? Udawałem, żebyś mogła się nacieszyć zwycięstwem.
- Ach tak? Więc tak bardzo interesuje cię moje szczęście, że dałeś mi uciec?- w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko.
- Owszem.
- Cóż za wspaniałomyślność- mruknęła.
- Taki już jestem- stwierdził potulnie i chwycił ją za rękę.
- Ej!- zaprotestowała.- Jeśli w ogóle mam gdzieś z tobą pójść, to masz mnie nie dotykać!
- Zawsze mogę znowu przerzucić cię przez ramię.
- Tylko spróbuj- zagroziła, mrużąc przy tym oczy.
- A co możesz mi zrobić?- zadrwił.- Chyba najwyżej na mnie napluć.
- Dobrze ci radzę, nie prowokuj mnie.
- No dalej, pokaż co potrafisz.
Tego było dla niej za wiele. Nie dość, że sam ją tam przyprowadził, to jeszcze miał czelność ją obrażać. Twardo stanęła na ziemi, po czym odbiła się od niej i skoczyła na niego. Rzuciła się w stronę jego twarzy, wyciągając ręce i obejmując go nogami w pasie. Był wyraźnie zaskoczony, już po chwili zaczął jednak odsuwać ją od siebie. Na jego nieszczęście trzymała się mocno i była na to przygotowana. Machała rękami i uderzała go w twarz i ramiona. W końcu chłopak nie mógł już dłużej jej utrzymywać. Cofał się, krok za krokiem, aż wreszcie upadł, ciągnąc ją za sobą.
- Hej! Dosyć tego!- krzyknął ciemnowłosy mężczyzna, próbując ich od siebie oddzielić.- Nie zachowujcie się jak dzieci! Zejdź z niego! A ty przestań ciągnąć ją za włosy! Zachowuj się młodzieńcze!
Po kilku nieudanych próbach nareszcie udało mu się odciągnąć ich od siebie i stanąć między nimi.
Wszyscy troje dyszeli ze zmęczenia, z trudem łapiąc powietrze. Młodzi patrzyli na siebie ze złością, zastanawiając się, czy zdążą jeszcze rzucić się sobie do gardeł, zanim mężczyzna to zauważy. Niestety dostrzegł ich wściekłe spojrzenia i zaraz się wyprostował, przygotowany w każdej chwili ich powstrzymać.
- Co wam strzeliło do głowy?
- Sam to zaczął.
- Ja?! Więc to ja rzuciłem się na ciebie z pazurami?
- Po pierwsze prawie cię nie zadrapałam, a po drugie ostrzegałam, żebyś mnie nie prowokował- przypomniała z uśmiechem.
- Posłuchaj chłopcze- wtrącił ciemnowłosy.- Ta dziewczyna ma trochę racji. Poza tym jest tutaj gościem, a tak nie traktuje się gości.
- Ale...
- Żadnych 'ale'- przerwał.- A teraz zaprowadź ją do Aleine. Kulturalnie- ostatnie słowo wypowiedział z naciskiem.
- Jasne, jasne- mruknął tamten, wyciągając rękę w stronę dziewczyny.- A zatem... Czy pozwoli mi się panienka odprowadzić?- zapytał uprzejmie.Wspaniale, tego jeszcze nie było- pomyślała z rozbawieniem. Wypadało jednak zachować się równie przyzwoicie, więc zastanowiła się chwilę na odpowiedzią.
- Ależ oczywiście. Z przyjemnością- oznajmiła, lekko się uśmiechając.
Delikatnie ujął jej dłoń i pokazał kierunek, w którym mieli iść. Ruszyli powoli, nie patrząc na siebie. Po kilkunastu krokach dziewczyna nachyliła się w jego stronę.
- Daj znać kiedy znikniemy mu z oczu- wyszeptała.- Nie mam ochoty trzymać cię za rękę przez całą drogę.
- Och, to już niedaleko- odparł.- Ale masz rację, wolałbym tego uniknąć.
- Dzięki Bogu...- westchnęła.
- Jesteś nieznośna- stwierdził.
- Taki talent- odpowiedziała, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem.
Nie szli długo, a jednak wydawało jej się, że trwa to już wieczność. Jakieś czas wcześniej przestali udawać 'kulturalnych' i zwiększyli dystans między sobą. Bolały ją nogi, ale nie miała zamiaru narzekać, a już zwłaszcza nie przy nim. Milczała więc i pewnie stawiała każdy następny krok. Głowę miała uniesioną, a ręce lekko kołysały się przy jej ciele. Coraz bardziej zbliżali się do jasnych budynków, które jeszcze niedawno ledwo dostrzegała.
Wreszcie wkroczyli między domy, a chłopak przystanął na chwilę rozejrzał się i bez zastanowienia skręcił w prawo, ciągnąc ją za sobą przez wąską uliczkę. Na początku próbowała się wyrwać, zaraz jednak zrezygnowała, czując jego siłę i widząc mocno napięte mięśnie. Z satysfakcją zauważyła, że zaczął ciężej oddychać, co znaczyło, że choć trochę go zmęczyła. Skrzywiła się, kiedy mocniej zacisnął dłoń na jej nadgarstku. Zaczęła rozglądać się wokoło i starała się zapamiętać każdy szczegół drogi, gdyby nadarzyła się okazja do ucieczki.
- Nawet nie próbuj- ostrzegł, widząc jej minę.- Z łatwością cię dogonię, ale dla ciebie może się to kiepsko skończyć.
- Dzięki za ostrzeżenie- mruknęła.
- Zawsze do usług.
- Mhm...
Zignorował ją i nagle skręcił w lewo, ciągnąć ją do ciemnego zaułka.
- Ha!- zaczęła z rozbawieniem.- Masz zamiar zgwałcić mnie, zabić a potem zostawić tutaj w nadziei, że nikt nie znajdzie mojego ciała?- zadrwiła.
- Jasne, niby po co innego bym cię tu przyprowadzał- odparł ze złośliwym uśmieszkiem, po czym przyjrzał się jej i podszedł bliżej. Stanął tuż przy niej i oblizał się ostentacyjnie, wpatrując się w nią.
Poczuła się nieswojo i powoli się poruszyła.
- Ciii- zaprotestował.- To nie będzie bolało...- zaczął, niestety nie dane mu było dokończyć. Dziewczyna szybko kopnęła go w to samo miejsce na nodze, a gdy się schylił, uderzyła pięścią w jego głowę.
- Eeeej!- krzyknął.- Przecież ja tylko żartowałem!
- Więc widzisz co spotyka takich komików jak ty.
- Kobieto! Ależ ty jesteś agresywna!
- Trzeba było nie...- urwała.
- Nie...? Nie... Co?- zapytał, pocierając obolały tył głowy.
- Trzeba było sobie ze mnie nie żartować!- odparowała.
- A może ja to lubię?
- To już twój problem- powiedziała, podchodząc do niego i szturchając go palcem w pierś.- Bo masz tego więcej nie robić.
- Dobra, dobra, już nie będę.
- Akurat- prychnęła, dając wyraźnie do zrozumienia, że ani trochę mu nie wierzy.
- Wątpisz w moją szczerość?
- Cóż, ja nie tylko wątpię, ja wiem, że jej nie ma- odparła.- A teraz ruszajmy... Zaprowadź mnie już dot tej Aleine, chcę to już mieć z głowy- dodała z czarującym uśmiechem, który sprawił, że chłopak zaczął zastanawiać się, skąd w ogóle ją wytrzasnął. Uratowałeś ją, idioto- podpowiedział mu głos w jego umyśle. Potrząsnął głową, spojrzał przelotnie na dziewczynę i ruszył przodem. Podążyła za nim, ledwo dotrzymując mu kroku. Jego długie nogi stawały pewnie i szybko sprawiając, że nie mogła iść równo z nim. Nie miała pojęcia jak długo szli- zamiast skupiać się na czasie, liczyła zakręty. Tym razem niczego nie zauważył, a przynajmniej na to wyglądało. Nareszcie miała trochę czasu, by uważniej mu się przyjrzeć, nie zwracając jego uwagi. Dostrzegła wyraźnie zarysowaną szczękę, szare oczy w których odbijało się światło pochodni zawieszonych przy budynkach i po raz kolejny wpatrzyła się w jego miękkie, jasne włosy ledwie sięgające ramion chłopaka. Przestała oglądać się za siebie i nie odrywała od niego wzroku. Tak głęboko się zamyśliła, że wpadła na niego, gdy się zatrzymał.
- Co jest?- zapytał z wyrzutem.- Masz jakiś problem?
Ocknęła się i popatrzyła mu głęboko w oczy, a on zamarł przez chwilę, odwzajemniając spojrzenie. Uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Skąd- odpowiedziała na pytanie, o którym on już dawno zapomniał.- Chodźmy dalej- uśmiech wciąż nie schodził z jej delikatnej twarzy.
Zamrugał i odsunął się kilka kroków w tył.
- Nie, my...- urwał, by wziąć głęboki wdech.- Jesteśmy na miejscu.
- Serio?- zapytała zaskoczona.- Gdzie?
- Tutaj- pokazał na duże, drewniane drzwi prowadzące do pomalowanego na granatowo domu i mocno je pchnął.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I.... koniec ! :) Dziękuję za przeczytanie, zapraszam do podzielenia się ze mną ( i z innymi :) ) swoją opinią, która jak wiecie może pozostać anonimowa :D
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam,
Weronika ;3
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam,
Weronika ;3