Obawiam się jednak, że już to czytałaś kochana, ale nie jestem pewna :c
Enjoy! xd
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czerwone krople zlewały się z
deszczem, spływając po szybie. Zostawiały po sobie długie
szkarłatne ślady i rozdzielały się przy skruszonym kamiennym
parapecie, po czym bezgłośnie spadały na brudny już i zniszczony
dywan w skomplikowane kwieciste wzory. Wtedy jednak kwiaty i liście
nie wyglądały radośnie i elegancko. Całe umazane były w
czerwieni pochłaniającej bezlitośnie każdy ich odcinek. Zerwany
dach powoli zsuwał się po gruzach południowej części rezydencji,
w której niegdyś mieściła się sala balowa. Na ziemi mieszały
się ze sobą drewniane meble, drogie tkaniny i kolorowe ubrania
mieszkańców.
Dziewczynka stała pośrodku niewielkiego gabinetu, zaciskając rączkę na krawędzi biurka. Niewidzącymi oczyma wpatrywała się w stare papiery i kolekcję gęsich piór, jakimi posługiwał się jej ojciec. Ale jej ojca już nie było, już nigdy więcej nie mogła go zobaczyć. Owej nieszczęśliwej nocy zginęła niemal cała jej rodzina. Jedynie starszy brat zdołał uciec, niestety jednak nie wrócił. Obserwując pomieszczenie zastanawiała się czy to na pewno nie sen. Z całych sił trzymała się tej ostatniej nadziei, że być może wszystko to tylko jej wyobraźnia, torturująca ją najokrutniejszymi koszmarami. Nie chciała wierzyć w to, co zobaczyła, co usłyszała podczas kolacji. Uciekła wtedy na górę, by nie oglądać latających tuż przy głowach gości noży.
Pokój ojca zawsze wydawał jej się bezpieczny, kojarzyła go z kominkiem, pachnącymi świecami i spokojnym, opiekuńczym mężczyzną o ciemnych włosach i orzechowych oczach wpatrujących się w nią z troską i miłością. Pamiętała historie, które opowiadał jej kiedy nie mogła zasnąć. Uwielbiała kłaść się na ogrzanej przez ogień podłodze, zamykać oczy i wyobrażać sobie, że jest jedną z wojowniczek. Ojciec zawsze dziwił się, że nigdy nie wybierała księżniczek i pałaców, ona jednak chciała być kimś ważnym, kimś wyjątkowym. Nie miała zamiaru spędzić życia w zamku wypatrując księcia na białym koniu, który przybędzie pod jej okno i zaśpiewa piękną pieśń o tym, jak bardzo ją kocha. Uważała te bajki za bardzo romantyczne, ale nie chciała by opowiadał jej je więcej niż kilka razy. Natomiast o nieustraszonych bohaterkach walczących z mężczyznami mogła słuchać godzinami i ani razu jej się to nie znudziło. Nigdy więcej nie miała jednak usłyszeć żadnej z tych historii.
Poczuła na palcach coś lepkiego i nieprzyjemnego. Przeniosła wzrok na swoją dłoń i zobaczyła krew spływającą z krawędzi biurka. Odruchowo cofnęła się i wytarła ją w sukienkę. Szkarłat z niewiarygodną szybkością zaczął pochłaniać błękitną tkaninę leżącą delikatnie na ciele dziewczynki. Obejrzała się dokładnie po czym podniosła wzrok. Po drugiej stronie pomieszczenia, na podłodze leżał jakiś kształt. Ale ona wiedziała, co to. Podeszła bliżej i odsunęła zerwaną zasłonę. Pod tkaniną zobaczyła wykrzywioną w agonii twarz swojej matki, która próbowała ją stamtąd wyprowadzić, zanim do środka wkroczył mroczny mężczyzna o białych jak śnieg włosach i ziejących pustką czarnych oczach. Jego wzrok od razu powędrował ku kobiecie, powalając ją, wijąca się z bólu, na drewnianą podłogę. Krzyczała do niego, by nie robił krzywdy jej córeczce, on jednak zdawał się w ogóle tego nie słyszeć. Odwrócił się w stronę dziewięciolatki, podniósł ją i posadził na parapecie, szepcząc jej do ucha niezrozumiałe dla niej słowa. Pogłaskał ją po włosach i przeczesał je palcami. Przez chwilę poczuła się bezpieczna, ale nie trwało to długo. Już po chwili wszystkie okropne wspomnienia zalały jej umysł. Zaczęła drżeć na całym ciele. Białowłosy odsunął się od niej i postawił ją na ziemi, po czym wszedł na parapet by zamknąć okno. Dziewczynka delikatnie kopnęła kawałek drewnianej belki, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Odwrócił się i już miał zamiar zapytać, czy wszystko w porządku, ale nie zdążył. Spojrzał jej w oczy a ona pomyślała o tych strasznych rzeczach, których była świadkiem. Jej powieki opadły. Wyobraziła sobie, że wyrywa jego serce z piersi, wciąż jeszcze bijące i wyrzuca je przez dziurę w ścianie. Kiedy znów na niego spojrzała, zachwiał się i runął w dół, krzycząc nieludzko, miotając się i wykręcając. Dziewczynka usłyszała głuchy łomot i domyśliła się, że to on uderzył o ziemię. Nie ruszyła się jednak by to sprawdzić. Stała tak ściskając biurko i kołysząc się w przód i w tył, nucąc przy tym nieznaną jej wcześniej melodię.
Od tej chwili minęło kilka godzin, po których wreszcie coś zmusiło ją do ocknięcia się. Matka leżała w kałuży własnej krwi, chociaż nie miała na swoim ciele żadnej rany. Wypływała z jej oczu, ust i nosa, sącząc się powoli, aż w końcu zastygła i było już jasne, że kobieta nie żyje.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak widzicie, bardzo krótkie, ale zawsze coś :) Bardzo przepraszam, że nie ma jeszcze następnej części opowiadania o Marisie, ale niestety nie wyszło mi i zaczynałam od nowa :) Mam nadzieję, że to nie jest takie złe i w miarę umili Wam czas ;3
Pozdrawiam,
Weronika
Dziewczynka stała pośrodku niewielkiego gabinetu, zaciskając rączkę na krawędzi biurka. Niewidzącymi oczyma wpatrywała się w stare papiery i kolekcję gęsich piór, jakimi posługiwał się jej ojciec. Ale jej ojca już nie było, już nigdy więcej nie mogła go zobaczyć. Owej nieszczęśliwej nocy zginęła niemal cała jej rodzina. Jedynie starszy brat zdołał uciec, niestety jednak nie wrócił. Obserwując pomieszczenie zastanawiała się czy to na pewno nie sen. Z całych sił trzymała się tej ostatniej nadziei, że być może wszystko to tylko jej wyobraźnia, torturująca ją najokrutniejszymi koszmarami. Nie chciała wierzyć w to, co zobaczyła, co usłyszała podczas kolacji. Uciekła wtedy na górę, by nie oglądać latających tuż przy głowach gości noży.
Pokój ojca zawsze wydawał jej się bezpieczny, kojarzyła go z kominkiem, pachnącymi świecami i spokojnym, opiekuńczym mężczyzną o ciemnych włosach i orzechowych oczach wpatrujących się w nią z troską i miłością. Pamiętała historie, które opowiadał jej kiedy nie mogła zasnąć. Uwielbiała kłaść się na ogrzanej przez ogień podłodze, zamykać oczy i wyobrażać sobie, że jest jedną z wojowniczek. Ojciec zawsze dziwił się, że nigdy nie wybierała księżniczek i pałaców, ona jednak chciała być kimś ważnym, kimś wyjątkowym. Nie miała zamiaru spędzić życia w zamku wypatrując księcia na białym koniu, który przybędzie pod jej okno i zaśpiewa piękną pieśń o tym, jak bardzo ją kocha. Uważała te bajki za bardzo romantyczne, ale nie chciała by opowiadał jej je więcej niż kilka razy. Natomiast o nieustraszonych bohaterkach walczących z mężczyznami mogła słuchać godzinami i ani razu jej się to nie znudziło. Nigdy więcej nie miała jednak usłyszeć żadnej z tych historii.
Poczuła na palcach coś lepkiego i nieprzyjemnego. Przeniosła wzrok na swoją dłoń i zobaczyła krew spływającą z krawędzi biurka. Odruchowo cofnęła się i wytarła ją w sukienkę. Szkarłat z niewiarygodną szybkością zaczął pochłaniać błękitną tkaninę leżącą delikatnie na ciele dziewczynki. Obejrzała się dokładnie po czym podniosła wzrok. Po drugiej stronie pomieszczenia, na podłodze leżał jakiś kształt. Ale ona wiedziała, co to. Podeszła bliżej i odsunęła zerwaną zasłonę. Pod tkaniną zobaczyła wykrzywioną w agonii twarz swojej matki, która próbowała ją stamtąd wyprowadzić, zanim do środka wkroczył mroczny mężczyzna o białych jak śnieg włosach i ziejących pustką czarnych oczach. Jego wzrok od razu powędrował ku kobiecie, powalając ją, wijąca się z bólu, na drewnianą podłogę. Krzyczała do niego, by nie robił krzywdy jej córeczce, on jednak zdawał się w ogóle tego nie słyszeć. Odwrócił się w stronę dziewięciolatki, podniósł ją i posadził na parapecie, szepcząc jej do ucha niezrozumiałe dla niej słowa. Pogłaskał ją po włosach i przeczesał je palcami. Przez chwilę poczuła się bezpieczna, ale nie trwało to długo. Już po chwili wszystkie okropne wspomnienia zalały jej umysł. Zaczęła drżeć na całym ciele. Białowłosy odsunął się od niej i postawił ją na ziemi, po czym wszedł na parapet by zamknąć okno. Dziewczynka delikatnie kopnęła kawałek drewnianej belki, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Odwrócił się i już miał zamiar zapytać, czy wszystko w porządku, ale nie zdążył. Spojrzał jej w oczy a ona pomyślała o tych strasznych rzeczach, których była świadkiem. Jej powieki opadły. Wyobraziła sobie, że wyrywa jego serce z piersi, wciąż jeszcze bijące i wyrzuca je przez dziurę w ścianie. Kiedy znów na niego spojrzała, zachwiał się i runął w dół, krzycząc nieludzko, miotając się i wykręcając. Dziewczynka usłyszała głuchy łomot i domyśliła się, że to on uderzył o ziemię. Nie ruszyła się jednak by to sprawdzić. Stała tak ściskając biurko i kołysząc się w przód i w tył, nucąc przy tym nieznaną jej wcześniej melodię.
Od tej chwili minęło kilka godzin, po których wreszcie coś zmusiło ją do ocknięcia się. Matka leżała w kałuży własnej krwi, chociaż nie miała na swoim ciele żadnej rany. Wypływała z jej oczu, ust i nosa, sącząc się powoli, aż w końcu zastygła i było już jasne, że kobieta nie żyje.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak widzicie, bardzo krótkie, ale zawsze coś :) Bardzo przepraszam, że nie ma jeszcze następnej części opowiadania o Marisie, ale niestety nie wyszło mi i zaczynałam od nowa :) Mam nadzieję, że to nie jest takie złe i w miarę umili Wam czas ;3
Pozdrawiam,
Weronika