niedziela, 31 marca 2013

Część 8.

Ostatnie schody. Zostały już tylko ostatnie schody. Jeszcze kilka- powtarzała w myślach.- 7...4...2...1...
Oparła się o ścianę, zdyszana po długiej wspinaczce na 30. piętro. Nie mogła narzekać, w końcu sama wybrała schody zamiast windy. Słysząc za sobą kroki odwróciła się gwałtownie, od razu jednak tego pożałowała. Cały świat zawirował, a sylwetka przyjaciela rozmyła się w jej oczach. Zatoczyła się lekko, nie mogąc dosięgnąć ściany. Niestety, kiedy w końcu jej się udało, było już za późno. Upadła z hukiem na marmurową podłogę, boleśnie uderzając głową o ścianę. Kiedy wszystko się uspokoiło, podniosła wzrok i dostrzegła przed sobą Chrisa, który- co dziwne- w ogóle nie pokazywał po sobie zmęczenia. Szedł lekko, oddychał równo i miarowo, poruszał się delikatnie. Nawet na moment nie podtrzymał się poręczy. Dziwne- pomyślała.- Zawsze to on był bardziej wykończony, a ja całkiem nieźle dawałam sobie radę. Tym razem jednak było inaczej, a dziewczyna czuła się nieco zakłopotana tym, że ledwo łapie powietrze.
- Wszystko w porządku?- zapytał, jednak nie potrafiła znaleźć w jego głosie ani cienia troski czy choćby zainteresowania. Był zbyt spokojny, jakby ktoś wniósł go po tych schodach. Zamiast odpowiedzieć przyjacielowi, postanowiła zignorować wyczerpanie. Odepchnęła się rękami od podłogi, szybko wstała i pomaszerowała w stronę wejścia na dach.
- Na pewno chcesz tam iść?- kontynuował niezrażony.- Czeka cię kolejna wspinaczka- ostrzegł.
- To nic, może zrzucę parę kilogramów- zaśmiała się, jednak on wyglądał, jakby nie zrozumiał, co do niego powiedziała. Zachowywał się naprawdę podejrzanie, nawet Marisa to dostrzegała.
Kolejne kroki przychodziły jej z coraz większą trudnością, jakby z każdym ruchem ktoś zabierał jej całą energię. Powieki opadały, nogi uginały się pod ciężarem ciała... To musiało się stać. Noga dziewczyny ześlizgnęła się i wpadła w przestrzeń pomiędzy kolejnymi metalowymi stopniami. Wrzasnęła, jakby ktoś wrzucił ją do wrzątku i pewnie spadłaby ze schodów, gdyby nie to, że jej kostka utknęła, a ona sama chwyciła za metalową rurę, z której trysnęła zimna woda, oblewając dziewczyną i jej przyjaciela. Mogłaby się założyć, że przez ułamek sekundy widziała w jego oczach wściekłość, która zniknęła stamtąd równie szybko, jak się pojawiła. Chciała coś powiedzieć, jednak zamiast tego, gdy otworzyła usta wydobył się z nich krótki, cichy jęk bólu. Próbowała wyciągnąć nogę z potrzasku. Na próżno, utknęła i nic nie mogła z tym zrobić.
- Chris, nie stój jak kołek! Pomóż mi!- spojrzała na niego z wyrzutem.
- Poradzisz sobie. Nie potrzebujesz mojej pomocy- stwierdził.
- Poradzę sobie?- powtórzyła.- Jakbyś nie zauważył, moja noga się tutaj zaklinowała!- wskazała w miejsce, gdzie kostka niknęła między metalem.- Co się z tobą dzieje? Zachowujesz się okropnie i dziwacznie!- wytknęła mu i szarpnęła się, dziwnym sposobem uwalniając stopę i sturlała się kilka metrów w dół. Podniosła głowę i ostrożnie wstała, obawiając się kolejnego zasłabnięcia, te jednak nie nastąpiły. Czuła się normalnie, cała siła wróciła do niej i wypełniła jej ciało. Rozejrzała się i popatrzyła w oczy chłopaka, próbując coś z nich odczytać. Kiedy tak mierzyli się wzrokiem, dziewczyna poczuła dziwny chłód. Zadrżała i szybko pobiegła na górę, starając się nie odwracać.
Weszła na dach, a widok jak zawsze zapierała jej dech w piersiach. Zbliżyła się do kamienia leżącego niedaleko brzegu i usiadła na nim, biorąc przy tym głęboki wdech. Westchnęła i odwróciła głowę, słysząc za sobą kroki. Nie miała ochoty z nim rozmawiać, był obcy, mimo że wyglądał tak samo jak zawsze.
- Boli?- zapytał jakby od niechcenia, patrząc przy tym w niebo.
- Wcale cię to nie obchodzi- stwierdziła z zaskakującą dla samej siebie obojętnością.
- Zapytałem przecież...
- Nie!- warknęła.- Nie wiem dlaczego mnie o to zapytałeś, ale widzę, że wcale nie interesuje cię co czuję ani co myślę! Szczerze mówiąc nie mam nawet ochoty z tobą rozmawiać...- wykrzyczała bezmyślnie. On tylko stał, nieco rozczarowany jej zachowaniem, wciąż jednak niewzruszony. Zerwał się mocny wiatr, rozwiewając jego brązowe włosy i strącając je do jego orzechowych oczu, w których zawsze znajdowała pocieszenie, radość i śmiech, które jednak wtedy wpatrywały się w skupieniu w horyzont. Spojrzała w tamtą stronę i zaniemówiła z wrażenia. Jeszcze nigdy nie widziała tak pięknego zachodu słońca! Złote promienie chowały się za budynkami, odbijały się od okien, przenikały przez szyby, byle tylko zostać dostrzeżone. Różowe chmury zbierały się, tworząc rozmaite wzory i kształty, a sama świecąca gwiazda wydawała się migać.
- Jak pięknie- wyszeptała dziewczyna.
- Prawda?- powiedział Chris zupełnie nieswoim głosem, na którego dźwięk od razu zesztywniała. Po chwili jednak wstała i podeszła do barierki na skraju dachu. Zatrzymała się i skupiła wzrok na pięknym tańcu barw na niebie.
- Nic nie rozumiesz? Na prawdę?- usłyszała za sobą znajomy głos.- Nie kłam, słońce- usłyszawszy ostatnie słowo odwróciła się z przerażeniem, zdając sobie sprawę z tego, do kogo należał. Ostatnim co ujrzała były puste, czarne oczy przepełnione nienawiścią i gniewem. Te same, które tak dobrze znała, których tak się bała... Z krzykiem na ustach cofnęła się gwałtownie i potknęła stając na sporym pęknięciu w betonie.
Nie zdążyła złapać się barierki.
Runęła trzydzieści pięter w dół.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No więc... nareszcie udało mi się coś wystukać :) Niedługie, ale chciałam pokazać Wam, że nie zapomniałam o blogu i staram się pozbyć braku weny. Mam cichą nadzieję, że się spodoba i będziecie ciekawi, co dalej ;)
Komentarze czekają, powiedzcie co myślicie :) Pamiętajcie, im więcej opinii, tym większe szanse na następną część ;) Na razie nie ma to tak wielkiego znaczenia, ale zastanawiam się nad zawieszeniem, lub nawet usunięciem bloga, czy może zaprzestaniem publikowania na nim mojego tekstu... zupełnie :c Pomyślcie nad tym, dajcie znać jak Wy to widzicie :)
Pozdrawiam ;*

środa, 20 marca 2013

Sorry... :c

No więc... dopadł mnie brak weny xd Przepraszam, podejrzewam jednak, że najpóźniej na początku przyszłego tygodnia lub nawet do końca tego, pojawi się następna część... Poza tym i tak w sumie nikt chyba tego nie czyta, więc nikogo za bardzo to nie obchodzi... W każdym razie jeśli kogokolwiek moje opowiadanie wciągnęło lub chociaż zainteresowało, to niestety będzie musiał trochę dłużej poczekać, naprawdę przepraszam :c :)
Pozdrawiam

piątek, 15 marca 2013

Ankieta i inne sprawy :)

Hej! Chodzi mniej więcej o to: po prawej stronie (tak? po prawej? chyba tak xd) znajduje się ankieta  co do tego, jak podoba Wam się opowiadanie :D Proszę głosujcie ;) I jeszcze raz mówię: KOMENTUJCIE! Skoro twierdzicie, że lubicie mojego bloga i uważacie, że historia jest ciekawa, to piszcie dalej co myślicie o poszczególnych częściach, bohaterach, ich zachowaniach i co tam jeszcze wpadnie Wam do głowy... :) Jeśli chcecie następne fragmenty, komentujcie i piszcie co sądzicie, im więcej komentarzy tym większa szansa, że dodam następny post, a w nim zapewne trochę więcej akcji niż w kilku ostatnich ;) Mam cichą nadzieję, że zaczniecie się udzielać, choć pewnie tylko się łudzę :c Pokażcie mi, że tak nie jest!
Pozdrawiam Serdecznie ;*
Darkness

środa, 13 marca 2013

Część 7.

Hej, nie wiem ale wydaje mi się, że dawno nic nie dodałam :D Nie wiem, czy kogoś to zmartwiło (pewnie nie) ale spróbuję dodawać dłuższe fragmenty, przez co będą się pewnie pojawiać nieco rzadziej :) Dziękuję Wam za rady, zwłaszcza Sherry (tak, Tobie kochana <3). Wszystkie komentarze są cudowne i nie spotkałam się jeszcze z "niby-krytyką". Chodzi oczywiście o to, kiedy ktoś mówi, że tekst jest beznadziejny, nie potrafi jednak tego uzasadnić. No, bez zbędnego przedłużania (żeby nie powiedzieć brzydko xd), przechodzę do następnej części, mam nadzieję, że w następnym, lub najdalej w jeszcze następnym fragmencie, wreszcie pojawi się jakaś akcja, mniej lub bardziej porywająca :) No cóż, miłego czytania.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Angielski minął niezwykle szybko. Po kilku godzinach, wreszcie nadeszła ostatnia lekcja- historia. Na szczęście nauka tego przedmiotu wraz ze wszystkimi wydarzeniami i ich datami, szła dziewczynie całkiem dobrze. Lubiła wyobrażać sobie starożytnych Rzymian chodzących po mieście, lub wielkich królów przesiadujących w swoich zamkach. Często zastanawiała się nad tym, jak kiedyś żyli ludzie. Chciała przenieść się do dawnych czasów, tylko na chwilę, żeby przekonać się o tym na własnej skórze. Tego dnia nie myślałam jednak o nauce i nie mogła się skupić na tym, co mówiła do niej historyczka. Jej głowę zaprzątały myśli o tajemniczym chłopaku, którego widziała stojącego przed szkołą. Sposób, w jaki nagle się odwrócił, zaskoczenie, które widziała w jego oczach... Nie, nie mogło jej się wydawać. To i tak nie miało teraz znaczenia. Mogła zastanawiać się, wymyślać różne powody i snuć teorie, ale nie miała szans dowiedzieć się, o co mu chodziło. Przecież go nie znała, pewnie już więcej się nie spotkają.
Głośny dźwięk dzwonka przerwał rozmyślania dziewczyny. Wszyscy szybko wybiegli z sali i popędzili do szatni. Ostatnia lekcja dobiegła końca, a Marisa nie mogła doczekać się siedzenia na dachu wieżowca. Nareszcie weekend! Czekała na to... Od poniedziałku? Tak, może to śmieszne, ale jeszcze zanim rano wyszła z domu, chciała już wracać.
- Isa!- zawołał Chris.- Idziesz?
- Tak, pewnie- uśmiechnęła, słysząc zdrobnienie swojego imienia. Często tak się do niej zwracał. Uważał, że nazywanie kogoś pełnym imieniem jest w wielu przypadkach zbyt oficjalne. On na przykład na imię miał Christopher. Brzmiałoby to co najmniej śmiesznie, gdyby tak go nazywała. Z resztą wcale nie miała zamiaru w ten sposób się do niego zwracać. Dla niej był po prostu Chrisem.
Poczuła szarpnięcie, straciła równowagę i wypadła przez próg. Ledwo utrzymała się na nogach. Mimo to, szybko odeszła, by zrobić miejsce przyjacielowi. On nigdy jej nie pospieszał, zawsze starał się szukać rozwiązania, które pasowałoby wszystkim. Był lubiany, a jego rodzice, z zawodu prawnicy, zarabiali całkiem sporo pieniędzy. Marisa nie przyjaźniła się z nim, bo był bogaty. Sama nie mogła narzekać. Po prostu któregoś dnia, jeśli dobrze pamiętała, było to w trzeciej klasie podstawówki, siedziała sama gdzieś z boku. Chris rozdawał akurat ciastka wszystkim dzieciom w sali. Kiedy podchodził do niej, potknął się i przewrócił, a próbując złapać równowagę, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Oboje wylądowali na podłodze, a cała zawartość pudełka rozsypała się wokół nich. Śmiali się potem przez cały dzień i od tamtego czasu spędzali ze sobą wolne popołudnia i chodzili razem po mieście. Tak już zostało, zawsze byli przyjaciółmi i świetnie się dogadywali.
- Zaczekaj na mnie chwilę, muszę umyć ręce- powiedział, pokazując jej dłonie umazane katchup'em. Ona tylko skinęła głową i ruszyła w stronę szatni.
-Hej! Miałaś zaczekać!- krzyknął za nią.
-I tak zrobię, ale chyba mogę zabrać w tym czasie swoje rzeczy? Naprawdę nie mam ochoty stać przed męską toaletą- stwierdziła z uśmiechem i lekko popchnęła go w stronę łazienki.- No pospiesz się!
Kilka minut potem, chłopak wszedł do szatni i spojrzał na dziewczynę. Ona tylko podeszła do niego, chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą w stronę wyjścia. Przeszli przez korytarz, wbiegli po schodach i wylecieli ze szkoły, ciesząc się, że to już weekend. Chyba każdy czeka na ten ostatni, magiczny dzwonek kończący piątkowe lekcje.
Po wyjściu rozglądnęła się i próbowała wypatrzeć tajemniczego blondyna, który rano stał przed budynkiem. Niestety, ku jej wielkiemu rozczarowaniu, nikogo tam nie było. No, przynajmniej żadnego blondyna. Ujrzała za to wysokiego, postawnego Cole'a. Szatyn uśmiechnął się do niej złośliwie i mrugnął w jej stronę. Próbowała prześliznąć się obok niego, ale on przytrzymał ją i nie pozwolił przejść. Zamiast tego przyciągnął ją do siebie i uniósł lekko, tak, że ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. Wyszczerzył swoje zęby jeszcze bardziej i lekko cmoknął ją w nos, szarpiącą się i prychającą z obrzydzeniem. Postawił dziewczynę na ziemi, a ona straciła równowagę i upadła. Podał jej rękę, jednak ona splunęła na jego palce i wstała.
- Co ty wyprawiasz?!- wrzasnął zaskoczony.
- Odchodzę- odparła i faktycznie, zaczęła iść w stronę domu.
- Nigdzie nie idziesz- stwierdził spokojnie i ruszył jej śladem.
- Uderzysz dziewczynę?- zapytała z udawanym niedowierzaniem.- Gdzie twój-tak zwany- honor?- ostatnie słowo wypowiedziała kpiąco, dając w ten sposób do zrozumienia, iż nie wierzy, że kiedykolwiek coś takiego posiadał. Gdy na niego spojrzała, zobaczyła w jego oczach gniew, który jednak szybko przerodził się w poirytowanie. Jak on śmiał? Próbowała go obrazić, a on był co najwyżej...Zirytowany? Nagle zdała sobie sprawę, że chłopak znów ją trzyma, a ona tylko stoi i mu się przypatruje.
- Puść mnie- zażądała przez zaciśnięte zęby. On jednak nic sobie z tego nie robił.- Ostrzegam cię- wydukała.
- Przed czym? Co możesz mi zrobić?- zapytał z rozbawieniem. Jednak jego dobry humor musiał się tutaj skończyć. Marisa z całej siły nadepnęła mu na stopę i uwolniła się z jego mocnej dłoni. Krzyknął i cofnął się o krok widząc, że dziewczyna szykuje się by go uderzyć. Zrezygnowała, gdy zauważyła jak żałośnie wyglądał, próbując uniknąć spoliczkowania. Odwróciła się i jak najszybciej uciekła, ciągnąć za sobą Chrisa, który nie wiedzieć czemu, stał tylko i oglądał całą scenę, a jego twarz pozbawiona była jakichkolwiek emocji. Normalnie bałby się o przyjaciółkę, próbował pomóc, a przynajmniej coś by powiedział. Ale nie, on patrzył jedynie i nie odezwał się ani jednym nawet słowem. Dziewczynie wydało się to co najmniej dziwne, ale w tamtej chwili miała większy problem na głowie, gdyż Cole już zdążył się pozbierać i ruszył za nimi. W końcu niedopuszczalne było, aby dziewczyna go pokonała. Musiał dokończyć sprawę i udowodnić, że nie tak łatwo uwolnić się od niego. Biegł więc i był coraz bliżej dziewczyny, ale ona w ostatniej chwili wskoczyła za róg i wbiegła do pierwszego sklepu jaki zobaczyła. Dostrzegła jeszcze jak Cole omija wejście i rozgląda się wokół, a następnie rusza dalej przed siebie.
- To było...- zaczęła.- Ciekawe- stwierdziła po chwili zwracając się w stronę przyjaciela. Stał przez chwilę i wpatrywał się w pustą przestrzeń przed sobą. Po upływie kilku sekund spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się. Marisa zauważyła jednak, że to nie był uśmiech Chrisa. Nie było w nim ciepła ani radości, czy nawet zmęczenia długim biegiem. Żadnych emocji. Zupełnie jak...
- Ha ha!- zaśmiał się.- Ciekawe, mówisz?- zapytał.- Nie wiem czy użyłbym takiego określenia, ale w porządku.
Dziewczyna przyjrzała mu się uważnie i stwierdziła, że może przez te koszmary zaczyna już popadać w paranoję. Przecież to jej przyjaciel, jak mogła uważać, że jest inaczej?
- Dobra- przerwała ciszę, która ogarnęła całe pomieszczenie.- Idziemy?
- Gdzie? -zapytał zdezorientowany.
- No, na Wieżę...- odparła zdziwiona. Co się z nim stało? Nie mógł przecież zapomnieć o piątkowych popołudniach spędzanych na dachu wieżowca jego rodziców.- Przecież chodzimy tam co tydzień- dodała, zamiast wypomnieć mu dziwne zachowanie.
- Ach, no tak. Wybacz, przez ten bieg jestem zmęczony i trochę rozkojarzony- usprawiedliwił się z miną niewiniątka.
- Rozkojarzony?- zapytała z niedowierzaniem.- Skąd ty znasz takie słowa?
Popatrzył na nią z niepewnością i mruknął coś niewyraźnie. Po czym ruszył w stronę drzwi.
- Co takiego?- zapytała.- Co powiedziałeś?
- Nic- stwierdził spokojnie.- Nic ważnego.
Nie wiedziała dlaczego, ale zachowywał się naprawdę dziwnie, jakby nie był sobą. Zawsze się uśmiechał, a wtedy... Miała mu to powiedzieć, porozmawiać z nim i zapytać, o co chodziło... Za miast tego odparła tylko:
- W porządku.
Szli w milczeniu, chociaż zawsze śmiali się i wygłupiali. Każda minuta tej niezręcznej ciszy wydawała się dziewczynie wiecznością,a nie miała pojęcia, jaki temat poruszyć. Dotarli tak do wejścia do wieżowca i spojrzeli po sobie.
- No otwieraj- zachęciła.
Pchnął szklane drzwi i tym samym odsłonił ogromny hol. Na suficie wisiały kryształowe żyrandole, a stoliki ozdobione były przez piękne diamentowe kuleczki ułożone w kolorowych miseczkach. Przezroczysta winda przerażała Marisę, jak zresztą każda, zawsze wchodzili więc po schodach, co było dosyć trudne, gdy miało się do przebycia 30 pięter. Wolała jednak wspinaczkę, od jazdy w tak ciasnym pomieszczeniu. Nie wiedzieć dlaczego, Chris skierował się właśnie tam i nacisnął przycisk.
- Co ty robisz?- zapytała ze zdziwieniem.
- Wołam windę- oznajmił zdezorientowany.
- Przecież... Idziemy po schodach- zaprotestowała.
- Dlaczego?
- Mam klaustrofobię, zapomniałeś? Zawsze wchodzimy na nogach- stwierdziła zupełnie zbita z tropu.
Jej przyjaciel wyglądał na równie zaskoczonego, o ile nie bardziej. Spojrzał na nią, pokręcił głową i ruszył w stronę równie szklanych stopni. Dziewczyna po raz kolejny zaczęła zastanawiać się, dlaczego jej przyjaciel tak dziwnie się zachowuje. Potrafiła zrozumieć, że przez chwilę zapomniał o piątkowej tradycji, bo jego myśli zajęte były jeszcze wtedy przez ucieczkę, ale żeby zapomniał o jej panicznym lęku przed małymi pomieszczeniami? No cóż, może na szczycie będą mieli okazję o tym porozmawiać, a przynajmniej taką miała nadzieję.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Dziękuję Ci kochany czytelniku, który dobrnąłeś do końca xd Mam nadzieję, że zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :D Od razu mówię: jeśli pod tym postem będzie co najmniej 7-10 komentarzy, następna część macie jak w banku! Jeśli nie... zastanowię się. Ale proszę, bo rady są dla mnie naprawdę cenne. Czy kiedykolwiek powiedziałam coś niemiłego komuś, kto mnie skrytykował, lub usuwałam wypowiedzi? Jeśli tak uważacie, powiedzcie, poprawię się. Ja nie gryzę, a chcę doskonalić umiejętności, a Wasze rady bardzo w tym pomagają :) Poza tym ci, którzy lubią to opowiadanie i chcą wiedzieć, co będzie dalej, chcą raczej również, by pojawił się następny fragment, prawda? Więc komentujcie i jeszcze raz komentujcie, aż klawiatura odmówi Wam posłuszeństwa xd
Pozdrawiam,
Weronika

piątek, 1 marca 2013

Część 6.

Droga do szkoły nie była długa, zaledwie kilka przecznic. Boże, jak ona uwielbiała to miasto! Szum wiatru i drzew, gdy przechodziła przez park i warkot silników na ulicach. Wszędzie sklepy lub kawiarnie, a w nich ludzie siedzący przy stolikach. Śmiech dzieci bawiących się na placu zabaw za rogiem, głośne rozmowy docierające do uszu dziewczyny ze wszystkich stron, oraz oczywiście muzyka. Bez niej życie byłoby nie do zniesienia. W końcu co może być lepszego na smutek niż rzucenie się na łóżko ze słuchawkami na uszach? Nie, bez tego wszystko byłoby o wiele trudniejsze.
Przechodząc obok cukierni, kątem oka zauważyła po prawej stronie jakiś ruch, jednak gdy się odwróciła, niczego tam nie było. Mogłaby przysiąc, że ktoś stał za samochodem i patrzył wprost na nią. Już kilka razy zdarzyło jej się coś podobnego, ale nigdy nie dostrzegła wiele poza mignięciem jasnych włosów, lub czegoś w kolorze burzowych chmur. A przynajmniej wydawało jej się, że widziała włosy. Niesamowicie ją to denerwowało. Czuła się jak ktoś z poważnym problemem psychicznym.
Jestem przecież zupełnie normalną nastolatką- sprzeciwiła się swoim myślom. Nie wiedziała, jak bardzo się myli. I wcale nie chodziło tu o psychikę.
- Hej!- usłyszała obok siebie, a jej serce aż podskoczyło z zaskoczenia.
Odwróciła się w stronę, z której dobiegł ją krzyk. Zobaczyła chłopaka o brązowych włosach, zwijających się na wysokości jego uszu w delikatne loczki. Jego orzechowe oczy wpatrywały się spokojnie w dziewczynę, a wąskie usta rozciągnięte były w szerokim uśmiechu. Na jego białych zębach widziała metalowy aparat, który miał je wyprostować. Rzęsy rzucały delikatne cienie na zarumienione policzki chłopca.
- Chris!- krzyknęła.- Przestraszyłeś mnie!
- A coś ty taka strachliwa?- zapytał, za co oczywiście oberwał.- Aaał! Za co to było?
- Za żywota- odparła po czym pokazała mu język, na co on odpowiedział tym samym. Przekomarzali się tak i popychali przez następne dwie przecznice, a ludzie zerkali na nich ze zdziwieniem.
- Jak dziecko!- stwierdziła w końcu dziewczyna.
- Hej! To ty to zaczęłaś!- zaprotestował.
- Dobra, koniec- orzekła, na co on tylko pokiwał głową.- Na razie- dodała po chwili.
- Tak myślałem- westchnął, po czym oboje się roześmiali.
Dochodzili już do szkoły, gdy zobaczyła kogoś przy wejściu. Gdyby był w którejś z równoległych klas, od razu by go poznała. Nie, nie chodził do jej gimnazjum, jednak wydawało jej się, że gdzieś już widziała tego chłopaka. Jego blond włosy lekko opadały na kark i policzki. Nie widziała dokładnie twarzy nieznajomego, ponieważ stał odwrócony do niej bokiem. Gdy zbliżyła się do wejścia, zwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią. Wtedy dostrzegła jego oczy. Te oczy. To właśnie je widziała za samochodem, szare jak niebo tuż po burzy, gdy zaczyna się rozjaśniać, ale ciemność jeszcze nie zniknęła. Patrzył na nią dosłownie przez ułamek sekundy, po czym szybko odwrócił wzrok, jakby zobaczył coś nieprzyzwoitego. Mimo tak błyskawicznego ruchu, dostrzegła w jego oczach... zaskoczenie? Chociaż może się myliła? Nie dane było jej dowiedzieć się tego, gdyż musiała już wejść do budynku.
Nie znosiła tych jasno-różowych ścian, przypominały jej wypluty jogurt. Ławki ustawione równo przy każdej z nich miały z kolei całkiem ładny, jasnobrązowy kolor, świetnie pasujący do drewnianych drzwi klas i portierni, stojącej przy drzwiach. Schodząc po schodach próbowała przecisnąć się miedzy tłumem dzieciaków, co na początku nie było takie trudne. Po chwili jednak poczuła na plecach uderzenie i runęła w dół. Stoczyła się po stopniach i wylądowała na podłodze. Ktoś podłożył jej rękę pod głowę, a po otwarciu oczu zobaczyła, że to jej przyjaciel nachyla się nad nią i coś do niej mówi.
- Chris- powiedziała po prostu.
- Jestem- na jego twarzy widziała niepokój i troskę. Powoli podniósł ją do pozycji siedzącej i podtrzymał dłonią plecy dziewczyny.
- Powoli- powtarzał co chwilę.- Spokojnie.
- Hej!- zaprotestowała.- Nic mi nie jest. Po prostu trochę się poobijałam, to wszystko- dodała, próbując się uśmiechnąć, jednak zaraz poczuła ból policzka i coś ciepłego spływającego po nim.
- Krwawisz- powiedział chłopak z przerażeniem.- Pobiegnę po kogoś.
- Nie!- przerwała.- To znaczy: nie. Nie musisz. To tylko zadrapanie- dokończyła już ciszej.
Tym razem posłuchał, podniósł się z ziemi, podał jej rękę i pomógł wstać. Normalnie zrobiłaby to sama, ale wtedy stwierdziła, że może chociaż dzięki temu jej przyjaciel poczuje, że nic jej nie jest.
- W porządku- orzekła.- Chodźmy się przebrać- spojrzała na szybę za sobą. - Wyglądam okropnie- skomentowała to, co zobaczyła i ruszyła w stronę szatni.
- Nie prawda. Wyglądasz świetnie- stwierdził.
- Dzięki. I tak nie mam teraz czasu niczego poprawiać.
Pobiegli na dół i szybko zmienili brudne buty. W biegu zgarnęli swoje rzeczy i już po chwili pędem wlecieli do sali. Właśnie trwała lekcja angielskiego, ulubionego przedmiotu dziewczyny. Po wejściu rozejrzała się i odnalazła wzrokiem swoje miejsce. Spojrzała na nauczycielkę i uśmiechnęła się słodko, pokazując drobne, białe zęby.
- Widzę, że mamy tu dwójkę spóźnialskich- stwierdziła z rozbawieniem pani Dell.
- Tak, przepraszamy- powiedziała szesnastolatka, idąc już w stronę swojej ławki.- Ale za to mamy zadanie!- oznajmiła z entuzjazmem, na co klasa wybuchnęła śmiechem. Wszyscy wiedzieli, że jeśli chodziło o pracę domową z angielskiego, Marisa rzadko kiedy wywiązywała się ze swoich obowiązków.
- Och, czyżby dzisiaj było Boże Narodzenie?- zapytała kobieta ze zdziwieniem i udała, że sprawdza datę w kalendarzu.- Nie, chyba nie. Wyjaśnisz nam zatem z jakiej okazji spotkał nas taki zaszczyt?
- Otóż ja...- zawahała się.- Jestem przecież bardzo pilną uczennicą- powiedziała tylko, uśmiechając się szeroko.
- Nie wątpię w to- skomentowała ze śmiechem nauczycielka i wróciła za biurko.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda :( Przepraszam, no ale niestety, jeszcze tylko kilka takich beznaziejnych fragmentów, wytrzymacie :D Mam nadzieję ;) No w każdym razie, pod poprzednim postem nie ma żadnych komentarzy, więc prosiłabym, aby pod tym jakieś się znalazły :) Dla Was to tylko chwila, a dla mnie lepszy humor przez jakiś czas (w zależności od ilości komentarzy ;) ) No więc... To by było na tyle :)
Pozdrawiam
Weronika