--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Angielski minął
niezwykle szybko. Po kilku godzinach, wreszcie nadeszła ostatnia
lekcja- historia. Na szczęście nauka tego przedmiotu wraz ze
wszystkimi wydarzeniami i ich datami, szła dziewczynie całkiem
dobrze. Lubiła wyobrażać sobie starożytnych Rzymian chodzących
po mieście, lub wielkich królów przesiadujących w swoich zamkach.
Często zastanawiała się nad tym, jak kiedyś żyli ludzie. Chciała
przenieść się do dawnych czasów, tylko na chwilę, żeby
przekonać się o tym na własnej skórze. Tego dnia nie myślałam
jednak o nauce i nie mogła się skupić na tym, co mówiła do niej
historyczka. Jej głowę zaprzątały myśli o tajemniczym chłopaku,
którego widziała stojącego przed szkołą. Sposób, w jaki nagle
się odwrócił, zaskoczenie, które widziała w jego oczach... Nie,
nie mogło jej się wydawać. To i tak nie miało teraz znaczenia.
Mogła zastanawiać się, wymyślać różne powody i snuć teorie,
ale nie miała szans dowiedzieć się, o co mu chodziło. Przecież
go nie znała, pewnie już więcej się nie spotkają.
Głośny dźwięk dzwonka przerwał rozmyślania dziewczyny. Wszyscy szybko wybiegli z sali i popędzili do szatni. Ostatnia lekcja dobiegła końca, a Marisa nie mogła doczekać się siedzenia na dachu wieżowca. Nareszcie weekend! Czekała na to... Od poniedziałku? Tak, może to śmieszne, ale jeszcze zanim rano wyszła z domu, chciała już wracać.
- Isa!- zawołał Chris.- Idziesz?
- Tak, pewnie- uśmiechnęła, słysząc zdrobnienie swojego imienia. Często tak się do niej zwracał. Uważał, że nazywanie kogoś pełnym imieniem jest w wielu przypadkach zbyt oficjalne. On na przykład na imię miał Christopher. Brzmiałoby to co najmniej śmiesznie, gdyby tak go nazywała. Z resztą wcale nie miała zamiaru w ten sposób się do niego zwracać. Dla niej był po prostu Chrisem.
Poczuła szarpnięcie, straciła równowagę i wypadła przez próg. Ledwo utrzymała się na nogach. Mimo to, szybko odeszła, by zrobić miejsce przyjacielowi. On nigdy jej nie pospieszał, zawsze starał się szukać rozwiązania, które pasowałoby wszystkim. Był lubiany, a jego rodzice, z zawodu prawnicy, zarabiali całkiem sporo pieniędzy. Marisa nie przyjaźniła się z nim, bo był bogaty. Sama nie mogła narzekać. Po prostu któregoś dnia, jeśli dobrze pamiętała, było to w trzeciej klasie podstawówki, siedziała sama gdzieś z boku. Chris rozdawał akurat ciastka wszystkim dzieciom w sali. Kiedy podchodził do niej, potknął się i przewrócił, a próbując złapać równowagę, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Oboje wylądowali na podłodze, a cała zawartość pudełka rozsypała się wokół nich. Śmiali się potem przez cały dzień i od tamtego czasu spędzali ze sobą wolne popołudnia i chodzili razem po mieście. Tak już zostało, zawsze byli przyjaciółmi i świetnie się dogadywali.
- Zaczekaj na mnie chwilę, muszę umyć ręce- powiedział, pokazując jej dłonie umazane katchup'em. Ona tylko skinęła głową i ruszyła w stronę szatni.
-Hej! Miałaś zaczekać!- krzyknął za nią.
-I tak zrobię, ale chyba mogę zabrać w tym czasie swoje rzeczy? Naprawdę nie mam ochoty stać przed męską toaletą- stwierdziła z uśmiechem i lekko popchnęła go w stronę łazienki.- No pospiesz się!
Kilka minut potem, chłopak wszedł do szatni i spojrzał na dziewczynę. Ona tylko podeszła do niego, chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą w stronę wyjścia. Przeszli przez korytarz, wbiegli po schodach i wylecieli ze szkoły, ciesząc się, że to już weekend. Chyba każdy czeka na ten ostatni, magiczny dzwonek kończący piątkowe lekcje.
Po wyjściu rozglądnęła się i próbowała wypatrzeć tajemniczego blondyna, który rano stał przed budynkiem. Niestety, ku jej wielkiemu rozczarowaniu, nikogo tam nie było. No, przynajmniej żadnego blondyna. Ujrzała za to wysokiego, postawnego Cole'a. Szatyn uśmiechnął się do niej złośliwie i mrugnął w jej stronę. Próbowała prześliznąć się obok niego, ale on przytrzymał ją i nie pozwolił przejść. Zamiast tego przyciągnął ją do siebie i uniósł lekko, tak, że ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. Wyszczerzył swoje zęby jeszcze bardziej i lekko cmoknął ją w nos, szarpiącą się i prychającą z obrzydzeniem. Postawił dziewczynę na ziemi, a ona straciła równowagę i upadła. Podał jej rękę, jednak ona splunęła na jego palce i wstała.
- Co ty wyprawiasz?!- wrzasnął zaskoczony.
- Odchodzę- odparła i faktycznie, zaczęła iść w stronę domu.
- Nigdzie nie idziesz- stwierdził spokojnie i ruszył jej śladem.
- Uderzysz dziewczynę?- zapytała z udawanym niedowierzaniem.- Gdzie twój-tak zwany- honor?- ostatnie słowo wypowiedziała kpiąco, dając w ten sposób do zrozumienia, iż nie wierzy, że kiedykolwiek coś takiego posiadał. Gdy na niego spojrzała, zobaczyła w jego oczach gniew, który jednak szybko przerodził się w poirytowanie. Jak on śmiał? Próbowała go obrazić, a on był co najwyżej...Zirytowany? Nagle zdała sobie sprawę, że chłopak znów ją trzyma, a ona tylko stoi i mu się przypatruje.
- Puść mnie- zażądała przez zaciśnięte zęby. On jednak nic sobie z tego nie robił.- Ostrzegam cię- wydukała.
- Przed czym? Co możesz mi zrobić?- zapytał z rozbawieniem. Jednak jego dobry humor musiał się tutaj skończyć. Marisa z całej siły nadepnęła mu na stopę i uwolniła się z jego mocnej dłoni. Krzyknął i cofnął się o krok widząc, że dziewczyna szykuje się by go uderzyć. Zrezygnowała, gdy zauważyła jak żałośnie wyglądał, próbując uniknąć spoliczkowania. Odwróciła się i jak najszybciej uciekła, ciągnąć za sobą Chrisa, który nie wiedzieć czemu, stał tylko i oglądał całą scenę, a jego twarz pozbawiona była jakichkolwiek emocji. Normalnie bałby się o przyjaciółkę, próbował pomóc, a przynajmniej coś by powiedział. Ale nie, on patrzył jedynie i nie odezwał się ani jednym nawet słowem. Dziewczynie wydało się to co najmniej dziwne, ale w tamtej chwili miała większy problem na głowie, gdyż Cole już zdążył się pozbierać i ruszył za nimi. W końcu niedopuszczalne było, aby dziewczyna go pokonała. Musiał dokończyć sprawę i udowodnić, że nie tak łatwo uwolnić się od niego. Biegł więc i był coraz bliżej dziewczyny, ale ona w ostatniej chwili wskoczyła za róg i wbiegła do pierwszego sklepu jaki zobaczyła. Dostrzegła jeszcze jak Cole omija wejście i rozgląda się wokół, a następnie rusza dalej przed siebie.
- To było...- zaczęła.- Ciekawe- stwierdziła po chwili zwracając się w stronę przyjaciela. Stał przez chwilę i wpatrywał się w pustą przestrzeń przed sobą. Po upływie kilku sekund spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się. Marisa zauważyła jednak, że to nie był uśmiech Chrisa. Nie było w nim ciepła ani radości, czy nawet zmęczenia długim biegiem. Żadnych emocji. Zupełnie jak...
- Ha ha!- zaśmiał się.- Ciekawe, mówisz?- zapytał.- Nie wiem czy użyłbym takiego określenia, ale w porządku.
Dziewczyna przyjrzała mu się uważnie i stwierdziła, że może przez te koszmary zaczyna już popadać w paranoję. Przecież to jej przyjaciel, jak mogła uważać, że jest inaczej?
- Dobra- przerwała ciszę, która ogarnęła całe pomieszczenie.- Idziemy?
- Gdzie? -zapytał zdezorientowany.
- No, na Wieżę...- odparła zdziwiona. Co się z nim stało? Nie mógł przecież zapomnieć o piątkowych popołudniach spędzanych na dachu wieżowca jego rodziców.- Przecież chodzimy tam co tydzień- dodała, zamiast wypomnieć mu dziwne zachowanie.
- Ach, no tak. Wybacz, przez ten bieg jestem zmęczony i trochę rozkojarzony- usprawiedliwił się z miną niewiniątka.
- Rozkojarzony?- zapytała z niedowierzaniem.- Skąd ty znasz takie słowa?
Popatrzył na nią z niepewnością i mruknął coś niewyraźnie. Po czym ruszył w stronę drzwi.
- Co takiego?- zapytała.- Co powiedziałeś?
- Nic- stwierdził spokojnie.- Nic ważnego.
Nie wiedziała dlaczego, ale zachowywał się naprawdę dziwnie, jakby nie był sobą. Zawsze się uśmiechał, a wtedy... Miała mu to powiedzieć, porozmawiać z nim i zapytać, o co chodziło... Za miast tego odparła tylko:
- W porządku.
Szli w milczeniu, chociaż zawsze śmiali się i wygłupiali. Każda minuta tej niezręcznej ciszy wydawała się dziewczynie wiecznością,a nie miała pojęcia, jaki temat poruszyć. Dotarli tak do wejścia do wieżowca i spojrzeli po sobie.
- No otwieraj- zachęciła.
Pchnął szklane drzwi i tym samym odsłonił ogromny hol. Na suficie wisiały kryształowe żyrandole, a stoliki ozdobione były przez piękne diamentowe kuleczki ułożone w kolorowych miseczkach. Przezroczysta winda przerażała Marisę, jak zresztą każda, zawsze wchodzili więc po schodach, co było dosyć trudne, gdy miało się do przebycia 30 pięter. Wolała jednak wspinaczkę, od jazdy w tak ciasnym pomieszczeniu. Nie wiedzieć dlaczego, Chris skierował się właśnie tam i nacisnął przycisk.
- Co ty robisz?- zapytała ze zdziwieniem.
- Wołam windę- oznajmił zdezorientowany.
- Przecież... Idziemy po schodach- zaprotestowała.
- Dlaczego?
- Mam klaustrofobię, zapomniałeś? Zawsze wchodzimy na nogach- stwierdziła zupełnie zbita z tropu.
Jej przyjaciel wyglądał na równie zaskoczonego, o ile nie bardziej. Spojrzał na nią, pokręcił głową i ruszył w stronę równie szklanych stopni. Dziewczyna po raz kolejny zaczęła zastanawiać się, dlaczego jej przyjaciel tak dziwnie się zachowuje. Potrafiła zrozumieć, że przez chwilę zapomniał o piątkowej tradycji, bo jego myśli zajęte były jeszcze wtedy przez ucieczkę, ale żeby zapomniał o jej panicznym lęku przed małymi pomieszczeniami? No cóż, może na szczycie będą mieli okazję o tym porozmawiać, a przynajmniej taką miała nadzieję.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Głośny dźwięk dzwonka przerwał rozmyślania dziewczyny. Wszyscy szybko wybiegli z sali i popędzili do szatni. Ostatnia lekcja dobiegła końca, a Marisa nie mogła doczekać się siedzenia na dachu wieżowca. Nareszcie weekend! Czekała na to... Od poniedziałku? Tak, może to śmieszne, ale jeszcze zanim rano wyszła z domu, chciała już wracać.
- Isa!- zawołał Chris.- Idziesz?
- Tak, pewnie- uśmiechnęła, słysząc zdrobnienie swojego imienia. Często tak się do niej zwracał. Uważał, że nazywanie kogoś pełnym imieniem jest w wielu przypadkach zbyt oficjalne. On na przykład na imię miał Christopher. Brzmiałoby to co najmniej śmiesznie, gdyby tak go nazywała. Z resztą wcale nie miała zamiaru w ten sposób się do niego zwracać. Dla niej był po prostu Chrisem.
Poczuła szarpnięcie, straciła równowagę i wypadła przez próg. Ledwo utrzymała się na nogach. Mimo to, szybko odeszła, by zrobić miejsce przyjacielowi. On nigdy jej nie pospieszał, zawsze starał się szukać rozwiązania, które pasowałoby wszystkim. Był lubiany, a jego rodzice, z zawodu prawnicy, zarabiali całkiem sporo pieniędzy. Marisa nie przyjaźniła się z nim, bo był bogaty. Sama nie mogła narzekać. Po prostu któregoś dnia, jeśli dobrze pamiętała, było to w trzeciej klasie podstawówki, siedziała sama gdzieś z boku. Chris rozdawał akurat ciastka wszystkim dzieciom w sali. Kiedy podchodził do niej, potknął się i przewrócił, a próbując złapać równowagę, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Oboje wylądowali na podłodze, a cała zawartość pudełka rozsypała się wokół nich. Śmiali się potem przez cały dzień i od tamtego czasu spędzali ze sobą wolne popołudnia i chodzili razem po mieście. Tak już zostało, zawsze byli przyjaciółmi i świetnie się dogadywali.
- Zaczekaj na mnie chwilę, muszę umyć ręce- powiedział, pokazując jej dłonie umazane katchup'em. Ona tylko skinęła głową i ruszyła w stronę szatni.
-Hej! Miałaś zaczekać!- krzyknął za nią.
-I tak zrobię, ale chyba mogę zabrać w tym czasie swoje rzeczy? Naprawdę nie mam ochoty stać przed męską toaletą- stwierdziła z uśmiechem i lekko popchnęła go w stronę łazienki.- No pospiesz się!
Kilka minut potem, chłopak wszedł do szatni i spojrzał na dziewczynę. Ona tylko podeszła do niego, chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą w stronę wyjścia. Przeszli przez korytarz, wbiegli po schodach i wylecieli ze szkoły, ciesząc się, że to już weekend. Chyba każdy czeka na ten ostatni, magiczny dzwonek kończący piątkowe lekcje.
Po wyjściu rozglądnęła się i próbowała wypatrzeć tajemniczego blondyna, który rano stał przed budynkiem. Niestety, ku jej wielkiemu rozczarowaniu, nikogo tam nie było. No, przynajmniej żadnego blondyna. Ujrzała za to wysokiego, postawnego Cole'a. Szatyn uśmiechnął się do niej złośliwie i mrugnął w jej stronę. Próbowała prześliznąć się obok niego, ale on przytrzymał ją i nie pozwolił przejść. Zamiast tego przyciągnął ją do siebie i uniósł lekko, tak, że ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. Wyszczerzył swoje zęby jeszcze bardziej i lekko cmoknął ją w nos, szarpiącą się i prychającą z obrzydzeniem. Postawił dziewczynę na ziemi, a ona straciła równowagę i upadła. Podał jej rękę, jednak ona splunęła na jego palce i wstała.
- Co ty wyprawiasz?!- wrzasnął zaskoczony.
- Odchodzę- odparła i faktycznie, zaczęła iść w stronę domu.
- Nigdzie nie idziesz- stwierdził spokojnie i ruszył jej śladem.
- Uderzysz dziewczynę?- zapytała z udawanym niedowierzaniem.- Gdzie twój-tak zwany- honor?- ostatnie słowo wypowiedziała kpiąco, dając w ten sposób do zrozumienia, iż nie wierzy, że kiedykolwiek coś takiego posiadał. Gdy na niego spojrzała, zobaczyła w jego oczach gniew, który jednak szybko przerodził się w poirytowanie. Jak on śmiał? Próbowała go obrazić, a on był co najwyżej...Zirytowany? Nagle zdała sobie sprawę, że chłopak znów ją trzyma, a ona tylko stoi i mu się przypatruje.
- Puść mnie- zażądała przez zaciśnięte zęby. On jednak nic sobie z tego nie robił.- Ostrzegam cię- wydukała.
- Przed czym? Co możesz mi zrobić?- zapytał z rozbawieniem. Jednak jego dobry humor musiał się tutaj skończyć. Marisa z całej siły nadepnęła mu na stopę i uwolniła się z jego mocnej dłoni. Krzyknął i cofnął się o krok widząc, że dziewczyna szykuje się by go uderzyć. Zrezygnowała, gdy zauważyła jak żałośnie wyglądał, próbując uniknąć spoliczkowania. Odwróciła się i jak najszybciej uciekła, ciągnąć za sobą Chrisa, który nie wiedzieć czemu, stał tylko i oglądał całą scenę, a jego twarz pozbawiona była jakichkolwiek emocji. Normalnie bałby się o przyjaciółkę, próbował pomóc, a przynajmniej coś by powiedział. Ale nie, on patrzył jedynie i nie odezwał się ani jednym nawet słowem. Dziewczynie wydało się to co najmniej dziwne, ale w tamtej chwili miała większy problem na głowie, gdyż Cole już zdążył się pozbierać i ruszył za nimi. W końcu niedopuszczalne było, aby dziewczyna go pokonała. Musiał dokończyć sprawę i udowodnić, że nie tak łatwo uwolnić się od niego. Biegł więc i był coraz bliżej dziewczyny, ale ona w ostatniej chwili wskoczyła za róg i wbiegła do pierwszego sklepu jaki zobaczyła. Dostrzegła jeszcze jak Cole omija wejście i rozgląda się wokół, a następnie rusza dalej przed siebie.
- To było...- zaczęła.- Ciekawe- stwierdziła po chwili zwracając się w stronę przyjaciela. Stał przez chwilę i wpatrywał się w pustą przestrzeń przed sobą. Po upływie kilku sekund spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się. Marisa zauważyła jednak, że to nie był uśmiech Chrisa. Nie było w nim ciepła ani radości, czy nawet zmęczenia długim biegiem. Żadnych emocji. Zupełnie jak...
- Ha ha!- zaśmiał się.- Ciekawe, mówisz?- zapytał.- Nie wiem czy użyłbym takiego określenia, ale w porządku.
Dziewczyna przyjrzała mu się uważnie i stwierdziła, że może przez te koszmary zaczyna już popadać w paranoję. Przecież to jej przyjaciel, jak mogła uważać, że jest inaczej?
- Dobra- przerwała ciszę, która ogarnęła całe pomieszczenie.- Idziemy?
- Gdzie? -zapytał zdezorientowany.
- No, na Wieżę...- odparła zdziwiona. Co się z nim stało? Nie mógł przecież zapomnieć o piątkowych popołudniach spędzanych na dachu wieżowca jego rodziców.- Przecież chodzimy tam co tydzień- dodała, zamiast wypomnieć mu dziwne zachowanie.
- Ach, no tak. Wybacz, przez ten bieg jestem zmęczony i trochę rozkojarzony- usprawiedliwił się z miną niewiniątka.
- Rozkojarzony?- zapytała z niedowierzaniem.- Skąd ty znasz takie słowa?
Popatrzył na nią z niepewnością i mruknął coś niewyraźnie. Po czym ruszył w stronę drzwi.
- Co takiego?- zapytała.- Co powiedziałeś?
- Nic- stwierdził spokojnie.- Nic ważnego.
Nie wiedziała dlaczego, ale zachowywał się naprawdę dziwnie, jakby nie był sobą. Zawsze się uśmiechał, a wtedy... Miała mu to powiedzieć, porozmawiać z nim i zapytać, o co chodziło... Za miast tego odparła tylko:
- W porządku.
Szli w milczeniu, chociaż zawsze śmiali się i wygłupiali. Każda minuta tej niezręcznej ciszy wydawała się dziewczynie wiecznością,a nie miała pojęcia, jaki temat poruszyć. Dotarli tak do wejścia do wieżowca i spojrzeli po sobie.
- No otwieraj- zachęciła.
Pchnął szklane drzwi i tym samym odsłonił ogromny hol. Na suficie wisiały kryształowe żyrandole, a stoliki ozdobione były przez piękne diamentowe kuleczki ułożone w kolorowych miseczkach. Przezroczysta winda przerażała Marisę, jak zresztą każda, zawsze wchodzili więc po schodach, co było dosyć trudne, gdy miało się do przebycia 30 pięter. Wolała jednak wspinaczkę, od jazdy w tak ciasnym pomieszczeniu. Nie wiedzieć dlaczego, Chris skierował się właśnie tam i nacisnął przycisk.
- Co ty robisz?- zapytała ze zdziwieniem.
- Wołam windę- oznajmił zdezorientowany.
- Przecież... Idziemy po schodach- zaprotestowała.
- Dlaczego?
- Mam klaustrofobię, zapomniałeś? Zawsze wchodzimy na nogach- stwierdziła zupełnie zbita z tropu.
Jej przyjaciel wyglądał na równie zaskoczonego, o ile nie bardziej. Spojrzał na nią, pokręcił głową i ruszył w stronę równie szklanych stopni. Dziewczyna po raz kolejny zaczęła zastanawiać się, dlaczego jej przyjaciel tak dziwnie się zachowuje. Potrafiła zrozumieć, że przez chwilę zapomniał o piątkowej tradycji, bo jego myśli zajęte były jeszcze wtedy przez ucieczkę, ale żeby zapomniał o jej panicznym lęku przed małymi pomieszczeniami? No cóż, może na szczycie będą mieli okazję o tym porozmawiać, a przynajmniej taką miała nadzieję.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję Ci kochany czytelniku, który dobrnąłeś do końca xd Mam nadzieję, że zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :D Od razu mówię: jeśli pod tym postem będzie co najmniej 7-10 komentarzy, następna część macie jak w banku! Jeśli nie... zastanowię się. Ale proszę, bo rady są dla mnie naprawdę cenne. Czy kiedykolwiek powiedziałam coś niemiłego komuś, kto mnie skrytykował, lub usuwałam wypowiedzi? Jeśli tak uważacie, powiedzcie, poprawię się. Ja nie gryzę, a chcę doskonalić umiejętności, a Wasze rady bardzo w tym pomagają :) Poza tym ci, którzy lubią to opowiadanie i chcą wiedzieć, co będzie dalej, chcą raczej również, by pojawił się następny fragment, prawda? Więc komentujcie i jeszcze raz komentujcie, aż klawiatura odmówi Wam posłuszeństwa xd
Pozdrawiam,
Weronika
A no więc, powiadasz aż klawiatura odmówi posłuszeństwa... No to do roboty.
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie, nie mam żadnych zarzutów do jakiś literówek czy coś w tym stylu. Czyta się bardzo przyjemnie i płynnie. Osobiście moje wrażenia z tego rozdziału są bardzo pozytywne :3
Co mi się najbardziej podobało? Serio każesz mi wymieniać? XD No raczej że WSZYSTKO i innej opcji nie ma.
Chociaż zaciekawiła mnie ta sytuacja z tym chłopakiem... Poczekaj muszę się cofnąć do działu...
Dobra mam go ,, Cole '' Jeszcze nie zglebiłam reszty działów, więc nie znam dokładnie fabuły więc wybacz.
Więc teraz jak na zakończenie przychodzi stwierdzam iż jest to świetny dział. I z przyjemnością przeczytam następny.
Pozdrawiam
Patrycja.
( Tak, to mnie niecierpliwie wyczekiwałaś :D )
dziękuję <3 końcówka w nawiasie podoba mi się najbardziej xd dziękuję, że w ogóle napisałaś ten komentarz, bo coś ich ostatnio coraz mniej... a szkoda, bo chciałabym, aby ktoś to czytał, ale jak widać nikogo nie interesuje moje opowiadanie :c mam nadzieję, że za jakiś czas to się zmieni;)
UsuńPozdrawiam :)
A więc jestem. Jak zwykle postanowiłam zostawić po sobie jakiś ślad. A więc tak:
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie wyjawiłaś jakie relacje dzielą lub dzieliły Marissę i Cole'a. Nie wiemy czy to jej były, czy po prostu jakiś natręt, który lubi wszystkich irytować. Mam nadzieję, że dowiemy się co go łączy z główną bohaterką.
Sprawa z przyjacielem Marissy jest bardzo intrygująca. Jak na razie mogę tylko snuć domysły co mu się stało i mam już parę teorii, ale do rozwiązania poczekam do kolejnego rozdziału. Cieszę się, że moje rady ci pomagają. :) Będę się starała jak najbardziej ci pomóc. :)
Mam nadzieję, że wątek romantyczny takze się gdzies pojawi, ale nie zrobisz z niego motywu przewodniego, a będzie to jedynie łagodny, choć jednocześnie subtelny element tła fabuły. Jestem pewna, że dociągniesz to opowiadanie do końca. :)
Pozdrawiam i życzę wielu pomysłów oraz weny.
Sherry
jej, jesteś tak kochana <3 dziękuję z całego serca za wszystkie rady, wszelką krytykę i pochwały, mam nadzieję, że się poprawiam oraz że będziesz wpadać jak tylko będziesz mogła :) a Twoje rady? bardzo cenne i naprawdę z każdym fragmentem czekam na Twój komentarz, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję <3
UsuńPozdrawiam ;*
A ten facet, u licha, to kto? Były? O.o Tego nie wyjaśniłaś ;) Poza tym ładnie ^.^
OdpowiedzUsuń