poniedziałek, 25 lutego 2013

Część 5.

Po zejściu na dół, Marisa kopnęła swoją torbę pod drzwi i rzuciła się na stos kanapek leżących na talerzu. Kuchnia wyglądała całkiem nieźle. Jasne, niemal białe szafki wiszące na ścianach idealnie pasowały do czerwonej farby pokrywającej pomieszczenie. Stół stojący po środku był obłożony jedzeniem i talerzami jeszcze z poprzedniego dnia. Dziewczyna zawsze wykłócała się z ciotką o to, która z nich ma pozmywać, Zazwyczaj kończyło się tym, że jej opiekunka brała się do pracy, a ona sama śmiała się i szła do pokoju. Jak widać tym razem wyjątkowo nikomu nie chciało się tego robić, więc naczynia zostały. Dopóki Marisa nie musiała sprzątać, wcale jej to nie przeszkadzało.
- Jak się czujesz?- zapytała ciocia.- Głowa cię nie boli?
Oczywiście chodziło jej o to, że rano znalazła dziewczynę na podłodze, co oznaczało zapewne, że w nocy spadła z łóżka.
- Wszystko w porządku- odpowiedziała.- Mówiłam ci już, że nic mi nie jest.
- Tak, wiem. Ja tylko...
- Nic mi nie jest- powtórzyła z naciskiem i powoli wstała.
- Czyżbym cię przestraszyła, że już uciekasz?- uśmiechnęła się ciocia.
- Oczywiście, tylko czekam, aż rzucisz się na mnie i pożresz mnie żywcem- zażartowała Marisa, po czym spojrzała na zegarek.- Muszę się pospieszyć, mam 20 minut- oznajmiła.
- Miłego dnia.
- Dzięki, wzajemnie, do zobaczenia po południu. I pamiętaj, że po szkole wychodzę z Chrisem na Wieżę!- krzyknęła stojąc już w drzwiach.
- Ach, no tak, Przecież dziś piątek- odpowiedziała z promiennym uśmiechem i mrugnęła do wychowanki. Tradycja Wieży Życzeń- tak nazwali te piątkowe wspinaczki na dach najwyższego wieżowca w mieście. Właściwie jedynym powodem, dla którego mogli tam przebywać, był fakt, że należał on do rodziców Chrisa. Któregoś dnia, kiedy dziewczyna załamała się z powodu zgubionego zeszytu, gdzie zapisywała wszystkie swoje myśli, , historie, przerysowywała na kartki marzenia i spisywała ulubione cytaty z książek, jej przyjaciel zabrał ją na samą górę, by mogła nacieszyć się panującą tam ciszą. Tak bardzo spodobało jej się to miejsce, że od tamtej pory wybierali się tam co tydzień, w piątkowe popołudnie i spędzali na dachu całe godziny. Zawsze musieli obejrzeć zachód Słońca i napatrzeć się na nocne ulice. Dopiero po całym rytuale mogli spokojnie wrócić do domu. Oczywiście to wcale nie był koniec. Po wszystkim szli do Chrisa i całą noc oglądali filmy, zajadając popcorn, który popijali colą. Z nim dziewczyna nigdy się nie nudziła. Zawsze mieli zbyt dużo do powiedzenia i nawet gdyby spędzili ze sobą wieczność, to by nie wystarczyło. Wciąż zostawałoby coś o czym jeszcze nie rozmawiali, a czym koniecznie chcieliby się ze sobą podzielić. Chris był jej jedynym przyjacielem, a ona sama nie była zbyt popularna w szkole. Znana była z uśmiechu, który prawie zawsze rozjaśniał jej śliczną twarz i niesamowitego uporu, gdy chciała dowieść, że ma rację. Nie pozwalała wejść sobie na głowę, ale też starała się nie być wredna. Mimo to rozpoznawali ją co najwyżej rówieśnicy, co nawet jej odpowiadało. Bo po co niepotrzebnie rzucać się w oczy? Tak więc każdą przerwę spędzała z Chrisem, przesiadując w bocznych częściach korytarzy lub przy sali gimnastycznej. Nauczyciele niespecjalnie ją lubili, bo często wykłócała się z nimi, jeśli miała inne zdanie. Na szczęście pani, która uczyła jej klasę angielskiego, nie była kimś, kto czułby się obrażony, gdyby uczeń się z nim nie zgodził. Oczywiście jedynie w kwestii, o której można podyskutować, jak interpretacja wiersza czy odczucia względem bohaterów lektury. Niektórzy niestety nie potrafili znieść, że uczennica może mieć inne zdanie. Dziewczyna jednak się tym nie przejmowała. Nie obchodziło ją, co myślą o niej nauczyciele lub nawet znajomi z klasy. Najbardziej nie znosiła wywyższania się, a co za tym szło- również klasowego ideału, jakim była Naeri. Piękna, błękitnooka dziewczyna o długich, jasnych włosach była obiektem zainteresowania niemal połowy chłopców ze szkoły. Uważała się za boginię i gardziła wszystkimi wokół. Kiedyś Marisa zazdrościła jej urody i powodzenia u kolegów, jednak po pewnym czasie stwierdziła, że nie warto zaprzątać sobie tym głowy. W końcu chciała, żeby chłopak lubił ją za to, jaka jest, a nie za to, jak wygląda, prawda? Bo uroda przemija, a charakter nie tak łatwo zmienić.
- Mówiłaś, że się spieszysz- z rozmyślań wyrwał ją głos cioci. Stała i wpatrywała się w dziewczynę jakby ta co najmniej zwariowała. Przecież zatrzymała się w drzwiach i nie ruszała z miejsca. Ale czy to aż tak dziwne?
No dobra, może trochę- pomyślała szesnastolatka.
- No bo się spieszę- odpowiedziała, jakby to było oczywiste i wymaszerowała z domu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra, znowu nuudaa xD No ale cóż, nie mogę tak po prostu przejść od jednego fragmentu do drugiego... Coś musi wypełnić pustkę między zdarzeniami... Tak więc wytrzymajcie jeszcze kilka tego typu części :D Nie chcę nic mówić, ale mam nadzieję, że tym, którzy wytrwają i przeczytają te nudne kawałki, spodoba się to, co nastąpi po nich ;)
Pozdrawiam
Weronika

czwartek, 21 lutego 2013

Część 4.

Dziewczyna poczuła szarpnięcie. Leżała na czymś twardym. Czyżby wróciła do ciemnego pokoju z koszmaru? Bała się otworzyć oczy, z całych sił starała się udawać nieprzytomną.
- Mariso!- jej ciocia była przerażona.- Mariso! Nic ci nie jest?- krzyczała, a jej długie, jasne włosy wpadły szesnastolatce do ust, gdy próbowała się odezwać. Wypluła je.
- W porządku- stwierdziła z uśmiechem.
- Dzięki Bogu- ciocia westchnęła z ulgą.
Dziewczyna zastanawiała się czasami, dlaczego jej opiekunka wciąż tak bardzo się nią przejmuje. Miała już szesnaście lat! Może nie mogła nazwać się jeszcze dorosłą, ale dzieckiem też na pewno nie była i umiała o siebie zadbać. Z rozmyślań wyrwał ją głos ciotki:
- Jak masz na imię?- zapytała z niepokojem.
- Marisa- odpowiedziała na bezsensowne pytanie. Przecież wszystko pamiętała. Może oprócz tego, jak znalazła się na podłodze.
- Jak ja mam na imię?- nie dawała za wygraną, a w jej oczach widać było, że jest zmartwiona.
- Haylen. Ciociu, niczego nie zapomniałam, wszystko w porządku, pewnie coś mi się po prostu przyśniło i spadłam z łóżka.- stwierdziła, starając się nie myśleć o tym, co tak na prawdę działo się w nocy.
Kobieta tymczasem zamyśliła się, wlepiając wzrok w dziewczynę, o którą miała się troszczyć, której opiekę powierzył jej brat przed odejściem. Chyba powinna jej powiedzieć, kim byli jej rodzice...
- Pewnie masz rację- przyznała zamiast tego.- Dobrze, idź się przygotować, bo spóźnisz się do szkoły.
Dziewczyna spojrzała na swoją opiekunkę i przewróciła teatralnie oczami.
-Dobrze już, dobrze- westchnęła, na co ciocia odpowiedziała śmiechem i wyszła z pokoju, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.
Marisa odczekała chwilę, żeby upewnić się, że zeszła do kuchni, po czym rozglądnęła się po pokoju. Łóżko stało przy ścianie, ustawione tak, by z dwóch stron można było się na nie dostać, a obok niego stała wielka, niebieska szafa, dopasowana odpowiednio do lekko granatowych ścian. Na stoliku nocnym leżała jakaś książka, szklanka soku, a po środku szafirowa lampka. Dziewczyna podeszła do półek z ubraniami, wybrała błękitne spodnie, a do nich czerwoną koszulę na guziki. Czarne włosy spięła w koński ogon wysoko z tyłu głowy, na stopy nałożyła płaskie, czarne baleriny i przyjrzała się krytycznie swojemu odbiciu. Patrzyła na swoje włosy, oglądała się w lustrze i okręcała z gracją, aż wreszcie skupiła uwagę na dużych fiołkowych oczach. Dosłownie- miały odcień jasnego fioletu. Kiedyś tego nie znosiła, ale z czasem nawet polubiła ich oryginalny kolor. Przeszła przez pokój tam i z powrotem i usiadła na łóżku. Po chwili rozmyślań na temat tego, co czeka ją w szkole, spojrzała na figurkę anioła. Starała się przywołać wszystkie szczegóły z minionej nocy i porównać z tym, co widziała teraz. Piórko zniknęło z jego włosów, więc dziewczyna stwierdziła, że to też musiało jej się przyśnić, jak mężczyzna, który pojawiał się kiedy zamykała oczy.
Nie zauważyła jednak uśmiechu, który pojawił się na twarzy porcelanowego chłopca, gdy zatrzasnęła za sobą drzwi, ani małego, złotego przedmiotu w jego ręce.
- Wszystko przed tobą-szepnął.- Już niedługo zrozumiesz.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No więc... Dosyć krótkie, nic ciekawego, pewnie następne części również nie będą zbyt porywające... Przepraszam za to, ale na początku muszę trochę przedstawić sytuację, żeby to wszystko trzymało się kupy ;) Ale myślę, że za jakiś czas coś się rozwinie :D I proszę, komentujcie... Chcę po prostu wiedzieć czy ktoś to czyta i czy pisać dalej, co powinnam zmienić, poprawić... To pomaga, dzięki temu wiem co mi wychodzi, a nad czym muszę popracować ;) Zależy mi na tym, naprawdę. Proszę, chociaż kilka komentarzy, przynajmniej 3-5 :)
Dziękuję i pozdrawiam ;*
Weronika

niedziela, 17 lutego 2013

Część 3.

Jeśli ktoś to w ogóle czyta, to dodaję następną część ;) Żebyście się nie zdziwili i nie pomyśleli, że się pomyliłam i dodaję jakieś zupełnie inne opowiadanie, od razu wyjaśniam, że ten fragment dzieje się w innym miejscu, mniej więcej równolegle do wydarzeń z Części 2. ;) Miłego czytania... I komentujcie! :)

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Aiden siedział w największej sali w całym mieście i rozglądał się wokół z ponurą miną. Zastanawiał się, myślał, nie wiedząc o czym. Czuł, że czegoś mu brakuje, jakby był pusty w środku, jakby za czymś tęsknił. Niekiedy nie odczuwał tego tak dotkliwie, w tej chwili jednak pustka była nie do zniesienia. Nie potrafił opisać jak się czuje. Potrzebował czegoś...lub może kogoś. Nie, nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Nie mógł potrzebować nikogo. Co najwyżej śniadania, które i tak nie przechodziło mu przez gardło, ściśnięte żalem i tęsknotą. To uczucie przytłaczało go nie dając mu spać, a kiedy próbował je od siebie odepchnąć, powracało ze zdwojoną siłą i miażdżyło jego młode serce. Nie mógł nic przełknąć, jeśli już mu się udało, jedzenie smakowało w jego ustach jak papier.
Z zamyślenia wyrwał go głos Xaviera, jego dobrego przyjaciela. To on wpychał w niego posiłki i pomagał zasnąć, męcząc codziennymi treningami i ćwiczeniami. Nikt oprócz niego nie wiedział, że coś dziwnego dzieje się z Aidenem.
- Prawie ją zabił!- krzyknął już w progu, kręcąc głową i wprawiając w ruch swoje kasztanowe włosy. Prowadził za sobą mężczyznę o pustych, czarnych oczach, wpatrzonych w podłogę. Można by było sądzić, że wstydzi się tego, co zrobił, jednak gdy podniósł wzrok i spojrzał w oczy Aidena, chłopiec zauważył, że człowiek jest dumny z tego co zrobił i wściekły, prawdopodobnie dlatego, że zostanie za to ukarany. Dostrzegł też nienawiść, którą jednak więzień szybko zamaskował. Nie dość szybko-pomyślał chłopak. Ich oczy się spotkały, zupełnie jakby mężczyzna usłyszał myśli tamtego.
Xavier popchnął go pod nogi Aidena i prychnął z pogardą, a na jego twarzy malowało się obrzydzenie. Dopiero teraz, do chłopaka dotarł sens poprzednich słów przyjaciela. „Prawie ją zabił!”- rozległo się z jego głowie. Zesztywniał. Nie mógł jej skrzywdzić, była im potrzebna. Mogła wiedzieć.
-On nigdy się nie nauczy- usłyszał gdzieś jakby z daleka, choć ciemnowłosy chłopak stał przed nim.- Tym razem mało brakowało, a by ją zabił.
Aiden spojrzał w kierunku klęczącego, a twarz pociemniała mu od gniewu. Łagodny błysk zniknął z jego szmaragdowych oczu, a na jego miejscu pojawiły się groźne iskry. Jakimś cudem udało mu się jednak zachować spokój i wydukać przez zaciśnięte zęby:
- Co. Jej. Zrobiłeś. - zapytał, próbując powstrzymać się przed uduszeniem swojego rozmówcy.
- Ależ nic takiego-niemal pisnął.- Ja tylko...-zawahał się.- Przesłuchałem ją.
- Doprawdy? Jak zatem sztylet, który trzymałeś, wbił się w szyję dziewczyny?- zapytał zirytowany Xavier.- Sam odczepił się od twojego pasa i postanowił ją zaatakować?
Illien wyglądał na zdezorientowanego. Najwyraźniej nie spodziewał się tego typu sarkastycznych uwag. Popatrzył na twarz młodzieńca, który akurat wcale nie zwracał na niego uwagi. Spoglądał właśnie w skupieniu na przyjaciela, który miał zadecydować o losie więźnia. Mężczyzna wiedział, że nie zginie, wiedział też jednak, że są rzeczy gorsze od śmierci.
- Posłuchaj, Illienie- zaczął Aiden.- Twoja praca jest niezwykle pomocna, jednak prosiłem cię, abyś uważał, bo jeśli coś jej się stanie, możemy stracić ważne informacje- stwierdził spokojnie.- Nie możemy aż tak ryzykować-stwierdził.- Mimo wszystko, masz co najmniej na kolejny tydzień przerwać przesłuchania, żeby pozwolić jej wypocząć. Nawet jeśli teraz nic nie wie, być może za jakiś czas to się zmieni-westchnął.- Jak ma na imię?
Nawet Xavier wydawał się zaskoczony tym pytanie. Bo niby dlaczego jego przyjaciela miałoby interesować imię tej dziewczyny. Wiedział o niej od dwóch tygodni, a jeszcze o to nie zapytał. Czarnooki milczał, więc chłopak musiał odpowiedzieć za niego. Jak ona miała na imię?
- Marisa- powiedział z pewnością, jakiej jeszcze przed chwilą nie czuł.
Aiden zamyślił się, jakby coś mu się przypomniało. Faktycznie. Na dźwięk tego imienia coś poczuł, nie potrafił jedynie określić co. Miało to jakiś związek z pustką, którą czuł w sercu. Dość!- skarcił się w duchu.- Nie powinienem o tym myśleć.
- Marisa- powtórzył jak zaklęcie.- W porządku. Zostaniesz w lochu na kilka dni. To symboliczna kara, pamiętaj. Żeby nikt nie powiedział, że jej nie wymierzyłem, mimo że mnie zdenerwowałeś. Mam cię dosyć-stwierdził.- No już! Wynocha!- krzyknął.
-Ja... Pomagałem ci! A ty wtrącasz mnie do lochu?!- obruszył się więzień.
- Tylko na parę dni- chłopak miał nadzieję, że już po wszystkich, ale niestety, mężczyzna musiał znów zacząć.
- Jak śmiesz! Jesteś dzieckiem! Dlaczego ja w ogóle pytam cie o jakiekolwiek pozwolenie! Dlaczego klęczę?!- wydzierał się.- Tak naprawdę nic nie znaczysz! Jesteś rozpieszczonym bachorem swego ojca! Nigdy nie będziesz taki jak on!
Tego było za wiele. Chłopak poczerwieniał na twarzy, wpatrując się w Illiena, zupełnie nieświadomego jak niewiele dzieli Aidena od wybuchu. Jak ten człowiek śmiał tak do niego mówić?
- Dosyć tego!- nie wytrzymał.- Zamknij się! Co ty sobie wyobrażasz? Dałem ci łagodną karę, która musiałem wymierzyć, bo mnie nie posłuchałeś!
- Co ty możesz, chłopcze?- zapytał mężczyzna, uśmiechając się drwiąco.
- Mogę wiele!- ryknął.- Nie masz prawa odzywać się do mnie w taki sposób! To ty nic nie znaczysz! Jestem następcą tronu!- wykrzyczał.- Księciem Podziemia.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Dziękuję za przeczytanie, mam nadzieję, że jak na razie się podoba. Wszystkie uwagi, dobre i złe proszę zostawiać w komentarzach :) ( Jeśli przeczytaliście, proszę, komentujcie xD )

piątek, 15 lutego 2013

Dzień Singla :D

15 lutego- Dzień Singla. Wiedzieliście? Bo ja jeszcze niedawno nie miałam o tym pojęcia. W sumie sama nie mam nikogo, co wcale nie jest dziwne,w końcu powtarzam: mam niecałe 14 lat! xD Z jednej strony... lekka przesada. Coś na zasadzie: "zakochani mają swoje święto, więc single nie mogą być gorsi". Z drugiej strony jednak... Czemu nie? Jeśli ktoś chce świętować bycie... wolnym ;) to nie mam nic przeciwko temu. A co do wczorajszych Walentynek... Nie lubię ich, ale tak sobie myślę, że kiedyś pewnie sama będę je obchodziła ;D. Pewnie nikt tego nie przeczyta, ale gdyby się tak zdarzyło... Co myślicie o "święcie" singli? Świetny pomysł? Kompletna głupota? Czy też może nie macie na ten temat zdania? Komentarze czekają ;)
Pozdrawiam ;*
Darkness

czwartek, 14 lutego 2013

Walentynki ;)

Serca, serca i jeszcze raz serca. Dlaczego? A no tak... Przecież dziś Dzień Zakochanych! Szczerze mówiąc dla mnie to nic wielkiego, zero atmosfery, żadnych szczególnych wydarzeń... Może i mówię tak dlatego, że sama nie dostaję żadnych "wyjątkowych" kartek z życzeniami, jednak przyznaję, że miłość jako taka jest dla mnie nie do końca znana i zrozumiała. Mówię tu o relacji chłopak-dziewczyna. Nie mam jeszcze nawet 14 lat, więc oczywiście nie mogę wypowiadać się na temat tego typu zauroczeń czy związków, bo sama czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłam. Wiadomo, dziecięce "podobanie się" itp... No tak, ale jak powiedziałam: dziecięce. Być może to jest powód, dla którego 14 lutego tak mnie denerwuje... Bez obrazy dla wszystkich, którzy uwielbiają to święto, oczywiście ;). Po prostu dla mnie to nic wielkiego, zwykły dzień, a każdy dookoła jara się "wspaniałymi" Walentynkami. Może jednak ktoś opowiedziałby mi dlaczego lubi Walentynki, kto wie czy nie zmieniłabym zdania ;). Przepraszam jeśli kogoś uraziłam swoim... niejakim wstrętem to Dnia Zakochanych, na prawdę nie miałam tego na celu.
Pozdrawiam ;*
Darkness

środa, 13 lutego 2013

Część 2.

Na początek chciałam podziękować za komentarze pod pierwszym fragmentem. Czytałam kilka blogów z opowiadaniami i wszystkie autorki (nie miałam przyjemności przeczytać jeszcze historii jakiegoś "autora" ;) ) pisały, że komentarze dają niesamowitą motywację. Mimo, że ja dopiero zaczęłam, już widzę, że tak faktycznie jest. Każdy komentarz i wyświetlenie sprawia, że myślę, że to może jednak ma sens i komuś naprawdę się spodoba. Więc dziękuję, że już od początku ktoś to czytał ;) A teraz bez zbędnego przedłużania i przynudzania, daję następną część.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Marisa otworzyła oczy, próbując zobaczyć gdzie się znalazła. Gwałtownie szarpnęła się, by wstać, od razu poczuła jednak przeszywający ból i zawroty głowy. Uniosła powieki i zobaczyła, że wokół wciąż jest ciemno. Czyżby koszmar nadal trwał? Usiadła, tym razem powoli, zaczerpnęła powietrza i ostrożnie się rozejrzała. Ze zdziwieniem i niezmierną ulgą stwierdziła, że jest w swoim własnym pokoju. „A więc to wszystko było tylko złym snem”-pomyślała. Przyzwyczaiła się do tego. W ciągu ostatnich dwóch tygodni często zdarzało jej się budzić w środku nocy z paniką i strachem w oczach. Nie był to pierwszy raz, kiedy widziała dziwnego mężczyznę, pytającego wciąż o to samo. Problem polegał na tym, że dziewczyna nie miała pojęcia o jakie pióra mu chodzi. Ptasie? A może takie do pisania? Nie, tego nie chciał jej powiedzieć. Był przekonany, że dziewczyna kłamie, mówiąc że nic nie wie. Mimo wszystko nigdy jeszcze nie próbował jej zabić. Te koszmary stawały się coraz bardziej realistyczne. Wraz z tą myślą, ręka Marisy powędrowała do miejsca, w którym we śnie czuła zimny dotyk stalowego ostrza. I znalazła. Cienki, mały ślad, ledwie kropka na szyi. A jednak tam był. Coś, co będzie jej przypominało jak bardzo boi się znów zasnąć. Wszystko byle tylko nie musieć już nigdy patrzeć w te puste, zimne oczy, czuć na sobie wzroku i oddechu upiora. Wszystko, żeby tylko nie wrócić do tamtego pomieszczenia.
Dziewczyna przerwała potok myśli i znów rozejrzała się po swoim pokoju. Każda z jej rzeczy leżała na swoim miejscu, tylko...Potrząsnęła głową i znów spojrzała w tamtą stronę. Mała figurka anioła unosiła się w powietrzu nad biurkiem. Oprócz tego wyglądała całkiem normalnie. Chłopak jak zawsze trzymał w rękach harfę, a jedno jego skrzydło było dziwnie wykrzywione. Po chwili Marisa zobaczyła jednak coś, czego wcześniej nie było. Małe, złote piórko w jego jasnych włosach. Powoli podeszła do unoszącej się w powietrzu figurki i dotknęła jej głowy. Zabrała rękę, zaskoczona. Jego włosy nie były porcelanowe, tylko miękkie i delikatne.
- Co się stało?- zapytał melodyjnym głosem. Dziewczyna zdusiła krzyk i odskoczyła.- Przepraszam. Przestraszyłem cię? -zapytał z troską.
Marisa podniosła na niego wzrok i spojrzała w jego oczy, nagle tak błękitne, że prawie nie można było ich dostrzec. Zdziwiło ją to, że się odezwał, ale jeszcze dziwniejsze było dla niej to, że wcale się go przez to nie bała.
-Oczywiście-powiedziała z wyrzutem.- Nie powinieneś mówić. Nie powinieneś się poruszać- zawahała się.- Jesteś figurką!
Chłopak uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Wiedziała, że rozmawia z porcelaną, ale mimo to uważała, że anioł byłby bardzo atrakcyjny, gdyby tylko żył, rzecz jasna. O czym ja myślę? Przecież to przedmiot, pewnie mi się śni. On nie istnieje!-skarciła się w duchu.
Nagle jakby zauważyła że przecież patrzy na nią i najwyraźniej chce jej coś powiedzieć. Próbowała zachować obojętny, lekko zdystansowany ton.
- No, więc? Co teraz? Wytłumaczysz mi, dlaczego mówisz?- zapytała, zdziwiona własnym spokojem.
Ale on tylko szerzej się uśmiechnął, przekrzywił głowę i westchnął.
- Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda- po tych słowach wrócił na półkę i znieruchomiał.
Po chwili wpatrywania się w zastygłą postać, dziewczyna wyciągnęła rękę i delikatnie, samymi opuszkami palców dotknęła jej głowy i przesunęła po niej. Porcelana. Ani śladu miękkich włosów. No nie- pomyślała.- Zupełnie zwariowałam.
Zabrała rękę, podeszła do okna i spojrzała w niebo. Jej uwagę od razu przykuł księżyc w pełni, otoczony chmurami, przez co wyglądał jak wyciągnięty z horroru. Marisa poczuła się nieswojo i jednym szybkim ruchem ręki zaciągnęła zasłony. Nie chciała patrzeć, nie chciała myśleć o koszmarach i figurce. Miała ochotę zakopać się pod kołdrą i zniknąć. Schowała głowę pod poduszką i zamknęła oczy. Mimo wszystkich wydarzeń, po pewnym czasie udało jej się wreszcie zasnąć. Ale jej sen nie był spokojny. Znajdowała się w środku wielkiego tornada, które wypluwało ją i porywało, wciąż od nowa, aż w końcu wyrzuciło ją prosto w stronę tak dla niej strasznego księżyca, którego miała nadzieję nie zobaczyć już tej nocy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Coś ode mnie: chciałam powiedzieć, że następne fragmenty zapewne będą się ukazywały w większym odstępie czasu, ponieważ akurat ten był już wcześniej przygotowany i w miarę poprawiony (to, co udało mi się wyłapać :) ). Chciałabym również, aby każdy, kto przeczyta, postarał się zostawić komentarz, bo cieszę się jak dziecko kiedy widzę jak ich przybywa xD No więc na razie to tyle, dziękuje za uwagę :)
Weronika

poniedziałek, 11 lutego 2013

Część 1.

Marisa siedziała związana na krześle. Wszędzie czuć było dym mieszający się z odorem śmierci. Wokół panowała nieprzenikniona ciemność. Nie można było nic dostrzec, a dziewczyna myślała w pierwszej chwili, że umarła, lub- co dla niej byłoby zdecydowanie gorsze- została pogrzebana żywcem. Zaraz jednak z ulgą stwierdziła, że nie jest pod ziemią, a przynajmniej jej nie czuje. W przekonaniu utwierdził ją odgłos trzaskania drzwiami. Zamarła.
Mężczyzna, który stanął przed nią wyglądał upiornie, a duże, czarne skrzydła dodawały mu dostojności, mimo że w normalnych okolicznościach dziewczyna zapewne by je wyśmiała. Jednak tym razem nawet małe różki, które dostrzegła między jego włosami nie wydały jej się zabawne. Było w nim coś przerażającego, co sprawiło, że Marisie nagle zrobiło się niewiarygodnie gorąco. Próbowała się poruszyć, co jednak skutecznie utrudniały jej więzy założone na nadgarstkach i kostkach. Skupiając się na luzowaniu ich, nie zauważyła jak do mężczyzny stojącego przed nią podeszli dwaj jego towarzysze. Uderzyło ją ich podobieństwo do upiora. Wyglądali niemal jednakowo, różniło ich tylko ubranie, bo twarze ukryte były w cieniu.
Dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na tego, który najwyraźniej był z tej trójki najważniejszy. W pomieszczeniu było ciemno, więc nie mogła dostrzec jego twarzy. Zamiast tego napotkała jego oczy. Puste, czarne jak smoła, pełne nienawiści oczy. Przeszedł ją dreszcz. Nagle poczuła się naga, jakby potrafił odczytać z jej twarzy wszystkie emocje, które nią targały, zajrzeć w głąb jej umysłu i zobaczyć wszystkie myśli, które tak usilnie próbowała od siebie odeprzeć. Czego on chce?- myślała gorączkowo, zastanawiając się, czy to usłyszał.
Ukradkiem zerknęła na dwóch pozostałych i przez chwilę zdawało jej się, że też na nią patrzą, ale już po chwili ich twarze wróciły do cienia. Próbowała rozejrzeć się po pokoju, jednak nikogo nie widziała, było zbyt ciemno. Nie znaczyło to wcale, że nikt nie obserwował ich z głębi pokoju. Tak bardzo starała się dojrzeć coś, cokolwiek w kątach, niestety nie potrafiła. Zaczęła zastanawiać się, jak w ogóle ktokolwiek mógł widzieć coś w takiej ciemności. Jak ktoś mógł z własnej woli tam wejść? Gdyby mogła już w pierwszej chwili wybiegłaby stamtąd z krzykiem. Tylko że nie mogła, bo ktoś ją związał. Nie pamiętała nawet jak się tam znalazła ani co tam robiła. Z każdą minutą jej strach stawał się silniejszy, a niewiedza doprowadzała ją do szału. Co to w ogóle za miejsce? Kim są ci ludzie?- rozbrzmiewało w jej głowie, sprawiając, że czuła się coraz gorzej. Nie miała pojęcia do czego może być im potrzebna. Była tylko zwyczajną szesnastolatką! Ale wtedy wcale o tym nie myślała. Nie obchodziło ją ile ma lat, a gdyby ktoś ją wtedy o to spytał, nie byłaby pewna, czy potrafi mu odpowiedzieć.
Oczekiwanie i niepewność były torturą. „Związali mnie i zamknęli tutaj, żeby na mnie popatrzeć?!”- wrzeszczała w myślach.- „Niech zaczną mówić, bo czuję się jak zwierzę na pokaz. Wiem już jak się czują zwierzęta w zoo”- przemknęło jej przez głowę. Gdy znów spojrzała w oczy upiora, wciąż nie było tam nic, oprócz... „Rozbawienia?”- zdziwiła się dziewczyna. Wiedziała już, że to nie skończy się dla niej dobrze. „Co mogą mi zrobić?”- usiłowała dodać sobie odwagi. Ale prawda była taka, że mogli zrobić jej bardzo wiele. Próbowała o tym nie myśleć, ale gdy zobaczyła, jak światło odbija się od czegoś co pierwszy z mężczyzn miał przyczepione u pasa, straciła resztki odwagi. „ To nóż.”- pomyślała.- „ Nie, to nie tylko nóż. To sztylet.”- poprawiła się.- „Ale do czego mu...”- nie dokończyła. Ta myśl była zbyt straszna.
Mężczyzna, u którego dostrzegła sztylet, był również tym, który wszedł do pokoju jako pierwszy. To jego oczy tak bardzo przerażały dziewczynę. Upiór zbliżył się do niej o kolejny krok i zaczerpnął powietrza.
- Witaj, Mariso, słońce. Jak się czujesz?- zapytał tonem luźnej pogawędki. To właśnie lekki sposób, w jaki mówił, tak ja zdenerwował, że część jej odwagi wróciła.
- A jak mam się czuć?- warknęła.
Rozmówca przyjrzał się jej uważnie i powoli pokręcił głową. Widać było, że nieźle się bawi.
- Spokojnie, czy musimy zaczynać w ten sposób? Nie możemy być przyjaciółmi?- zapytał spokojnie, jednak mimo jego starań, Marisa od razu dostrzegła, że przyjaźń nie ma dla niego znaczenia. On chciał jedynie przekonać ją do siebie, co ułatwiłoby mu zrobienie...tego co zamierzał zrobić, cokolwiek by to nie było.
- Przyjaciółmi?- prychnęła z niedowierzaniem, żeby dać mu do zrozumienia, że go przejrzała.- Wiesz w ogóle co to znaczy? Przyjaźń?- zapytała, mimo że nie oczekiwała od niego odpowiedzi. Tak jak myślała, jego twarz od razu się zmieniła. Sztuczny uśmiech zniknął, a w jego oczach pojawił się gniew.
- Dobrze, przejdźmy od razu do rzeczy, ale pamiętaj, że to był twój wybór- zapowiedział, tracąc panowanie nad sobą.- Gdzie są pióra?!- ryknął.
Dziewczyna zawahała się.
- Nie wiem o czym mówisz, naprawdę, nie wiem- odpowiedziała ostrożnie.
Przez chwilę wydawało się, że mężczyzna wyjdzie i zatrzaśnie drzwi. One jednak uniósł rękę, a następnie... Krzyknęła, gdy ją policzkował, po czym zakrztusiła się własną krwią. Gdy podniosła głowę by na niego spojrzeć, osłupiała. W porównaniu z tym co widziała w jego oczach teraz, rozbawienie czy gniew wydawało się czymś zwyczajnym. Dostrzegła prawdziwą, czystą nienawiść, płomienie, rażące ją gdy patrzyła i szał, którego nawet nie starał się ukryć czy choćby stłumić.
-Kiedy zadaję ci pytanie, masz odpowiadać!- wrzasnął i kopnął ją w kostkę.
Chwycił jej ramię i uniósł.
- Czy wyraziłem się jasno?- zapytał gniewnie.
- Nie dotykaj mnie- powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Mężczyzna popchnął ja z powrotem na krzesło, po czym wziął do ręki jakiś przedmiot i rzucił nim o ścianę. Kiedy ten się roztrzaskał, zwrócił się w stronę Marisy.
- Jeśli zaraz mi nie powiesz, gdzie jest szkatułka, czekają się gorsze rzeczy od dotykania.
Dziewczyna zadrżała i opuściła głowę, jakby w ten sposób mogła od niego uciec. Zaraz jednak wyprostowała się, nie chcąc pokazywać strachu ani słabości. Upiór podszedł o krok bliżej, wyciągając przy tym zza pasa sztylet, który Marisa dostrzegła już wcześniej. Podwinął rękaw płaszcza i przyłożył broń do jej szyi i uśmiechnął się. Nie był to jednak przyjazny, ciepły uśmiech, tylko zimny, pełen nienawiści grymas.
- O wiele gorsze- stwierdził, po czym chwycił rękojeść mocniej i pewniej.
I pchnął ostrze.

Hej

Mam na imię Weronika i mam 13 lat (no, i pół ;) ). Jakiś czas temu odkryłam, że pisanie sprawia mi niesamowitą przyjemność. Niektóre osoby twierdzą, że nieźle mi to idzie, więc postanowiłam założyć bloga z moją "twórczością". Mam nadzieję, że każdy, kto go odwiedzi zostawi po sobie jakiś ślad w postaci komentarza pod następnymi fragmentami. Nie jestem osobą, która skrytykowana, spędza kolejny tydzień płacząc w poduszkę. Traktuję negatywne uwagi jako szansę na poprawę i doskonalenie umiejętności. W końcu każdy może mieć własne zdanie, prawda? Warto więc wiedzieć, co inni sądzą. Dobra, bo zanudzę wszystkich na śmierć (ale się rozpisałam xD). Podsumowując, czekam na opinie, zarówno dobre, jak i te złe. Mimo wszystko mam jednak nadzieję, że znajdzie się choć kilka osób, którym się spodoba. Następny post będzie oczywiście pierwszym fragmentem :)