Chcieliście, to macie :) Z przyjemnością spotkam się z Wami na moim nowym blogu :) Od razu proszę o komentarze, kiedy pojawi się prolog, bo to bardzo zachęca, zwłaszcza, że nie wiem czy spodoba Wam się nowy pomysł i nieco inny styl pisania :)
Proszę, oto link: http://my-cold-death.blogspot.com/
Dziękuję, wpadajcie i obserwujcie <3 Oraz oczywiście reklamujcie xd :D
Pozdrawiam,
Weronika
sobota, 14 września 2013
środa, 11 września 2013
Dziękuję :)
Napisałam, że nie będe kontynuowała tego bloga... I podtrzymuję decyzję :) Ale przecież byliście tu ze mną i komentowaliście, czytaliście, wspieraliście :) Więc chciałam Wam podziękować, naprawdę <3 Nie mam dla Was żadnego pięknego wiersza, ani wyniosłego przemówienia, ale zwykłe, proste 'dziękuję'. Na razie to Wam musi wystarczyć, przepraszam, że nie potrafię wymyślić niczego lepszego :c Ale nie porzucajcie bloga, bo w mojej głowie kiełkuje myśl o nowej historii na bloga, więc jak tylko zacznę, wstawię Wam tutaj linka :) Jest mi niezmiernie miło, że podoba Wam się moje opowiadanie, styl pisania i pomysły :3 Więc, czekajcie! <3
+ Mam do Was pytanie. Czy jeśli załóżę nowego bloga, pomożecie mi go "rozprzestrzenić"? xd (cóż za słowo xd) :)
Pozdrawiam,
Weronika ;3
+ Mam do Was pytanie. Czy jeśli załóżę nowego bloga, pomożecie mi go "rozprzestrzenić"? xd (cóż za słowo xd) :)
Pozdrawiam,
Weronika ;3
niedziela, 8 września 2013
Wracam... Ale nie wracam xd
Heeej :D Pewnie większości z Was tu nie ma, ale może akurat ktoś przez przypadek do mnie trafił :) No więc nie będę dłużej pisała tego bloga bo zaczynam historię od nowa i z pewnego pomysłu zrobię książkę :) Ale moja przyjaciółka uparła się, żebym pisała bloga, więc zastanawiam się nad stroną z inną, nową historią... Ale mam pytanie... Czy patrząc na ten tekst tu na tym blogu, chcielibyście czytać coś innego mojego autorstwa? Za wszelkie opinie dziękuję :)
Pozdrawiam,
Weronika ;3
Pozdrawiam,
Weronika ;3
sobota, 13 lipca 2013
Mega przerwa :c
Słuchajcie, wiem, że przerwa już jest od jakiegoś czasu i wgl., ale postanowiłam jakby zacząć to opowiadanie od nowa. To znaczy będzie ogólnie to samo, ale mam w głowie kilka dodatkowych scen, trochę zmian oraz tego typu rzeczy. W poniedziałek wyjeżdżam na dwa tygodnie i wracam 28 lipca. Przez ten czas pewnie coś uda mi się przerobić, ale nie wszystko. Po powrocie czekać mnie będzie pewnie dużo pracy. Jeśli chcecie, to po wszystkim mogę tu wrócić, tylko dajcie znać. Po prostu kto chce, żebym wróciła, kto chce znać dalsze losy Marisy (która swoją droga jest chyba moją ulubioną postacią spośród głównych bohaterów moich opowiadań, jak na razie) niech poinformuje mnie o tym w komentarzach. :) Mam nadzieję, że jednak nie jest tak źle i komuś się spodobało, nawet jeśli nie ciekawi go, co dalej :)
Dziękuję Wam za wyświetlenia i komentarze, za szczerość, za wszystkie opinie :)
Do kiedyś, mam nadzieję ;3
Pozdrawiam,
Weronika
Dziękuję Wam za wyświetlenia i komentarze, za szczerość, za wszystkie opinie :)
Do kiedyś, mam nadzieję ;3
Pozdrawiam,
Weronika
środa, 26 czerwca 2013
Dobra, coś nowego :)
W porządku, na życzenie dodaję coś innego, niezwiązanego zupełnie z opowiadaniem na blogu :)
Obawiam się jednak, że już to czytałaś kochana, ale nie jestem pewna :c
Enjoy! xd
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obawiam się jednak, że już to czytałaś kochana, ale nie jestem pewna :c
Enjoy! xd
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czerwone krople zlewały się z
deszczem, spływając po szybie. Zostawiały po sobie długie
szkarłatne ślady i rozdzielały się przy skruszonym kamiennym
parapecie, po czym bezgłośnie spadały na brudny już i zniszczony
dywan w skomplikowane kwieciste wzory. Wtedy jednak kwiaty i liście
nie wyglądały radośnie i elegancko. Całe umazane były w
czerwieni pochłaniającej bezlitośnie każdy ich odcinek. Zerwany
dach powoli zsuwał się po gruzach południowej części rezydencji,
w której niegdyś mieściła się sala balowa. Na ziemi mieszały
się ze sobą drewniane meble, drogie tkaniny i kolorowe ubrania
mieszkańców.
Dziewczynka stała pośrodku niewielkiego gabinetu, zaciskając rączkę na krawędzi biurka. Niewidzącymi oczyma wpatrywała się w stare papiery i kolekcję gęsich piór, jakimi posługiwał się jej ojciec. Ale jej ojca już nie było, już nigdy więcej nie mogła go zobaczyć. Owej nieszczęśliwej nocy zginęła niemal cała jej rodzina. Jedynie starszy brat zdołał uciec, niestety jednak nie wrócił. Obserwując pomieszczenie zastanawiała się czy to na pewno nie sen. Z całych sił trzymała się tej ostatniej nadziei, że być może wszystko to tylko jej wyobraźnia, torturująca ją najokrutniejszymi koszmarami. Nie chciała wierzyć w to, co zobaczyła, co usłyszała podczas kolacji. Uciekła wtedy na górę, by nie oglądać latających tuż przy głowach gości noży.
Pokój ojca zawsze wydawał jej się bezpieczny, kojarzyła go z kominkiem, pachnącymi świecami i spokojnym, opiekuńczym mężczyzną o ciemnych włosach i orzechowych oczach wpatrujących się w nią z troską i miłością. Pamiętała historie, które opowiadał jej kiedy nie mogła zasnąć. Uwielbiała kłaść się na ogrzanej przez ogień podłodze, zamykać oczy i wyobrażać sobie, że jest jedną z wojowniczek. Ojciec zawsze dziwił się, że nigdy nie wybierała księżniczek i pałaców, ona jednak chciała być kimś ważnym, kimś wyjątkowym. Nie miała zamiaru spędzić życia w zamku wypatrując księcia na białym koniu, który przybędzie pod jej okno i zaśpiewa piękną pieśń o tym, jak bardzo ją kocha. Uważała te bajki za bardzo romantyczne, ale nie chciała by opowiadał jej je więcej niż kilka razy. Natomiast o nieustraszonych bohaterkach walczących z mężczyznami mogła słuchać godzinami i ani razu jej się to nie znudziło. Nigdy więcej nie miała jednak usłyszeć żadnej z tych historii.
Poczuła na palcach coś lepkiego i nieprzyjemnego. Przeniosła wzrok na swoją dłoń i zobaczyła krew spływającą z krawędzi biurka. Odruchowo cofnęła się i wytarła ją w sukienkę. Szkarłat z niewiarygodną szybkością zaczął pochłaniać błękitną tkaninę leżącą delikatnie na ciele dziewczynki. Obejrzała się dokładnie po czym podniosła wzrok. Po drugiej stronie pomieszczenia, na podłodze leżał jakiś kształt. Ale ona wiedziała, co to. Podeszła bliżej i odsunęła zerwaną zasłonę. Pod tkaniną zobaczyła wykrzywioną w agonii twarz swojej matki, która próbowała ją stamtąd wyprowadzić, zanim do środka wkroczył mroczny mężczyzna o białych jak śnieg włosach i ziejących pustką czarnych oczach. Jego wzrok od razu powędrował ku kobiecie, powalając ją, wijąca się z bólu, na drewnianą podłogę. Krzyczała do niego, by nie robił krzywdy jej córeczce, on jednak zdawał się w ogóle tego nie słyszeć. Odwrócił się w stronę dziewięciolatki, podniósł ją i posadził na parapecie, szepcząc jej do ucha niezrozumiałe dla niej słowa. Pogłaskał ją po włosach i przeczesał je palcami. Przez chwilę poczuła się bezpieczna, ale nie trwało to długo. Już po chwili wszystkie okropne wspomnienia zalały jej umysł. Zaczęła drżeć na całym ciele. Białowłosy odsunął się od niej i postawił ją na ziemi, po czym wszedł na parapet by zamknąć okno. Dziewczynka delikatnie kopnęła kawałek drewnianej belki, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Odwrócił się i już miał zamiar zapytać, czy wszystko w porządku, ale nie zdążył. Spojrzał jej w oczy a ona pomyślała o tych strasznych rzeczach, których była świadkiem. Jej powieki opadły. Wyobraziła sobie, że wyrywa jego serce z piersi, wciąż jeszcze bijące i wyrzuca je przez dziurę w ścianie. Kiedy znów na niego spojrzała, zachwiał się i runął w dół, krzycząc nieludzko, miotając się i wykręcając. Dziewczynka usłyszała głuchy łomot i domyśliła się, że to on uderzył o ziemię. Nie ruszyła się jednak by to sprawdzić. Stała tak ściskając biurko i kołysząc się w przód i w tył, nucąc przy tym nieznaną jej wcześniej melodię.
Od tej chwili minęło kilka godzin, po których wreszcie coś zmusiło ją do ocknięcia się. Matka leżała w kałuży własnej krwi, chociaż nie miała na swoim ciele żadnej rany. Wypływała z jej oczu, ust i nosa, sącząc się powoli, aż w końcu zastygła i było już jasne, że kobieta nie żyje.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak widzicie, bardzo krótkie, ale zawsze coś :) Bardzo przepraszam, że nie ma jeszcze następnej części opowiadania o Marisie, ale niestety nie wyszło mi i zaczynałam od nowa :) Mam nadzieję, że to nie jest takie złe i w miarę umili Wam czas ;3
Pozdrawiam,
Weronika
Dziewczynka stała pośrodku niewielkiego gabinetu, zaciskając rączkę na krawędzi biurka. Niewidzącymi oczyma wpatrywała się w stare papiery i kolekcję gęsich piór, jakimi posługiwał się jej ojciec. Ale jej ojca już nie było, już nigdy więcej nie mogła go zobaczyć. Owej nieszczęśliwej nocy zginęła niemal cała jej rodzina. Jedynie starszy brat zdołał uciec, niestety jednak nie wrócił. Obserwując pomieszczenie zastanawiała się czy to na pewno nie sen. Z całych sił trzymała się tej ostatniej nadziei, że być może wszystko to tylko jej wyobraźnia, torturująca ją najokrutniejszymi koszmarami. Nie chciała wierzyć w to, co zobaczyła, co usłyszała podczas kolacji. Uciekła wtedy na górę, by nie oglądać latających tuż przy głowach gości noży.
Pokój ojca zawsze wydawał jej się bezpieczny, kojarzyła go z kominkiem, pachnącymi świecami i spokojnym, opiekuńczym mężczyzną o ciemnych włosach i orzechowych oczach wpatrujących się w nią z troską i miłością. Pamiętała historie, które opowiadał jej kiedy nie mogła zasnąć. Uwielbiała kłaść się na ogrzanej przez ogień podłodze, zamykać oczy i wyobrażać sobie, że jest jedną z wojowniczek. Ojciec zawsze dziwił się, że nigdy nie wybierała księżniczek i pałaców, ona jednak chciała być kimś ważnym, kimś wyjątkowym. Nie miała zamiaru spędzić życia w zamku wypatrując księcia na białym koniu, który przybędzie pod jej okno i zaśpiewa piękną pieśń o tym, jak bardzo ją kocha. Uważała te bajki za bardzo romantyczne, ale nie chciała by opowiadał jej je więcej niż kilka razy. Natomiast o nieustraszonych bohaterkach walczących z mężczyznami mogła słuchać godzinami i ani razu jej się to nie znudziło. Nigdy więcej nie miała jednak usłyszeć żadnej z tych historii.
Poczuła na palcach coś lepkiego i nieprzyjemnego. Przeniosła wzrok na swoją dłoń i zobaczyła krew spływającą z krawędzi biurka. Odruchowo cofnęła się i wytarła ją w sukienkę. Szkarłat z niewiarygodną szybkością zaczął pochłaniać błękitną tkaninę leżącą delikatnie na ciele dziewczynki. Obejrzała się dokładnie po czym podniosła wzrok. Po drugiej stronie pomieszczenia, na podłodze leżał jakiś kształt. Ale ona wiedziała, co to. Podeszła bliżej i odsunęła zerwaną zasłonę. Pod tkaniną zobaczyła wykrzywioną w agonii twarz swojej matki, która próbowała ją stamtąd wyprowadzić, zanim do środka wkroczył mroczny mężczyzna o białych jak śnieg włosach i ziejących pustką czarnych oczach. Jego wzrok od razu powędrował ku kobiecie, powalając ją, wijąca się z bólu, na drewnianą podłogę. Krzyczała do niego, by nie robił krzywdy jej córeczce, on jednak zdawał się w ogóle tego nie słyszeć. Odwrócił się w stronę dziewięciolatki, podniósł ją i posadził na parapecie, szepcząc jej do ucha niezrozumiałe dla niej słowa. Pogłaskał ją po włosach i przeczesał je palcami. Przez chwilę poczuła się bezpieczna, ale nie trwało to długo. Już po chwili wszystkie okropne wspomnienia zalały jej umysł. Zaczęła drżeć na całym ciele. Białowłosy odsunął się od niej i postawił ją na ziemi, po czym wszedł na parapet by zamknąć okno. Dziewczynka delikatnie kopnęła kawałek drewnianej belki, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Odwrócił się i już miał zamiar zapytać, czy wszystko w porządku, ale nie zdążył. Spojrzał jej w oczy a ona pomyślała o tych strasznych rzeczach, których była świadkiem. Jej powieki opadły. Wyobraziła sobie, że wyrywa jego serce z piersi, wciąż jeszcze bijące i wyrzuca je przez dziurę w ścianie. Kiedy znów na niego spojrzała, zachwiał się i runął w dół, krzycząc nieludzko, miotając się i wykręcając. Dziewczynka usłyszała głuchy łomot i domyśliła się, że to on uderzył o ziemię. Nie ruszyła się jednak by to sprawdzić. Stała tak ściskając biurko i kołysząc się w przód i w tył, nucąc przy tym nieznaną jej wcześniej melodię.
Od tej chwili minęło kilka godzin, po których wreszcie coś zmusiło ją do ocknięcia się. Matka leżała w kałuży własnej krwi, chociaż nie miała na swoim ciele żadnej rany. Wypływała z jej oczu, ust i nosa, sącząc się powoli, aż w końcu zastygła i było już jasne, że kobieta nie żyje.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak widzicie, bardzo krótkie, ale zawsze coś :) Bardzo przepraszam, że nie ma jeszcze następnej części opowiadania o Marisie, ale niestety nie wyszło mi i zaczynałam od nowa :) Mam nadzieję, że to nie jest takie złe i w miarę umili Wam czas ;3
Pozdrawiam,
Weronika
Macie wybór.
Hej :) Szczerze, to macie dwie opcje... No, może trzy xd Jedną z nich jest po prostu czekanie jeszcze trochę na następną część, której jeszcze nie napisałam (nie skończyłam), drugą, dosyć zbliżoną jest to, że po prostu dodam Wam tu jeden mój krótki tekst, niezwiązany z tym opowiadaniem, które tu publikuję żeby Wam się nie nudziło podczas czekania :) Mogę też zawiesić bloga, ale nad tym musiałabym się jeszcze trochę zastanowić, lub "przenieść się" na innego, na którym Wy mielibyście większy udział w jego istnieniu, gdyż spełniałabym tam zamówienia na opowiadania (oczywiście fantasy i coś, co podchodzi pod fantasy xd).
Jak chcecie? Wasz wybór.
Pozdrawiam i czekam na opinie/ życzenia,
Weronika
Jak chcecie? Wasz wybór.
Pozdrawiam i czekam na opinie/ życzenia,
Weronika
niedziela, 16 czerwca 2013
Część 12.
No więc postanowiłam dodać ten fragment, nie jest jednak długi :c W każdym razie jeszcze raz Was proszę, zastanówcie się i doradźcie mi, co myślicie o założeniu bloga z opowiadaniami i fanficami? Naprawdę Wasze zdanie jest dla mnie bardzo ważne :)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Co ty wyprawiasz?- odezwał się chłopak.- Postradałaś
zmysły?
Odwróciła się gwałtownie tak, że na nią wpadł i niemal stykali się nosami. Spojrzała mu w oczy i szybko zamrugała, usiłując nie zwracać uwagi na to, jak blisko stał. Jemu również sprawiało to nie lada trudność, ale żadne z nich nie dało tego po sobie poznać. Jason obserwował ją i w skupieniu oglądał każdy cal jej twarzy.
- Tak się składa, że nie- pierwsza przypomniała sobie o pytaniu.
Otrząsnął się i na początku nie potrafił zrozumieć, o co jej chodziło, jednak już po chwili przywołał pytanie z powrotem.
- Nie byłbym tego taki pewien- stwierdził.- Gdzie chcesz iść?
- Jak to gdzie? Do środka- wskazała arenę.
- Jasne, już to widzę. Niby jak zamierzasz się tam dostać?
- Ty mi pomożesz- oznajmiła z uśmiechem.
Wbił w nią wzrok i zastanawiał się, o co mogło jej chodzić. Najpierw krzyczała coś o jakimś Chris'ie, a potem chciała jego pomocy w wejściu na arenę, której pilnowały setki strażników.
- Nie mam zamiaru.
Nie wyglądała na zdziwioną, spodziewała się takiej odpowiedzi. Najwyraźniej miała jakiś plan, którym się z nim nie podzieliła.
- Więc poradzę sobie sama.
Odwróciła się i podążyła w kierunku, z którego przyszli, by obejść budynek dookoła w poszukiwaniu przejścia. Bez chwili zastanowienia pobiegł za nią i desperacko zacisnął dłoń na jej nadgarstku. Zignorował dziwne uczucie ciepła, które go ogarnęło i z całej siły skupił się na zatrzymaniu jej. Odwróciła się, strącając tym samym jego rękę, wyprostowała się, skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała w jego szare oczy. Wiatr rozwiewał jej włosy i poruszał liśćmi, które delikatnie szeleściły.
- Czego chcesz?- zapytała, siląc się na uprzejmy ton.
- Nie możesz iść tam sama- powiedział, jakby stwierdzał najbardziej oczywistą rzecz na świecie.- Ktoś cię zauważy i dołączysz do swojego kumpla- przypomniał sobie jej słowa i strach, który zobaczył na jej twarzy, gdy kaptur spadł z głowy więźnia.
- Przestań. Czy oni...- jej głos się załamał.- Czy oni go zabiją?- dokończyła niemalże bezgłośnie, jakby się bała, że samo wypowiedzenie tych słów może zrobić mu krzywdę. Już miał odpowiedzieć jej czymś złośliwym, ale widząc jej minę i sposób, w jaki na niego spojrzała, powstrzymał się. Patrzyła błagalnie, licząc, że zaprzeczy, jednak on przez dłuższą chwilę wcale się nie odzywał. Niemal uznała to za potwierdzenie strasznej myśli i jeszcze bardziej zbladła.
- Nie wiem- przyznał szczerze.- Ale wątpię, dopóki nie będzie sprawiał problemów i powoli wyjawi nam, skąd się tu wziął.
Dziewczyna odwróciła się i pomaszerowała wzdłuż ściany budowli, zbliżając się do szczeliny, którą tak dobrze znał ze swoich nocnych wypraw na Zgromadzenia, na które nie wolno mu było przychodzić, toteż znalazł sposób przedostania się tam niezauważonym. Miał nadzieję, że nie zauważy przejścia i pójdzie dalej, jednak w ostatniej chwili zatrzymała się i skierowała w tamtą stronę. Rozejrzała się wokoło i z zadowoleniem stwierdziła, że nie ma tam nikogo, kto mógłby jej przeszkodzić. Zaczęła rozgrzebywać ziemię i wysypywać ją z dziury, robiąc tam miejsce dla siebie. Przez większość czasu nie zwracała uwagi na stojącego niedaleko Jason'a, który przyglądał jej się z zaciekawieniem i strachem. Był zdziwiony, że udało jej się odkryć to przejście, które tak dobrze przecież ukrył i starannie zasłonił. A ona tylko przeszła obok i bez najmniejszego wysiłku je odnalazła.
- Hej! Ziemia do Jason'a!- krzyknęła, a on dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że coś do niego mówiła.
- Co takiego?- zapytał niezbyt mądrze.
- Ależ z ciebie idiota...- westchnęła.- Pytałam, czy pomożesz mi, czy będziesz tak stał i gapił się na mnie. Ale widzę, że ta druga opcja bardzo ci odpowiada- wyszczerzyła się.
- Jasne, jasne- prychnął, próbując ukryć zażenowanie.- Już idę- dodał, by odejść nieco od tematu 'gapienia się' na nią.
- Cóż za łaskawość, Wasza Wysokość- odparła z ironią.- Niezwykły zaszczyt mnie kopnął.
- Lepiej doceń- podchwycił.- Bo każę cię wychłostać, niewdzięcznico.
- Ha! Znalazł się damski bokser. Uderzysz kob- urwała, przypominając sobie ich wcześniejszą rozmowę.- Dziewczynę?
- Wszystkiego trzeba spróbować- stwierdził z uśmiechem, wzruszając ramionami.
- Nieważne- przerwała.- Chodź tu i wyczyść tę szczelinę, bo mam dosyć.
Spojrzał na nią z rozbawieniem, po czym wziął się do pracy, co jakiś czas zerkając kątem oka w jej stronę. Kilka razy to dostrzegła, skrzętnie jednak ukryła fakt, iż przyłapała go na tym i wciąż odwracała głowę udając, że niczego nie widzi. On za to rozkopywał przejście, pozostając w błogiej nieświadomości swojego nietaktu. Marisa nie miała pojęcia o co może mu chodzić, uznała to po prostu za przejaw nudy lub odrobiny złośliwości. Snuła domysły i teorie na ten temat, kiedy nagle usłyszała, jak chłopak cofa się o kilka kroków i otrzepuje spodnie. Przyglądała mu się bezwstydnie, nagle dziwnie ośmielona i pewna siebie. Oczyścił ubranie, podniósł wzrok i z zaskoczeniem napotkał jej spojrzenie.
- No co?- zapytał.- Słuchaj, wiem, że wyglądam naprawdę nieźle i w ogóle, ale darujmy to sobie i bądźmy profesjonalni, dobrze? Wolałbym, żebyś skupiła się na tym, co robimy, bo jeśli nas zauważą, to koniec. Rozumiesz? Więc skoncentruj się i nie zwracaj uwagi na moją...
- Powalającą urodę- dokończyła za niego.- Tak, tak, pamiętam, Możemy już iść?- uśmiechnęła się kpiąco.
Popatrzył na nią z nieskrywaną złością i rozdrażnieniem, ale nie odezwał się, tylko szybko kiwnął głową i podszedł do odsłoniętego już tunelu.
- Chodź tu- wyciągnął do niej rękę, którą ujęła niepewnie, spoglądając na niego spode łba.- Daj spokój, no podejdź bliżej- zacisnął swoją dłoń wokół jej palców i przyciągnął ją do siebie lekko, ale zdecydowanie. Głucho uderzyła w jego pierś, potknęła się o grudkę ziemi i desperacko objęła go za szyję, próbując uniknąć upadku. Podparł jej plecy i mocniej chwycił przegub, otaczając ją delikatnie napiętymi ramionami. Przez chwilę dzieliło ich zaledwie parę centymetrów, zaraz jednak oboje wyprostowali się i odsunęli od siebie.
- Nie dotykaj mnie- powiedziała chłodno, otrząsnąwszy się.
- Mariso- pierwszy raz użył jej imienia.
- Nie- powtórzyła, po czym podeszła do dziury w ścianie budynku i zajrzała do niej. Podążył za nią zrezygnowany, mając nadzieję, że szybko zapomni o niezręcznej sytuacji. Nigdy oczywiście nie przyznałby się, że w ogóle choć trochę go to obchodzi. Nie było to ważne, ale wolał, mimo wszystko, mieć jak najmniej wrogów. A przynajmniej tak sobie to tłumaczył.
- No idziesz czy nie?- zapytała zirytowana, a on dopiero wtedy zauważył, że zdążyła już wejść do tunelu i wrócić, jeszcze bardziej zdenerwowana.
- Idę już, idę- odparł.
Spojrzał na nią szybko i przebiegł po niej wzrokiem od stóp po błyszczące, czarne włosy, związane w ledwie trzymający się koński ogon. Nie zdążył dostrzec żadnych szczegółów, gdyż dziewczyna wkroczyła w oczyszczone przejście. W jednej chwili stała przed nim, a w drugiej nagle zniknęła w ciemnościach, nie odzywając się już ani słowem.
Podążył za nią ostrożnie, obijając się o ściany i, niekiedy ostre, wypukłości. Stąpał najdelikatniej, jak potrafił, starając się robić nawet najmniejszego hałasu i nie wydawać żadnych dźwięków. Nie było to łatwe, kiedy co chwilę nachodził na kamień, potykał się i nadziewał na skały. Nienawidził, kiedy ktoś był w czymś lepszy od niego, a dziewczyna wyraźnie radziła sobie świetnie, jakby szła po równej, jasno oświetlonej drodze, z wytyczoną do tego dokładną linią, po której powinna się poruszać. Wyjątkowo cieszył się jednak, że jest ciemno, gdyż nie mogła dostrzec maleńkiej kropli potu, która pojawiła się na jego czole, ani tego, jak szybko ją stamtąd starł. Nie miał pojęcia, jak ona to robi, że z taką łatwością poruszała się po korytarzach. Przez ułamek sekundy był nawet skłonny do uznania, że użyła do tego jakiejś magii, szybko jednak odrzucił tę teorię, przypominając sobie, że ona przecież nic nie wiedziała o ich świecie, który był przecież także jej światem, lecz mimo wszystko obcym. Zaczął zastanawiać się, jak może się czuć ktoś, kto jest tak zagubiony, kto nagle dowiaduje się tak wielu nieprawdopodobnych rzeczy na swój temat. Rzeczy, które zmieniają w oczach człowieka cały znany mu dotąd świat. I w pewnym momencie narodził się w nim lekki podziw dla jej spokoju i opanowania. A Jason rzadko kiedy podziwiał kogokolwiek.
- Aauu!- usłyszał zduszony krzyk, po którym nastąpiło głuche uderzenie. Otrząsnął się szybko i podbiegł do przodu, niemalże potykając się o dziewczynę.
- Nic ci nie jest?- zapytał, wyciągając do niej rękę, którą niechętnie chwyciła. Zacisnęła palce i pociągnęła, ale zamiast się podnieść, przewróciła go. Upadł na nią, starając się przy tym nie zrobić jej krzywdy. Skończył w nieco dziwnej pozycji, podpierając się nad nią na łokciach, biodrami dotykając jej nóg. Szybko odskoczył, stanął sztywno i poczuł się bardzo niezręcznie. Ona za to była niezmiernie wdzięczna losowi, że w tunelu było ciemno i chłopak nie mógł dostrzec rumieńców na jej policzkach. Oboje, nieświadomi reakcji drugiego, podążyli dalej, zachowując bezpieczną odległość.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak? :D Przypominam o komentarzach :D Ale tym razem chodzi mi o komentarze z opinią na temat założenia nowego bloga ;) Do napisania kochani ;3
Weronika <3
Odwróciła się gwałtownie tak, że na nią wpadł i niemal stykali się nosami. Spojrzała mu w oczy i szybko zamrugała, usiłując nie zwracać uwagi na to, jak blisko stał. Jemu również sprawiało to nie lada trudność, ale żadne z nich nie dało tego po sobie poznać. Jason obserwował ją i w skupieniu oglądał każdy cal jej twarzy.
- Tak się składa, że nie- pierwsza przypomniała sobie o pytaniu.
Otrząsnął się i na początku nie potrafił zrozumieć, o co jej chodziło, jednak już po chwili przywołał pytanie z powrotem.
- Nie byłbym tego taki pewien- stwierdził.- Gdzie chcesz iść?
- Jak to gdzie? Do środka- wskazała arenę.
- Jasne, już to widzę. Niby jak zamierzasz się tam dostać?
- Ty mi pomożesz- oznajmiła z uśmiechem.
Wbił w nią wzrok i zastanawiał się, o co mogło jej chodzić. Najpierw krzyczała coś o jakimś Chris'ie, a potem chciała jego pomocy w wejściu na arenę, której pilnowały setki strażników.
- Nie mam zamiaru.
Nie wyglądała na zdziwioną, spodziewała się takiej odpowiedzi. Najwyraźniej miała jakiś plan, którym się z nim nie podzieliła.
- Więc poradzę sobie sama.
Odwróciła się i podążyła w kierunku, z którego przyszli, by obejść budynek dookoła w poszukiwaniu przejścia. Bez chwili zastanowienia pobiegł za nią i desperacko zacisnął dłoń na jej nadgarstku. Zignorował dziwne uczucie ciepła, które go ogarnęło i z całej siły skupił się na zatrzymaniu jej. Odwróciła się, strącając tym samym jego rękę, wyprostowała się, skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała w jego szare oczy. Wiatr rozwiewał jej włosy i poruszał liśćmi, które delikatnie szeleściły.
- Czego chcesz?- zapytała, siląc się na uprzejmy ton.
- Nie możesz iść tam sama- powiedział, jakby stwierdzał najbardziej oczywistą rzecz na świecie.- Ktoś cię zauważy i dołączysz do swojego kumpla- przypomniał sobie jej słowa i strach, który zobaczył na jej twarzy, gdy kaptur spadł z głowy więźnia.
- Przestań. Czy oni...- jej głos się załamał.- Czy oni go zabiją?- dokończyła niemalże bezgłośnie, jakby się bała, że samo wypowiedzenie tych słów może zrobić mu krzywdę. Już miał odpowiedzieć jej czymś złośliwym, ale widząc jej minę i sposób, w jaki na niego spojrzała, powstrzymał się. Patrzyła błagalnie, licząc, że zaprzeczy, jednak on przez dłuższą chwilę wcale się nie odzywał. Niemal uznała to za potwierdzenie strasznej myśli i jeszcze bardziej zbladła.
- Nie wiem- przyznał szczerze.- Ale wątpię, dopóki nie będzie sprawiał problemów i powoli wyjawi nam, skąd się tu wziął.
Dziewczyna odwróciła się i pomaszerowała wzdłuż ściany budowli, zbliżając się do szczeliny, którą tak dobrze znał ze swoich nocnych wypraw na Zgromadzenia, na które nie wolno mu było przychodzić, toteż znalazł sposób przedostania się tam niezauważonym. Miał nadzieję, że nie zauważy przejścia i pójdzie dalej, jednak w ostatniej chwili zatrzymała się i skierowała w tamtą stronę. Rozejrzała się wokoło i z zadowoleniem stwierdziła, że nie ma tam nikogo, kto mógłby jej przeszkodzić. Zaczęła rozgrzebywać ziemię i wysypywać ją z dziury, robiąc tam miejsce dla siebie. Przez większość czasu nie zwracała uwagi na stojącego niedaleko Jason'a, który przyglądał jej się z zaciekawieniem i strachem. Był zdziwiony, że udało jej się odkryć to przejście, które tak dobrze przecież ukrył i starannie zasłonił. A ona tylko przeszła obok i bez najmniejszego wysiłku je odnalazła.
- Hej! Ziemia do Jason'a!- krzyknęła, a on dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że coś do niego mówiła.
- Co takiego?- zapytał niezbyt mądrze.
- Ależ z ciebie idiota...- westchnęła.- Pytałam, czy pomożesz mi, czy będziesz tak stał i gapił się na mnie. Ale widzę, że ta druga opcja bardzo ci odpowiada- wyszczerzyła się.
- Jasne, jasne- prychnął, próbując ukryć zażenowanie.- Już idę- dodał, by odejść nieco od tematu 'gapienia się' na nią.
- Cóż za łaskawość, Wasza Wysokość- odparła z ironią.- Niezwykły zaszczyt mnie kopnął.
- Lepiej doceń- podchwycił.- Bo każę cię wychłostać, niewdzięcznico.
- Ha! Znalazł się damski bokser. Uderzysz kob- urwała, przypominając sobie ich wcześniejszą rozmowę.- Dziewczynę?
- Wszystkiego trzeba spróbować- stwierdził z uśmiechem, wzruszając ramionami.
- Nieważne- przerwała.- Chodź tu i wyczyść tę szczelinę, bo mam dosyć.
Spojrzał na nią z rozbawieniem, po czym wziął się do pracy, co jakiś czas zerkając kątem oka w jej stronę. Kilka razy to dostrzegła, skrzętnie jednak ukryła fakt, iż przyłapała go na tym i wciąż odwracała głowę udając, że niczego nie widzi. On za to rozkopywał przejście, pozostając w błogiej nieświadomości swojego nietaktu. Marisa nie miała pojęcia o co może mu chodzić, uznała to po prostu za przejaw nudy lub odrobiny złośliwości. Snuła domysły i teorie na ten temat, kiedy nagle usłyszała, jak chłopak cofa się o kilka kroków i otrzepuje spodnie. Przyglądała mu się bezwstydnie, nagle dziwnie ośmielona i pewna siebie. Oczyścił ubranie, podniósł wzrok i z zaskoczeniem napotkał jej spojrzenie.
- No co?- zapytał.- Słuchaj, wiem, że wyglądam naprawdę nieźle i w ogóle, ale darujmy to sobie i bądźmy profesjonalni, dobrze? Wolałbym, żebyś skupiła się na tym, co robimy, bo jeśli nas zauważą, to koniec. Rozumiesz? Więc skoncentruj się i nie zwracaj uwagi na moją...
- Powalającą urodę- dokończyła za niego.- Tak, tak, pamiętam, Możemy już iść?- uśmiechnęła się kpiąco.
Popatrzył na nią z nieskrywaną złością i rozdrażnieniem, ale nie odezwał się, tylko szybko kiwnął głową i podszedł do odsłoniętego już tunelu.
- Chodź tu- wyciągnął do niej rękę, którą ujęła niepewnie, spoglądając na niego spode łba.- Daj spokój, no podejdź bliżej- zacisnął swoją dłoń wokół jej palców i przyciągnął ją do siebie lekko, ale zdecydowanie. Głucho uderzyła w jego pierś, potknęła się o grudkę ziemi i desperacko objęła go za szyję, próbując uniknąć upadku. Podparł jej plecy i mocniej chwycił przegub, otaczając ją delikatnie napiętymi ramionami. Przez chwilę dzieliło ich zaledwie parę centymetrów, zaraz jednak oboje wyprostowali się i odsunęli od siebie.
- Nie dotykaj mnie- powiedziała chłodno, otrząsnąwszy się.
- Mariso- pierwszy raz użył jej imienia.
- Nie- powtórzyła, po czym podeszła do dziury w ścianie budynku i zajrzała do niej. Podążył za nią zrezygnowany, mając nadzieję, że szybko zapomni o niezręcznej sytuacji. Nigdy oczywiście nie przyznałby się, że w ogóle choć trochę go to obchodzi. Nie było to ważne, ale wolał, mimo wszystko, mieć jak najmniej wrogów. A przynajmniej tak sobie to tłumaczył.
- No idziesz czy nie?- zapytała zirytowana, a on dopiero wtedy zauważył, że zdążyła już wejść do tunelu i wrócić, jeszcze bardziej zdenerwowana.
- Idę już, idę- odparł.
Spojrzał na nią szybko i przebiegł po niej wzrokiem od stóp po błyszczące, czarne włosy, związane w ledwie trzymający się koński ogon. Nie zdążył dostrzec żadnych szczegółów, gdyż dziewczyna wkroczyła w oczyszczone przejście. W jednej chwili stała przed nim, a w drugiej nagle zniknęła w ciemnościach, nie odzywając się już ani słowem.
Podążył za nią ostrożnie, obijając się o ściany i, niekiedy ostre, wypukłości. Stąpał najdelikatniej, jak potrafił, starając się robić nawet najmniejszego hałasu i nie wydawać żadnych dźwięków. Nie było to łatwe, kiedy co chwilę nachodził na kamień, potykał się i nadziewał na skały. Nienawidził, kiedy ktoś był w czymś lepszy od niego, a dziewczyna wyraźnie radziła sobie świetnie, jakby szła po równej, jasno oświetlonej drodze, z wytyczoną do tego dokładną linią, po której powinna się poruszać. Wyjątkowo cieszył się jednak, że jest ciemno, gdyż nie mogła dostrzec maleńkiej kropli potu, która pojawiła się na jego czole, ani tego, jak szybko ją stamtąd starł. Nie miał pojęcia, jak ona to robi, że z taką łatwością poruszała się po korytarzach. Przez ułamek sekundy był nawet skłonny do uznania, że użyła do tego jakiejś magii, szybko jednak odrzucił tę teorię, przypominając sobie, że ona przecież nic nie wiedziała o ich świecie, który był przecież także jej światem, lecz mimo wszystko obcym. Zaczął zastanawiać się, jak może się czuć ktoś, kto jest tak zagubiony, kto nagle dowiaduje się tak wielu nieprawdopodobnych rzeczy na swój temat. Rzeczy, które zmieniają w oczach człowieka cały znany mu dotąd świat. I w pewnym momencie narodził się w nim lekki podziw dla jej spokoju i opanowania. A Jason rzadko kiedy podziwiał kogokolwiek.
- Aauu!- usłyszał zduszony krzyk, po którym nastąpiło głuche uderzenie. Otrząsnął się szybko i podbiegł do przodu, niemalże potykając się o dziewczynę.
- Nic ci nie jest?- zapytał, wyciągając do niej rękę, którą niechętnie chwyciła. Zacisnęła palce i pociągnęła, ale zamiast się podnieść, przewróciła go. Upadł na nią, starając się przy tym nie zrobić jej krzywdy. Skończył w nieco dziwnej pozycji, podpierając się nad nią na łokciach, biodrami dotykając jej nóg. Szybko odskoczył, stanął sztywno i poczuł się bardzo niezręcznie. Ona za to była niezmiernie wdzięczna losowi, że w tunelu było ciemno i chłopak nie mógł dostrzec rumieńców na jej policzkach. Oboje, nieświadomi reakcji drugiego, podążyli dalej, zachowując bezpieczną odległość.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak? :D Przypominam o komentarzach :D Ale tym razem chodzi mi o komentarze z opinią na temat założenia nowego bloga ;) Do napisania kochani ;3
Weronika <3
czwartek, 13 czerwca 2013
Opowiadania i inne sprawy... :)
Słuchajcie, no więc chodzi mniej-więcej o to, że myślę nad zawieszeniem bloga. Ale od razu mówię, iż nie ma to najmniejszego związku z brakiem komentarzy czy wejść, bo tego mam w sam raz i jest naprawdę w porządku :) Po prostu jakiś czas temu nagle oświeciło mnie co do pewnych wydarzeń w tej historii... A jak zapewne się domyślacie, chciałabym kiedyś wydać książkę. Pomyślałam, że mogłabym kiedyś wykorzystać ten pomysł do napisania tejże książki, a byłoby to bez sensu, gdybym opublikowała cały mój 'genialny' plan tutaj xd Nie jestem jeszcze do końca zdecydowana, a gdybym nawet zawiesiła, czy też usunęła bloga, nieistotne, to mogłabym założyć innego, z innymi opowiadaniami, a byłoby ich wtedy więcej niż jedno, po prostu ogólnie... moja twórczość. Ale najpierw chciałabym poznać Wasze zdanie na ten temat, czy myślicie, że z mojego pomysłu mogłoby kiedyś wyjść coś lepszego, większego, czy może nie ma na to szans? Poza tym, czy gdybym zdecydowała się na założenie bloga z różnymi moimi opowiadaniami, fanficami itp., dłuższych i krótszych, ktoś z Was miałby ochotę je czytać? Dodam, że mogłabym tam również pisać opowiadania 'na życzenie', jednak tylko historie fantasy, gdyż nie czuję się najlepiej w innych gatunkach :) Więc każdy z Was mógłby zamówić sobie opowiadanie, lub fanfica, a wyglądałoby to zapewne mniej-więcej tak, że podajecie mi tytuł książki fantasy, jeśli jeszcze jej nie czytałam, to czytam ją, daję Wam znać i zabieram się za pisanie fanfiction z wybranymi przez Was postaciami w rolach głównych ;) Czy ktoś byłby może zainteresowany takim..hm.... 'układem'? xd Piszcie w komentarzach. Nie chodzi mi o ich zebranie, ale naprawdę chcę poznać Wasze zdanie na ten temat :)
PS. Bardzo dziękuję osobie, która poleciła mi dwie książki, niestety nie ma ich w żadnej z moich pobliskich bibliotek i nie miałam okazji ich przeczytać, naprawdę Cię przepraszam, postaram się poszukać gdzieś dalej, ale niczego nie mogę obiecać, jedna z pań nigdy nawet nie słyszała o takich książkach O.o
PS2. W szkole odbyło się dzisiaj spotkanie z panią Elżbietą Wojnarowską, autorką książki "Okularnica". Było naprawdę bardzo miło, to świetna kobieta i wspaniale się z nią rozmawiało. Niezmiernie się ucieszyła, że pisze własne opowiadania, gdyż stwierdziła, że coraz więcej "młodzieży", jak to ujęła, nie czyta i zajmuje się jedynie komputerem itp. :) Na sam koniec dostałam autograf i posiedziałam chwilę z panią Elżbietą, która nie miała oczywiście nic przeciwko temu, nie bójcie się ;)
A no i spróbujcie dać mi znać w miarę szybko, bo nie wiem, czy spieszyć się z następną częścią, czy mogę skończyć ją na spokojnie, bo zostało mi jeszcze trochę do napisania :)
Pozdrawiam Was i mam nadzieję poznać Wasze opinie,
Weronika ;3
PS. Bardzo dziękuję osobie, która poleciła mi dwie książki, niestety nie ma ich w żadnej z moich pobliskich bibliotek i nie miałam okazji ich przeczytać, naprawdę Cię przepraszam, postaram się poszukać gdzieś dalej, ale niczego nie mogę obiecać, jedna z pań nigdy nawet nie słyszała o takich książkach O.o
PS2. W szkole odbyło się dzisiaj spotkanie z panią Elżbietą Wojnarowską, autorką książki "Okularnica". Było naprawdę bardzo miło, to świetna kobieta i wspaniale się z nią rozmawiało. Niezmiernie się ucieszyła, że pisze własne opowiadania, gdyż stwierdziła, że coraz więcej "młodzieży", jak to ujęła, nie czyta i zajmuje się jedynie komputerem itp. :) Na sam koniec dostałam autograf i posiedziałam chwilę z panią Elżbietą, która nie miała oczywiście nic przeciwko temu, nie bójcie się ;)
A no i spróbujcie dać mi znać w miarę szybko, bo nie wiem, czy spieszyć się z następną częścią, czy mogę skończyć ją na spokojnie, bo zostało mi jeszcze trochę do napisania :)
Pozdrawiam Was i mam nadzieję poznać Wasze opinie,
Weronika ;3
wtorek, 4 czerwca 2013
Część 11.
Hej :) Dziękuję Wam bardzo za komentarze, nieważne ile ich jest :) Mam nadzieję, że ta część Wam się spodoba, bo coś zaczyna się dziać, chociaż nie nazwałabym tego jakąś niesamowitą akcją... na razie... xd W każdym razie zapraszam również do poprzedniego posta dotyczącego książek i, nazwijmy to... mini-konkursu xd :)
Miłego czytania! ;3
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miłego czytania! ;3
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziewczyna nigdy nie widziała tak wielkiej kuchni.
Wszystkie blaty i szafki stały przy ścianach, ciasno ustawione obok
siebie. Kątem oka dostrzegła przejście do kolejnego pokoju, w
którym zobaczyła elegancki fotel w kolorze słonecznika. Domyśliła
się, że to musi być salon. Wróciła spojrzeniem do pomieszczenia,
w którym stała i podniosła głowę. Sufit ozdobiony był
przeróżnymi scenami z udziałem skrzydlatych stworzeń, podobnych
do Jason'a. Powodem jej zdziwienia była jednak wysokość, na której
się znajdował. Przechodząc obok budynku nie zauważyła, żeby był
aż tak wielki. Cóż, wyglądało na to, że nic nie jest takie,
jakie się wydaje. Wbiła wzrok w ozdobną podłogę i skupiła się
na złotych rysunkach i skomplikowanych wzorach, którymi była
pokryta. Nie miała pojęcia co mogą oznaczać. Piękne symbole
owijały się wokół siebie nawzajem, tworząc niezwykłą, mieniącą
się plątaninę.
- Ekhem...- dziewczyna podskoczyła na ten dźwięk, nie spodziewając się, że ktoś pojawi się tam tak nagle i bez ostrzeżenia. Spojrzała w stronę, z której usłyszała chrząknięcie i zobaczyła piękną kobietę o długich, jasnych włosach opadających łagodnie na jej ramiona i wspaniałych błyszczących srebrem oczach. Poczuła ukłucie zazdrości, obserwując ten model perfekcji, którą widać było w każdym jej ruchu. Jeszcze nigdy nie spotkała kogoś, kto nie miałby dosłownie żadnej skazy, kto byłby absolutnie idealny. Ale nie mogła doszukać się w tej kobiecie ani jednej niedoskonałości.
- Witaj, Jason- zaczęła jasnowłosa.- Widzę, że przyprowadziłeś Marisę- uśmiechnęła się do niej łagodnie.- Witaj, moja droga.
Zdezorientowana dziewczyna zachłysnęła się powietrzem, próbując zrozumieć, skąd ona zna jej imię.
- Jak widać- stwierdził znudzony chłopak.- Po co ci ona? Zrobisz z niej zupę?- zapytał kpiąco.- Ja tego nie zjem- oznajmił.- Musisz wymyślić coś lepszego, Aleine.
A więc to ta słynna Aleine- pomyślała dziewczyna.- Ale jak...
- Nie bądź niegrzeczny- upomniała go kobieta.- Przynajmniej udawaj, że jesteś dobrze wychowany.
- A może po prostu nie będę się odzywał?- zaproponował.
- To byłoby wspaniałe- westchnęła.- Ale nie sądzę, żebyś wytrzymał- spojrzała na dziewczynę i zamrugała, jakby dopiero teraz tak naprawdę ją zauważyła.- Przepraszam, że musiałaś z nim podróżować, ale nie miałam kogo po ciebie wysłać- wytłumaczyła się.
- Może najpierw wytłumacz mi pani po co w ogóle miałaby pani mnie tu sprowadzać- podpowiedziała dziewczyna.- To pomogłoby mi o wiele bardziej, niż pani przeprosiny za towarzystwo tego idioty.
Kobieta stała jak wryta, słysząc jej słowa. Po chwili jednak nie wytrzymała i roześmiała się głośno.
- Faktycznie- nagle spoważniała, jakby właśnie sobie coś przypomniała.- Chwila- zaczęła.- Nie wiesz dlaczego tu jesteś?- zapytała zdziwiona, a gdy dziewczyna pokręciła głową, westchnęła i opadła na fotel.- Usiądź- zaproponowała i nie odezwała się, dopóki dziewczyna nie zajęła wskazanego miejsca.- W porządku, wiesz chociaż kim jesteś?
- Nawet ja to wiem- wtrącił chłopak.- Bardzo denerwującą Insanką.
- Kim?- zapytała zdziwiona, ignorując zaczepkę.- Denerwującym kim?
- Bardzo denerwującą- podkreślił.- Chodzi ci o to, kim jest Insanka? To określenie kogoś szalonego...
- Nie żartuj z niej. Insan to określenia zwykłego człowieka- wyjaśniła Aleine.
- Och, czyli Jason wyjątkowo ma rację...- westchnęła niechętnie. Patrząc na kobietę nie zauważyła, że zadrżał, kiedy wypowiedziała jego imię. Nie miał pojęcia dlaczego, ale poczuł się dziwnie i zrobiło mu się cieplej. Niemal od razu jednak otrząsnął się i wyprostował, przywracając na twarz swój kpiący uśmiech.
- Niezupełnie- uśmiechnęła się jasnowłosa.- Naprawdę nie zauważyłaś, że nie jesteś człowiekiem? Że jesteś inna?
- Ja...- zawahała się.- Nic niezwykłego, czasem miewam koszmary, ale każdemu się to zdarza.
- A twoje oczy? Mam na myśli ich kolor- wyjaśniła pospiesznie.- Poza tym mogłaś zobaczyć Jasona, a zwykły człowiek tego nie potrafi. A ty nim nie jesteś.
- Więc kim jestem?- zapytała, nieco rozdrażniona.
- Aniołem- odpowiedziała.- Takim jak ja i Jason.
- Nie jestem jak on.
- Oczywiście, że nie- zgodził się.- Ja jestem o wiele mądrzejszy i lepiej wyglądam.
- Jasne- prychnęła.- Chyba tylko, kiedy jest ciemno- odgryzła się.
- Przecież wtedy mnie nie widać.
- No właśnie.
- Dajcie spokój- uciszyła ich Aleine.- Zostaw ją. W porządku, więc jesteś aniołem...
- Nie jestem żadnym aniołem!- zaprotestowała.- Jesteście jacyś chorzy!
- Spokojnie, spójrz mi w oczy- dziewczyna spełniła polecenie.- Co widzisz?
Zobaczyła zmieniające się szybko sceny i wydarzenia, zupełnie jakby ktoś przewijał film. Dostrzegła świece, stare budynki, światła, cienie i różnych ludzi, czasem kłócących się ze sobą, a kiedy indziej znów śpiących, przytulających swoje dzieci lub oglądających telewizję. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w migające obrazy i nagle, nie wiedzieć dlaczego, uwierzyła Aleine. W jej głowie znalazły się wspomnienia kobiety i wydarzenia, które ktoś jej opowiedział. Były tam tylko przez chwilę, ale to wystarczyło.
- Wystarczy- oznajmiła jasnowłosa.- I jak?
- W porządku...
- Co zrobiłaś?- dopytywał chłopak.- Dałaś jej jakieś narkotyki?
- Och, Ziemio, chroń nas... Oczywiście, że nie.
Wyglądał na nieco zawiedzionego, ale zignorowała to i zwróciła się do dziewczyny.
- Jak się czujesz?- zapytała.
- W porządku. I wierzę ci. Ale nie rozumiem o co chodzi...
- Pozwól, że wszystko ci wyjaśnię- zaproponowała z uśmiechem.- Zacznijmy od tego, że...- nie dokończyła, gdyż właśnie w tym momencie do domu wbiegł czarnowłosy mężczyzna, którego wcześniej spotkali.
- Nie ma czasu na pogaduszki i plotki, złapali szpiega.
- Ale jak...- zaczęła kobieta.
- Nie mam pojęcia jak się tu dostał, jeśli o to ci chodzi. A teraz chodź szybko.
- Hej, a co ze mną?- zapytał chłopak.
- Zostajesz i pilnujesz, żeby dziewczynie nic się nie stało.
Blondyn wyglądał na niebo urażonego, ale nie odezwał się, co zdziwiło czarnowłosą.
- Ja mam imię- oznajmiła zdenerwowana.
- Proszę o wybaczenie, panienko, ale nie mam teraz czasu na formalności, przykro mi. Załatwimy to później- powiedział wychodząc z budynku i zatrzasnął za sobą drzwi, przepuszczając najpierw Aleine.
- Świetnie- mruknęła zirytowana.- Wystawili nas.
- Tak to już jest- dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, że chłopak stoi tuż obok niej.- Przyzwyczaisz się.
- Albo nie- stwierdziła.
- Zawsze istnieje taka możliwość, ale musisz się z tym pogodzić.
Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek i zaczęła uważnie mu się przyglądać. Przez kilka sekund wcale nie zdawał sobie z tego sprawy i rozglądał się wokół nieobecnym wzrokiem. Kiedy się odwrócił, dostrzegł jej duże, fiołkowe oczy i zamrugał.
- A może wcale nie muszę- powiedziała, przeciągając samogłoski, wyraźnie wymawiając każde słowo i wciąż wpatrując się w niego z przebiegłym uśmiechem.
- Czyżbyś miała plan?- zapytał z trudem.
- Nie mów, że nie myślisz o tym samym.
- Jeśli chodzi ci o to, jak bardzo wiewiórki są dziwne, to owszem.
- Och, daj spokój- szturchnęła go lekko w ramię i odwróciła się tyłem do niego. Wyraźnie widział jak jej ramiona unoszą się, kiedy oddycha oraz dostrzegał sztywne i napięte ze zdenerwowania plecy. Zwalczył chęć położenia na nich dłoni i powoli podszedł do niej, zachowując odpowiednią odległość.
- Dobra- zaczął.- Zbierają się w Ziemskiej Sali.
Spojrzała na niego ostrożnie, a on zamarł w bezruchu, jakby starał się nie przestraszyć płochliwego zwierzątka.
- Świetnie- ożywiła się.- Gdzie to jest?
Widząc, jak wstępuje w nią energia i zapał, nie mógł się nie uśmiechnąć. Pokazał przy tym swoje białe zęby, a jego oczy błyszczały.
- Przecież idę z tobą, nie zgubimy się.
Była nieco zaskoczona, ale skinęła głową i gwałtownie zbliżyła się do niego. Przystanęła tuż przy nim, tak, że prawie stykali się rękami. Szybko przeszła obok, muskając jego dłoń swoją. Zatrzymała się przy drzwiach i lekko odwróciła głowę.
- To jak?- zapytała.- Jednak zostajesz?
- Jasne, że nie- ocknął się.- Chodźmy.
Wyszli z domu, delikatnie zamykając drzwi. Starali się nie wydawać żadnych, nawet najcichszych dźwięków. Znów kluczyli między kamienicami, a chłopak wybierał tylko opuszczone, odizolowane uliczki, które trochę ją przerażały. Oczywiście nie dała niczego po sobie poznać, w końcu nie mogła pozwolić sobie na pokazanie mu, że ma nad nią jakąkolwiek przewagę. Starała się dotrzymać mu kroku, jednak nie było to łatwe, kiedy miało się do czynienia z długonogim, umięśnionym chłopakiem, takim jak on. Po raz kolejny skupiła się na jego jasnych włosach i podświetlonym profilu. Potrząsnęła głową, by pozbyć się wszelkich myśli o jego oczach czy idealnym nosie i zaczęła układać w głowie wszystkie jego wady i złośliwości. Była tak tym pochłonięta, że ledwie zauważyła, jak się zatrzymuje, Tym razem nie miała jednak zamiaru znów na niego wpaść, więc umiejętnie go ominęła i zwróciła się w jego stronę.
- To tutaj?- zapytała, wskazując sporą arenę bez dachu.
- Tak jakby- stwierdził.- Musimy jeszcze dostać się na górę.
- Nie możesz nas tam przetransportować?- dramatycznym gestem wskazała na jego ramiona, a on dopiero po chwili zrozumiał, że chodzi jej o skrzydła.
- Cóż, problem polega na tym, że musimy się tam dostać nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
- W takim razie...- zaczęła.
- Mógłbym tam dolecieć niezauważony, ale tylko sam, a ty przecież też chcesz to zobaczyć.
- Tak, więc nawet nie myśl, żeby mnie tu zostawić- zagroziła.
- Jasne, bo rzucisz się na mnie z pazurami.
- Właśnie- potwierdziła i odrzuciła włosy do tyłu, uderzając nimi lekko w jego ramię. Szybko odwrócił wzrok, a ona na szczęście nie zauważyła w tym niczego dziwnego. Przez chwilę stał tak i nie odzywał się ani słowem, aż w końcu dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę i skrzyżowała ręce na piersi.
- Idziemy? Bo gapisz się na jakiś kamień, a oni pewnie niedługo zaczną. Chyba wypadałoby wymyślić sposób na dostanie się na górę i zebrać się do jego zrealizowania, nie sądzisz?- zapytała z ironicznym uśmiechem.
- Bardzo śmieszne- stwierdził z przekąsem.- W każdym razie musimy podejść do tej platformy i wspiąć się po niej na górę, a potem robić to samo na kolejnych podwyższeniach- wskazał niewielkie, płaskie prostokąty przy zewnętrznej ścianie areny. Proste, prawda?
- Tak- odparła.- A teraz możemy iść.
Ale on stał dalej i rozglądał się wokoło, po czym popatrzył na nią.
- No chodź- chwyciła go za rękę i pociągnęła w swoją stronę, zmuszając do ruchu. Przez chwilę szedł posłusznie, wpatrzony w ich złączone dłonie, jednak zaraz zatrzymał się i wyrwał się z jej uścisku.
- Puść mnie!- niemal krzyknął, z przerażeniem patrząc na swoje palce, jakby zobaczył tam coś strasznego i śmiertelnie niebezpiecznego. Zaskoczona jego nagłym wybuchem, cofnęła się gwałtownie i przycisnęła ręce do boków. Szybko pobiegła w stronę platform i zaczęłam po kolei się po nich wspinać, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Po kilku minutach dowlokła się na samą górę, a on niemal natychmiast pojawił się obok niej. Okazało się jednak, że budowla ma dach, przez który nic nie można było dostrzec. Spojrzała pytająco na chłopaka, a on podniósł dłoń, wyprostował palce i zaczął rysować nimi pozornie niewidoczne znaki na powłoce. Marisa widziała wzory, podobne do tych na podłodze domu Aleine. Kiedy skończył, delikatnie się pochylili i zobaczyli zbierające się na dole postacie. Dziewczyna rozpoznała srebrnooką kobietę i dziwnego mężczyznę o ciemnych włosach, ale reszty nigdy wcześniej nie widziała.
- Widzisz tego w okularach?- zapytał nagle chłopak.- To Casper. Myśli, że wszystko może, a tak naprawdę to wydaje mi się, że nawet ty miałabyś tam więcej do powiedzenia niż on- stwierdził z rozbawieniem, jakby zupełnie zapomniał o tym, co wydarzyło się chwilę temu. Już miała odpowiedzieć, ale zauważyła na sali nagłe poruszenie. Skupiła wzrok na tym, co się stało i przyjrzała się uważnie wszystkim zgromadzonym, a następnie spojrzała w stronę, z której pochodziło całe zamieszanie. Z tunelu zaczęli wychodzić jacyś mężczyźni w błękitnych płaszczach, a ostatni z nich kogoś za sobą ciągnął. Pchnął postać w czarnym kapturze na środek i dziewczyna dopiero teraz zauważyła więzy. Człowiek w niebieskim stroju zrzucił kaptur z głowy więźnia i Marisa mogła zobaczyć jego twarz. Ku swojemu rosnącemu przerażeniu odkryła, że zna tego chłopaka. Jej oczy zrobiły się okrągłe ze strachu i zdziwienia. Jason spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy, nie rozumiejąc przyczyny jej zachowania.
- Chris!- krzyknęła, chociaż nikt na arenie nie mógł jej usłyszeć.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się podobało i jeszcze raz proszę o pomoc z książkami :c Do... napisania ! ;)
Weronika
- Ekhem...- dziewczyna podskoczyła na ten dźwięk, nie spodziewając się, że ktoś pojawi się tam tak nagle i bez ostrzeżenia. Spojrzała w stronę, z której usłyszała chrząknięcie i zobaczyła piękną kobietę o długich, jasnych włosach opadających łagodnie na jej ramiona i wspaniałych błyszczących srebrem oczach. Poczuła ukłucie zazdrości, obserwując ten model perfekcji, którą widać było w każdym jej ruchu. Jeszcze nigdy nie spotkała kogoś, kto nie miałby dosłownie żadnej skazy, kto byłby absolutnie idealny. Ale nie mogła doszukać się w tej kobiecie ani jednej niedoskonałości.
- Witaj, Jason- zaczęła jasnowłosa.- Widzę, że przyprowadziłeś Marisę- uśmiechnęła się do niej łagodnie.- Witaj, moja droga.
Zdezorientowana dziewczyna zachłysnęła się powietrzem, próbując zrozumieć, skąd ona zna jej imię.
- Jak widać- stwierdził znudzony chłopak.- Po co ci ona? Zrobisz z niej zupę?- zapytał kpiąco.- Ja tego nie zjem- oznajmił.- Musisz wymyślić coś lepszego, Aleine.
A więc to ta słynna Aleine- pomyślała dziewczyna.- Ale jak...
- Nie bądź niegrzeczny- upomniała go kobieta.- Przynajmniej udawaj, że jesteś dobrze wychowany.
- A może po prostu nie będę się odzywał?- zaproponował.
- To byłoby wspaniałe- westchnęła.- Ale nie sądzę, żebyś wytrzymał- spojrzała na dziewczynę i zamrugała, jakby dopiero teraz tak naprawdę ją zauważyła.- Przepraszam, że musiałaś z nim podróżować, ale nie miałam kogo po ciebie wysłać- wytłumaczyła się.
- Może najpierw wytłumacz mi pani po co w ogóle miałaby pani mnie tu sprowadzać- podpowiedziała dziewczyna.- To pomogłoby mi o wiele bardziej, niż pani przeprosiny za towarzystwo tego idioty.
Kobieta stała jak wryta, słysząc jej słowa. Po chwili jednak nie wytrzymała i roześmiała się głośno.
- Faktycznie- nagle spoważniała, jakby właśnie sobie coś przypomniała.- Chwila- zaczęła.- Nie wiesz dlaczego tu jesteś?- zapytała zdziwiona, a gdy dziewczyna pokręciła głową, westchnęła i opadła na fotel.- Usiądź- zaproponowała i nie odezwała się, dopóki dziewczyna nie zajęła wskazanego miejsca.- W porządku, wiesz chociaż kim jesteś?
- Nawet ja to wiem- wtrącił chłopak.- Bardzo denerwującą Insanką.
- Kim?- zapytała zdziwiona, ignorując zaczepkę.- Denerwującym kim?
- Bardzo denerwującą- podkreślił.- Chodzi ci o to, kim jest Insanka? To określenie kogoś szalonego...
- Nie żartuj z niej. Insan to określenia zwykłego człowieka- wyjaśniła Aleine.
- Och, czyli Jason wyjątkowo ma rację...- westchnęła niechętnie. Patrząc na kobietę nie zauważyła, że zadrżał, kiedy wypowiedziała jego imię. Nie miał pojęcia dlaczego, ale poczuł się dziwnie i zrobiło mu się cieplej. Niemal od razu jednak otrząsnął się i wyprostował, przywracając na twarz swój kpiący uśmiech.
- Niezupełnie- uśmiechnęła się jasnowłosa.- Naprawdę nie zauważyłaś, że nie jesteś człowiekiem? Że jesteś inna?
- Ja...- zawahała się.- Nic niezwykłego, czasem miewam koszmary, ale każdemu się to zdarza.
- A twoje oczy? Mam na myśli ich kolor- wyjaśniła pospiesznie.- Poza tym mogłaś zobaczyć Jasona, a zwykły człowiek tego nie potrafi. A ty nim nie jesteś.
- Więc kim jestem?- zapytała, nieco rozdrażniona.
- Aniołem- odpowiedziała.- Takim jak ja i Jason.
- Nie jestem jak on.
- Oczywiście, że nie- zgodził się.- Ja jestem o wiele mądrzejszy i lepiej wyglądam.
- Jasne- prychnęła.- Chyba tylko, kiedy jest ciemno- odgryzła się.
- Przecież wtedy mnie nie widać.
- No właśnie.
- Dajcie spokój- uciszyła ich Aleine.- Zostaw ją. W porządku, więc jesteś aniołem...
- Nie jestem żadnym aniołem!- zaprotestowała.- Jesteście jacyś chorzy!
- Spokojnie, spójrz mi w oczy- dziewczyna spełniła polecenie.- Co widzisz?
Zobaczyła zmieniające się szybko sceny i wydarzenia, zupełnie jakby ktoś przewijał film. Dostrzegła świece, stare budynki, światła, cienie i różnych ludzi, czasem kłócących się ze sobą, a kiedy indziej znów śpiących, przytulających swoje dzieci lub oglądających telewizję. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w migające obrazy i nagle, nie wiedzieć dlaczego, uwierzyła Aleine. W jej głowie znalazły się wspomnienia kobiety i wydarzenia, które ktoś jej opowiedział. Były tam tylko przez chwilę, ale to wystarczyło.
- Wystarczy- oznajmiła jasnowłosa.- I jak?
- W porządku...
- Co zrobiłaś?- dopytywał chłopak.- Dałaś jej jakieś narkotyki?
- Och, Ziemio, chroń nas... Oczywiście, że nie.
Wyglądał na nieco zawiedzionego, ale zignorowała to i zwróciła się do dziewczyny.
- Jak się czujesz?- zapytała.
- W porządku. I wierzę ci. Ale nie rozumiem o co chodzi...
- Pozwól, że wszystko ci wyjaśnię- zaproponowała z uśmiechem.- Zacznijmy od tego, że...- nie dokończyła, gdyż właśnie w tym momencie do domu wbiegł czarnowłosy mężczyzna, którego wcześniej spotkali.
- Nie ma czasu na pogaduszki i plotki, złapali szpiega.
- Ale jak...- zaczęła kobieta.
- Nie mam pojęcia jak się tu dostał, jeśli o to ci chodzi. A teraz chodź szybko.
- Hej, a co ze mną?- zapytał chłopak.
- Zostajesz i pilnujesz, żeby dziewczynie nic się nie stało.
Blondyn wyglądał na niebo urażonego, ale nie odezwał się, co zdziwiło czarnowłosą.
- Ja mam imię- oznajmiła zdenerwowana.
- Proszę o wybaczenie, panienko, ale nie mam teraz czasu na formalności, przykro mi. Załatwimy to później- powiedział wychodząc z budynku i zatrzasnął za sobą drzwi, przepuszczając najpierw Aleine.
- Świetnie- mruknęła zirytowana.- Wystawili nas.
- Tak to już jest- dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, że chłopak stoi tuż obok niej.- Przyzwyczaisz się.
- Albo nie- stwierdziła.
- Zawsze istnieje taka możliwość, ale musisz się z tym pogodzić.
Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek i zaczęła uważnie mu się przyglądać. Przez kilka sekund wcale nie zdawał sobie z tego sprawy i rozglądał się wokół nieobecnym wzrokiem. Kiedy się odwrócił, dostrzegł jej duże, fiołkowe oczy i zamrugał.
- A może wcale nie muszę- powiedziała, przeciągając samogłoski, wyraźnie wymawiając każde słowo i wciąż wpatrując się w niego z przebiegłym uśmiechem.
- Czyżbyś miała plan?- zapytał z trudem.
- Nie mów, że nie myślisz o tym samym.
- Jeśli chodzi ci o to, jak bardzo wiewiórki są dziwne, to owszem.
- Och, daj spokój- szturchnęła go lekko w ramię i odwróciła się tyłem do niego. Wyraźnie widział jak jej ramiona unoszą się, kiedy oddycha oraz dostrzegał sztywne i napięte ze zdenerwowania plecy. Zwalczył chęć położenia na nich dłoni i powoli podszedł do niej, zachowując odpowiednią odległość.
- Dobra- zaczął.- Zbierają się w Ziemskiej Sali.
Spojrzała na niego ostrożnie, a on zamarł w bezruchu, jakby starał się nie przestraszyć płochliwego zwierzątka.
- Świetnie- ożywiła się.- Gdzie to jest?
Widząc, jak wstępuje w nią energia i zapał, nie mógł się nie uśmiechnąć. Pokazał przy tym swoje białe zęby, a jego oczy błyszczały.
- Przecież idę z tobą, nie zgubimy się.
Była nieco zaskoczona, ale skinęła głową i gwałtownie zbliżyła się do niego. Przystanęła tuż przy nim, tak, że prawie stykali się rękami. Szybko przeszła obok, muskając jego dłoń swoją. Zatrzymała się przy drzwiach i lekko odwróciła głowę.
- To jak?- zapytała.- Jednak zostajesz?
- Jasne, że nie- ocknął się.- Chodźmy.
Wyszli z domu, delikatnie zamykając drzwi. Starali się nie wydawać żadnych, nawet najcichszych dźwięków. Znów kluczyli między kamienicami, a chłopak wybierał tylko opuszczone, odizolowane uliczki, które trochę ją przerażały. Oczywiście nie dała niczego po sobie poznać, w końcu nie mogła pozwolić sobie na pokazanie mu, że ma nad nią jakąkolwiek przewagę. Starała się dotrzymać mu kroku, jednak nie było to łatwe, kiedy miało się do czynienia z długonogim, umięśnionym chłopakiem, takim jak on. Po raz kolejny skupiła się na jego jasnych włosach i podświetlonym profilu. Potrząsnęła głową, by pozbyć się wszelkich myśli o jego oczach czy idealnym nosie i zaczęła układać w głowie wszystkie jego wady i złośliwości. Była tak tym pochłonięta, że ledwie zauważyła, jak się zatrzymuje, Tym razem nie miała jednak zamiaru znów na niego wpaść, więc umiejętnie go ominęła i zwróciła się w jego stronę.
- To tutaj?- zapytała, wskazując sporą arenę bez dachu.
- Tak jakby- stwierdził.- Musimy jeszcze dostać się na górę.
- Nie możesz nas tam przetransportować?- dramatycznym gestem wskazała na jego ramiona, a on dopiero po chwili zrozumiał, że chodzi jej o skrzydła.
- Cóż, problem polega na tym, że musimy się tam dostać nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
- W takim razie...- zaczęła.
- Mógłbym tam dolecieć niezauważony, ale tylko sam, a ty przecież też chcesz to zobaczyć.
- Tak, więc nawet nie myśl, żeby mnie tu zostawić- zagroziła.
- Jasne, bo rzucisz się na mnie z pazurami.
- Właśnie- potwierdziła i odrzuciła włosy do tyłu, uderzając nimi lekko w jego ramię. Szybko odwrócił wzrok, a ona na szczęście nie zauważyła w tym niczego dziwnego. Przez chwilę stał tak i nie odzywał się ani słowem, aż w końcu dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę i skrzyżowała ręce na piersi.
- Idziemy? Bo gapisz się na jakiś kamień, a oni pewnie niedługo zaczną. Chyba wypadałoby wymyślić sposób na dostanie się na górę i zebrać się do jego zrealizowania, nie sądzisz?- zapytała z ironicznym uśmiechem.
- Bardzo śmieszne- stwierdził z przekąsem.- W każdym razie musimy podejść do tej platformy i wspiąć się po niej na górę, a potem robić to samo na kolejnych podwyższeniach- wskazał niewielkie, płaskie prostokąty przy zewnętrznej ścianie areny. Proste, prawda?
- Tak- odparła.- A teraz możemy iść.
Ale on stał dalej i rozglądał się wokoło, po czym popatrzył na nią.
- No chodź- chwyciła go za rękę i pociągnęła w swoją stronę, zmuszając do ruchu. Przez chwilę szedł posłusznie, wpatrzony w ich złączone dłonie, jednak zaraz zatrzymał się i wyrwał się z jej uścisku.
- Puść mnie!- niemal krzyknął, z przerażeniem patrząc na swoje palce, jakby zobaczył tam coś strasznego i śmiertelnie niebezpiecznego. Zaskoczona jego nagłym wybuchem, cofnęła się gwałtownie i przycisnęła ręce do boków. Szybko pobiegła w stronę platform i zaczęłam po kolei się po nich wspinać, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Po kilku minutach dowlokła się na samą górę, a on niemal natychmiast pojawił się obok niej. Okazało się jednak, że budowla ma dach, przez który nic nie można było dostrzec. Spojrzała pytająco na chłopaka, a on podniósł dłoń, wyprostował palce i zaczął rysować nimi pozornie niewidoczne znaki na powłoce. Marisa widziała wzory, podobne do tych na podłodze domu Aleine. Kiedy skończył, delikatnie się pochylili i zobaczyli zbierające się na dole postacie. Dziewczyna rozpoznała srebrnooką kobietę i dziwnego mężczyznę o ciemnych włosach, ale reszty nigdy wcześniej nie widziała.
- Widzisz tego w okularach?- zapytał nagle chłopak.- To Casper. Myśli, że wszystko może, a tak naprawdę to wydaje mi się, że nawet ty miałabyś tam więcej do powiedzenia niż on- stwierdził z rozbawieniem, jakby zupełnie zapomniał o tym, co wydarzyło się chwilę temu. Już miała odpowiedzieć, ale zauważyła na sali nagłe poruszenie. Skupiła wzrok na tym, co się stało i przyjrzała się uważnie wszystkim zgromadzonym, a następnie spojrzała w stronę, z której pochodziło całe zamieszanie. Z tunelu zaczęli wychodzić jacyś mężczyźni w błękitnych płaszczach, a ostatni z nich kogoś za sobą ciągnął. Pchnął postać w czarnym kapturze na środek i dziewczyna dopiero teraz zauważyła więzy. Człowiek w niebieskim stroju zrzucił kaptur z głowy więźnia i Marisa mogła zobaczyć jego twarz. Ku swojemu rosnącemu przerażeniu odkryła, że zna tego chłopaka. Jej oczy zrobiły się okrągłe ze strachu i zdziwienia. Jason spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy, nie rozumiejąc przyczyny jej zachowania.
- Chris!- krzyknęła, chociaż nikt na arenie nie mógł jej usłyszeć.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się podobało i jeszcze raz proszę o pomoc z książkami :c Do... napisania ! ;)
Weronika
niedziela, 26 maja 2013
Część 10.
Jejku, okrągła 10 :O Chyba muszę sobie zrobić jakieś święto :D No w każdym razie chciałam odnieść się do jednego z komentarzy pod poprzednim postem- raczej nie dodaję fragmentów z tak dużymi przerwami, przyznaję, zdarzyło mi się, ale nie powtarza się to regularnie. I wcale nie przestaję pisać kiedy nie ma komentarzy i nigdy nie przestanę, mogę co najwyżej skończyć z publikowaniem ich na blogu. Jak zwykle podkreślam, iż nie chcę nikogo urazić :) Mam nadzieję, że ta część Wam się spodoba ;)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po jakichś
trzydziestu minutach gwałtownie skierował się w górę. Leciał
zupełnie pionowo, przyciskając do siebie dziewczynę, która jednak
coraz bardziej wysuwała się z jego objęć. Ostrożnie ją
podrzucił i złapał mocniej, a ona z całej siły objęła jego
szyję. Przez całą drogę zastanawiała się co miał na myśli
mówiąc 'niebo'. Kilka razy nawet go o to zapytała on jednak wciąż
milczał i tylko uśmiechał się do siebie tajemniczo, co dodatkowo
ją drażniło. Za każdym razem, kiedy ją ignorował, lekko
uderzała go w ramię i próbowała przekonać go do odpowiedzi.
Niestety- jak się można było domyślić- bez żadnego skutku,
choćby najmniejszego. W końcu postanowiła już się do niego nie
odzywać, on jednak, jak się zdawało, w ogóle tego nie zauważył.
Dopiero w chwili, w której nagle zerwał się w stronę chmur,
spojrzał na nią, ale szybko odwrócił wzrok i skupił się na
jakimś punkcie, widocznym tylko dla niego. Przyspieszył tak bardzo,
że dziewczyna nie widziała już nic, a gdy się odwróciła, wiatr
zmusił ją do zamknięcia oczu. Szarpnęła się i wtuliła w ramię
chłopaka, który popatrzył na nią ze zdziwieniem i już chciał ją
odsunąć, jednak za bardzo by go to spowolniło. Skierował wzrok z
powrotem w górę i coraz szybciej machał skrzydłami. Dziewczyna
spojrzała w tym samym kierunku i dopiero w ostatniej chwili zdołała
zobaczyć dziwną dziurę w chmurach, jakby ktoś odgryzł kawałek,
po drugiej stronie nie dostrzegła jednak błękitnego nieba. To
wszystko było dla nie potwornie dziwne i zastanawiała się, gdzie
prowadzi tajemnicze wejście. Nie miała zbyt wiele czasu na
rozważania, gdyż właśnie wtedy wlecieli w nie i wszystko wokół
zniknęło, zostawiając ich, otoczonych przez nieskazitelną biel,
która aż raziła oczy. Po kilku sekundach, które zdawały się
dziewczynie godzinami, wreszcie wylecieli z dziwacznego tunelu i
znaleźli się na ziemi. Cóż, przynajmniej przez chwilę wydawało
jej się, że to ziemia. Szybko jednak odkryła, że chłopak stoi na
chmurze. Zamrugała, nie mogą uwierzyć własnym oczom, ale nic się
nie zmieniło. Rozejrzała się i dostrzegła miasto w oddali. A
raczej kilka budynków, bo z tej odległości niewiele widziała.
- Gdzie jesteśmy?- zapytała cicho.
- Mówiłem ci. W Niebie.
- To nie wygląda jak Niebo- upierała się.- Nie czuję się jak w raju.
Słysząc jej słowa nie mógł powstrzymać śmiechu. Popatrzył na nią z rozbawieniem i uśmiechnął się szeroko.
- To nie żaden raj. Jesteśmy w N i e b i e. Mieszkam tu. To tak jak Anglia, lub Hiszpania, tyle, że większe i pewnie o wiele lepsze.
- Dlaczego?
- Bo ja tu jestem- odparł, przypominając jej o swoim samouwielbieniu.- Przecież to oczywiste.
- Och, zamknij się, albo znowu oberwiesz.
- To mnie nie boli.
- A co? Jesteś jakimś bogiem?
- Prawie, prawie- odpowiedział lekko.
- Więc czym jesteś?
- Niedługo się dowiesz.
- Powiedz mi, albo nigdzie się stąd nie ruszę- zażądała i wycelowała w niego palec.
- Grozisz mi?- zapytał z drwiną w głosie.- Chyba żartujesz.
Popatrzyła na niego ze skupieniem i nawet nie mrugnęła, wodząc wzrokiem po jego twarzy, szukając oznak wahania. Nie znalazła nic, więc postanowiła wciąż udawać, że ma nad nim jakąś przewagę.
- Może i tak- oznajmiła spokojnie.- Ale bez względu na to i tak nigdzie się stąd nie ruszę.
- A kto powiedział, że masz się stąd gdzieś ruszać?
Spojrzała mu w oczy, zupełnie zdezorientowana. Nie miała pojęcia o co może mu chodzić, dopóki nie podniósł jej i nie przerzucił jej sobie przez ramię. Szarpała się i krzyczała, a parę razy z jej ust wydobyło się słowo zdecydowanie niegodne damy.
- Och, co jak co, ale nie spodziewałem się, że usłyszę od ciebie coś takiego.
- Myślałeś, że potulnie pójdę za tobą, a przed tym jeszcze przywiążę się sznurkiem do twojej ręki?
- Mniej-więcej- stwierdził.
- Niestety, nie mam ani sznurka, ani zamiaru robić tego, czego sobie życzysz.
- Jeszcze zobaczymy.
- Chcesz mnie jednak związać?
- Nie, skąd. Myślałem o delikatniejszej metodzie- powiedziawszy to, mrugnął do niej.
- Jesteś obrzydliwy. Naprawdę wydaje ci się, że każda dziewczyna miałaby ochotę się z tobą umówić?
- Oczywiście.
- Cóż, każda oprócz mnie- wypowiadając te słowa zbliżyła usta do jego ucha i wykorzystując chwilę jego nieuwagi, z całej siły kopnęła go w nogę. Coś strzeliło, a on upuścił ją na ziemię i objął rękami swoje kolano. Powoli je obejrzał i próbował wstać, jednak ból znów powrócił. Dziewczyna nie czekała ani chwili dłużej i puściła się pędem w stronę, z której przyszli, nie oglądając się za siebie. Omijała pojedyncze złote drzewa, nie miała jednak czasu ani ochoty rozmyślać o ich nienaturalnym kolorze. Zdała sobie jednak sprawę, że chmura jest tylko niewielkim elementem podłoża w miejscu, którym weszli, a wszędzie naokoło widać trawę, kamień, ziemię, ale nigdzie białego puchu. Biegła przed siebie, chociaż nie miała pojęcia gdzie trafi. Nie rozglądała się, nie patrzyła za siebie, po prostu chciała znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego chłopaka, który myślał, że może mieć wszystko, od miasta, od wszystkiego. Wiedziała, że nie może się wydostać, bo pod tą dziwaczną krainą nie było nic, oprócz tysięcy metrów, które przebyłaby przed roztrzaskaniem się o skały. Przez te rozmyślania nie zauważyła kamienia na swojej drodze. Potknęła się, przewróciła i przeturlała kilka razy po ziemi, aż w końcu wylądowała w bezruchu. Nie na długo, gdyż niemal od razu dostrzegła nad sobą cień. Podniosła się i spojrzała w górę, po czym jak najszybciej wstała. Pierwszym, co zobaczyła był ciemnowłosy mężczyzna, którego oceniła na około czterdzieści lat. Dopiero po chwili dostrzegła, że wokół zebrało się ich więcej. Nie wiedziała jak się zachować, zatrzymała więc wzrok na tym, którego zobaczyła na początku, a który stał przed nią.
- Co tu panienka robi?- zapytał uprzejmie, zaprzeczając tym samym swojej groźnej minie.
- Mogłabym spytać pana o to samo- stwierdziła.- Często zdarza się panu straszyć ludzi?
- Mieszkam tu, a pani wtargnęła tu bez pozwolenia. Swoją drogą nie mam pojęcia jak to możliwe.
- Tak się składa, że została tu przyprowadzona przez, jak przypuszczam, jednego z pańskich znajomych.
Mężczyzna spojrzał ja swoich towarzyszy, oni jednak tylko zgodnie podnosili ręce w geście niewinności.
- Nie chodzi mi o nich- słysząc za sobą cichy szmer, odwróciła się i popatrzyła prosto na blondyna, po czym wskazała na niego palcem.- Mówię o nim.
Ciemnowłosy nie wyglądał na zaskoczonego, a na zdenerwowanego.
- To ty ją tutaj przywlokłeś?- zapytał, a kiedy tamten skinął głową, poczerwieniał na twarzy.- Po co? Po co ją tu przyprowadziłeś?
- Właściwie to zostałem o to poproszony przez Aleine.
- Jak to? W takim razie dlaczego mi o tym nie powiedziała?
- Właśnie dlatego- powiedział, patrząc na podarty kawałek papieru w ręce starszego mężczyzny, który dziewczyna dopiero wtedy zauważyła. Ciemnowłosy zdawał się wciąż nie rozumieć o co chodziło. Stwierdziła, że najwyraźniej nie jest po prostu zbyt inteligentny. Zaraz jednak zdała sobie sprawę, że on po prostu zastanawia się nad tym, czego się dowiedział.
- W porządku, wciąż uważam, że powinna była mnie poinformować, ale dobrze. A zatem zaprowadź tę młodą damę do Aleine.
- Co takiego?!- krzyknęła.- Mam gdzieś pójść z tym idiotą?!
Mężczyzna już miał ją upomnieć, jednak blondyn go uprzedził.
- Dokładnie- potwierdził.
- Nie ma mowy- zaprotestowała.- Chwila...- zaczęła, patrząc na jego nogi.- Przed chwilą zwijałeś się ba drodze z bólu.
- Chyba nie wierzysz, że naprawdę mnie to bolało? Udawałem, żebyś mogła się nacieszyć zwycięstwem.
- Ach tak? Więc tak bardzo interesuje cię moje szczęście, że dałeś mi uciec?- w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko.
- Owszem.
- Cóż za wspaniałomyślność- mruknęła.
- Taki już jestem- stwierdził potulnie i chwycił ją za rękę.
- Ej!- zaprotestowała.- Jeśli w ogóle mam gdzieś z tobą pójść, to masz mnie nie dotykać!
- Zawsze mogę znowu przerzucić cię przez ramię.
- Tylko spróbuj- zagroziła, mrużąc przy tym oczy.
- A co możesz mi zrobić?- zadrwił.- Chyba najwyżej na mnie napluć.
- Dobrze ci radzę, nie prowokuj mnie.
- No dalej, pokaż co potrafisz.
Tego było dla niej za wiele. Nie dość, że sam ją tam przyprowadził, to jeszcze miał czelność ją obrażać. Twardo stanęła na ziemi, po czym odbiła się od niej i skoczyła na niego. Rzuciła się w stronę jego twarzy, wyciągając ręce i obejmując go nogami w pasie. Był wyraźnie zaskoczony, już po chwili zaczął jednak odsuwać ją od siebie. Na jego nieszczęście trzymała się mocno i była na to przygotowana. Machała rękami i uderzała go w twarz i ramiona. W końcu chłopak nie mógł już dłużej jej utrzymywać. Cofał się, krok za krokiem, aż wreszcie upadł, ciągnąc ją za sobą.
- Hej! Dosyć tego!- krzyknął ciemnowłosy mężczyzna, próbując ich od siebie oddzielić.- Nie zachowujcie się jak dzieci! Zejdź z niego! A ty przestań ciągnąć ją za włosy! Zachowuj się młodzieńcze!
Po kilku nieudanych próbach nareszcie udało mu się odciągnąć ich od siebie i stanąć między nimi.
Wszyscy troje dyszeli ze zmęczenia, z trudem łapiąc powietrze. Młodzi patrzyli na siebie ze złością, zastanawiając się, czy zdążą jeszcze rzucić się sobie do gardeł, zanim mężczyzna to zauważy. Niestety dostrzegł ich wściekłe spojrzenia i zaraz się wyprostował, przygotowany w każdej chwili ich powstrzymać.
- Co wam strzeliło do głowy?
- Sam to zaczął.
- Ja?! Więc to ja rzuciłem się na ciebie z pazurami?
- Po pierwsze prawie cię nie zadrapałam, a po drugie ostrzegałam, żebyś mnie nie prowokował- przypomniała z uśmiechem.
- Posłuchaj chłopcze- wtrącił ciemnowłosy.- Ta dziewczyna ma trochę racji. Poza tym jest tutaj gościem, a tak nie traktuje się gości.
- Ale...
- Żadnych 'ale'- przerwał.- A teraz zaprowadź ją do Aleine. Kulturalnie- ostatnie słowo wypowiedział z naciskiem.
- Jasne, jasne- mruknął tamten, wyciągając rękę w stronę dziewczyny.- A zatem... Czy pozwoli mi się panienka odprowadzić?- zapytał uprzejmie.Wspaniale, tego jeszcze nie było- pomyślała z rozbawieniem. Wypadało jednak zachować się równie przyzwoicie, więc zastanowiła się chwilę na odpowiedzią.
- Ależ oczywiście. Z przyjemnością- oznajmiła, lekko się uśmiechając.
Delikatnie ujął jej dłoń i pokazał kierunek, w którym mieli iść. Ruszyli powoli, nie patrząc na siebie. Po kilkunastu krokach dziewczyna nachyliła się w jego stronę.
- Daj znać kiedy znikniemy mu z oczu- wyszeptała.- Nie mam ochoty trzymać cię za rękę przez całą drogę.
- Och, to już niedaleko- odparł.- Ale masz rację, wolałbym tego uniknąć.
- Dzięki Bogu...- westchnęła.
- Jesteś nieznośna- stwierdził.
- Taki talent- odpowiedziała, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem.
Nie szli długo, a jednak wydawało jej się, że trwa to już wieczność. Jakieś czas wcześniej przestali udawać 'kulturalnych' i zwiększyli dystans między sobą. Bolały ją nogi, ale nie miała zamiaru narzekać, a już zwłaszcza nie przy nim. Milczała więc i pewnie stawiała każdy następny krok. Głowę miała uniesioną, a ręce lekko kołysały się przy jej ciele. Coraz bardziej zbliżali się do jasnych budynków, które jeszcze niedawno ledwo dostrzegała.
Wreszcie wkroczyli między domy, a chłopak przystanął na chwilę rozejrzał się i bez zastanowienia skręcił w prawo, ciągnąc ją za sobą przez wąską uliczkę. Na początku próbowała się wyrwać, zaraz jednak zrezygnowała, czując jego siłę i widząc mocno napięte mięśnie. Z satysfakcją zauważyła, że zaczął ciężej oddychać, co znaczyło, że choć trochę go zmęczyła. Skrzywiła się, kiedy mocniej zacisnął dłoń na jej nadgarstku. Zaczęła rozglądać się wokoło i starała się zapamiętać każdy szczegół drogi, gdyby nadarzyła się okazja do ucieczki.
- Nawet nie próbuj- ostrzegł, widząc jej minę.- Z łatwością cię dogonię, ale dla ciebie może się to kiepsko skończyć.
- Dzięki za ostrzeżenie- mruknęła.
- Zawsze do usług.
- Mhm...
Zignorował ją i nagle skręcił w lewo, ciągnąć ją do ciemnego zaułka.
- Ha!- zaczęła z rozbawieniem.- Masz zamiar zgwałcić mnie, zabić a potem zostawić tutaj w nadziei, że nikt nie znajdzie mojego ciała?- zadrwiła.
- Jasne, niby po co innego bym cię tu przyprowadzał- odparł ze złośliwym uśmieszkiem, po czym przyjrzał się jej i podszedł bliżej. Stanął tuż przy niej i oblizał się ostentacyjnie, wpatrując się w nią.
Poczuła się nieswojo i powoli się poruszyła.
- Ciii- zaprotestował.- To nie będzie bolało...- zaczął, niestety nie dane mu było dokończyć. Dziewczyna szybko kopnęła go w to samo miejsce na nodze, a gdy się schylił, uderzyła pięścią w jego głowę.
- Eeeej!- krzyknął.- Przecież ja tylko żartowałem!
- Więc widzisz co spotyka takich komików jak ty.
- Kobieto! Ależ ty jesteś agresywna!
- Trzeba było nie...- urwała.
- Nie...? Nie... Co?- zapytał, pocierając obolały tył głowy.
- Trzeba było sobie ze mnie nie żartować!- odparowała.
- A może ja to lubię?
- To już twój problem- powiedziała, podchodząc do niego i szturchając go palcem w pierś.- Bo masz tego więcej nie robić.
- Dobra, dobra, już nie będę.
- Akurat- prychnęła, dając wyraźnie do zrozumienia, że ani trochę mu nie wierzy.
- Wątpisz w moją szczerość?
- Cóż, ja nie tylko wątpię, ja wiem, że jej nie ma- odparła.- A teraz ruszajmy... Zaprowadź mnie już dot tej Aleine, chcę to już mieć z głowy- dodała z czarującym uśmiechem, który sprawił, że chłopak zaczął zastanawiać się, skąd w ogóle ją wytrzasnął. Uratowałeś ją, idioto- podpowiedział mu głos w jego umyśle. Potrząsnął głową, spojrzał przelotnie na dziewczynę i ruszył przodem. Podążyła za nim, ledwo dotrzymując mu kroku. Jego długie nogi stawały pewnie i szybko sprawiając, że nie mogła iść równo z nim. Nie miała pojęcia jak długo szli- zamiast skupiać się na czasie, liczyła zakręty. Tym razem niczego nie zauważył, a przynajmniej na to wyglądało. Nareszcie miała trochę czasu, by uważniej mu się przyjrzeć, nie zwracając jego uwagi. Dostrzegła wyraźnie zarysowaną szczękę, szare oczy w których odbijało się światło pochodni zawieszonych przy budynkach i po raz kolejny wpatrzyła się w jego miękkie, jasne włosy ledwie sięgające ramion chłopaka. Przestała oglądać się za siebie i nie odrywała od niego wzroku. Tak głęboko się zamyśliła, że wpadła na niego, gdy się zatrzymał.
- Co jest?- zapytał z wyrzutem.- Masz jakiś problem?
Ocknęła się i popatrzyła mu głęboko w oczy, a on zamarł przez chwilę, odwzajemniając spojrzenie. Uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Skąd- odpowiedziała na pytanie, o którym on już dawno zapomniał.- Chodźmy dalej- uśmiech wciąż nie schodził z jej delikatnej twarzy.
Zamrugał i odsunął się kilka kroków w tył.
- Nie, my...- urwał, by wziąć głęboki wdech.- Jesteśmy na miejscu.
- Serio?- zapytała zaskoczona.- Gdzie?
- Tutaj- pokazał na duże, drewniane drzwi prowadzące do pomalowanego na granatowo domu i mocno je pchnął.
- Gdzie jesteśmy?- zapytała cicho.
- Mówiłem ci. W Niebie.
- To nie wygląda jak Niebo- upierała się.- Nie czuję się jak w raju.
Słysząc jej słowa nie mógł powstrzymać śmiechu. Popatrzył na nią z rozbawieniem i uśmiechnął się szeroko.
- To nie żaden raj. Jesteśmy w N i e b i e. Mieszkam tu. To tak jak Anglia, lub Hiszpania, tyle, że większe i pewnie o wiele lepsze.
- Dlaczego?
- Bo ja tu jestem- odparł, przypominając jej o swoim samouwielbieniu.- Przecież to oczywiste.
- Och, zamknij się, albo znowu oberwiesz.
- To mnie nie boli.
- A co? Jesteś jakimś bogiem?
- Prawie, prawie- odpowiedział lekko.
- Więc czym jesteś?
- Niedługo się dowiesz.
- Powiedz mi, albo nigdzie się stąd nie ruszę- zażądała i wycelowała w niego palec.
- Grozisz mi?- zapytał z drwiną w głosie.- Chyba żartujesz.
Popatrzyła na niego ze skupieniem i nawet nie mrugnęła, wodząc wzrokiem po jego twarzy, szukając oznak wahania. Nie znalazła nic, więc postanowiła wciąż udawać, że ma nad nim jakąś przewagę.
- Może i tak- oznajmiła spokojnie.- Ale bez względu na to i tak nigdzie się stąd nie ruszę.
- A kto powiedział, że masz się stąd gdzieś ruszać?
Spojrzała mu w oczy, zupełnie zdezorientowana. Nie miała pojęcia o co może mu chodzić, dopóki nie podniósł jej i nie przerzucił jej sobie przez ramię. Szarpała się i krzyczała, a parę razy z jej ust wydobyło się słowo zdecydowanie niegodne damy.
- Och, co jak co, ale nie spodziewałem się, że usłyszę od ciebie coś takiego.
- Myślałeś, że potulnie pójdę za tobą, a przed tym jeszcze przywiążę się sznurkiem do twojej ręki?
- Mniej-więcej- stwierdził.
- Niestety, nie mam ani sznurka, ani zamiaru robić tego, czego sobie życzysz.
- Jeszcze zobaczymy.
- Chcesz mnie jednak związać?
- Nie, skąd. Myślałem o delikatniejszej metodzie- powiedziawszy to, mrugnął do niej.
- Jesteś obrzydliwy. Naprawdę wydaje ci się, że każda dziewczyna miałaby ochotę się z tobą umówić?
- Oczywiście.
- Cóż, każda oprócz mnie- wypowiadając te słowa zbliżyła usta do jego ucha i wykorzystując chwilę jego nieuwagi, z całej siły kopnęła go w nogę. Coś strzeliło, a on upuścił ją na ziemię i objął rękami swoje kolano. Powoli je obejrzał i próbował wstać, jednak ból znów powrócił. Dziewczyna nie czekała ani chwili dłużej i puściła się pędem w stronę, z której przyszli, nie oglądając się za siebie. Omijała pojedyncze złote drzewa, nie miała jednak czasu ani ochoty rozmyślać o ich nienaturalnym kolorze. Zdała sobie jednak sprawę, że chmura jest tylko niewielkim elementem podłoża w miejscu, którym weszli, a wszędzie naokoło widać trawę, kamień, ziemię, ale nigdzie białego puchu. Biegła przed siebie, chociaż nie miała pojęcia gdzie trafi. Nie rozglądała się, nie patrzyła za siebie, po prostu chciała znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego chłopaka, który myślał, że może mieć wszystko, od miasta, od wszystkiego. Wiedziała, że nie może się wydostać, bo pod tą dziwaczną krainą nie było nic, oprócz tysięcy metrów, które przebyłaby przed roztrzaskaniem się o skały. Przez te rozmyślania nie zauważyła kamienia na swojej drodze. Potknęła się, przewróciła i przeturlała kilka razy po ziemi, aż w końcu wylądowała w bezruchu. Nie na długo, gdyż niemal od razu dostrzegła nad sobą cień. Podniosła się i spojrzała w górę, po czym jak najszybciej wstała. Pierwszym, co zobaczyła był ciemnowłosy mężczyzna, którego oceniła na około czterdzieści lat. Dopiero po chwili dostrzegła, że wokół zebrało się ich więcej. Nie wiedziała jak się zachować, zatrzymała więc wzrok na tym, którego zobaczyła na początku, a który stał przed nią.
- Co tu panienka robi?- zapytał uprzejmie, zaprzeczając tym samym swojej groźnej minie.
- Mogłabym spytać pana o to samo- stwierdziła.- Często zdarza się panu straszyć ludzi?
- Mieszkam tu, a pani wtargnęła tu bez pozwolenia. Swoją drogą nie mam pojęcia jak to możliwe.
- Tak się składa, że została tu przyprowadzona przez, jak przypuszczam, jednego z pańskich znajomych.
Mężczyzna spojrzał ja swoich towarzyszy, oni jednak tylko zgodnie podnosili ręce w geście niewinności.
- Nie chodzi mi o nich- słysząc za sobą cichy szmer, odwróciła się i popatrzyła prosto na blondyna, po czym wskazała na niego palcem.- Mówię o nim.
Ciemnowłosy nie wyglądał na zaskoczonego, a na zdenerwowanego.
- To ty ją tutaj przywlokłeś?- zapytał, a kiedy tamten skinął głową, poczerwieniał na twarzy.- Po co? Po co ją tu przyprowadziłeś?
- Właściwie to zostałem o to poproszony przez Aleine.
- Jak to? W takim razie dlaczego mi o tym nie powiedziała?
- Właśnie dlatego- powiedział, patrząc na podarty kawałek papieru w ręce starszego mężczyzny, który dziewczyna dopiero wtedy zauważyła. Ciemnowłosy zdawał się wciąż nie rozumieć o co chodziło. Stwierdziła, że najwyraźniej nie jest po prostu zbyt inteligentny. Zaraz jednak zdała sobie sprawę, że on po prostu zastanawia się nad tym, czego się dowiedział.
- W porządku, wciąż uważam, że powinna była mnie poinformować, ale dobrze. A zatem zaprowadź tę młodą damę do Aleine.
- Co takiego?!- krzyknęła.- Mam gdzieś pójść z tym idiotą?!
Mężczyzna już miał ją upomnieć, jednak blondyn go uprzedził.
- Dokładnie- potwierdził.
- Nie ma mowy- zaprotestowała.- Chwila...- zaczęła, patrząc na jego nogi.- Przed chwilą zwijałeś się ba drodze z bólu.
- Chyba nie wierzysz, że naprawdę mnie to bolało? Udawałem, żebyś mogła się nacieszyć zwycięstwem.
- Ach tak? Więc tak bardzo interesuje cię moje szczęście, że dałeś mi uciec?- w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko.
- Owszem.
- Cóż za wspaniałomyślność- mruknęła.
- Taki już jestem- stwierdził potulnie i chwycił ją za rękę.
- Ej!- zaprotestowała.- Jeśli w ogóle mam gdzieś z tobą pójść, to masz mnie nie dotykać!
- Zawsze mogę znowu przerzucić cię przez ramię.
- Tylko spróbuj- zagroziła, mrużąc przy tym oczy.
- A co możesz mi zrobić?- zadrwił.- Chyba najwyżej na mnie napluć.
- Dobrze ci radzę, nie prowokuj mnie.
- No dalej, pokaż co potrafisz.
Tego było dla niej za wiele. Nie dość, że sam ją tam przyprowadził, to jeszcze miał czelność ją obrażać. Twardo stanęła na ziemi, po czym odbiła się od niej i skoczyła na niego. Rzuciła się w stronę jego twarzy, wyciągając ręce i obejmując go nogami w pasie. Był wyraźnie zaskoczony, już po chwili zaczął jednak odsuwać ją od siebie. Na jego nieszczęście trzymała się mocno i była na to przygotowana. Machała rękami i uderzała go w twarz i ramiona. W końcu chłopak nie mógł już dłużej jej utrzymywać. Cofał się, krok za krokiem, aż wreszcie upadł, ciągnąc ją za sobą.
- Hej! Dosyć tego!- krzyknął ciemnowłosy mężczyzna, próbując ich od siebie oddzielić.- Nie zachowujcie się jak dzieci! Zejdź z niego! A ty przestań ciągnąć ją za włosy! Zachowuj się młodzieńcze!
Po kilku nieudanych próbach nareszcie udało mu się odciągnąć ich od siebie i stanąć między nimi.
Wszyscy troje dyszeli ze zmęczenia, z trudem łapiąc powietrze. Młodzi patrzyli na siebie ze złością, zastanawiając się, czy zdążą jeszcze rzucić się sobie do gardeł, zanim mężczyzna to zauważy. Niestety dostrzegł ich wściekłe spojrzenia i zaraz się wyprostował, przygotowany w każdej chwili ich powstrzymać.
- Co wam strzeliło do głowy?
- Sam to zaczął.
- Ja?! Więc to ja rzuciłem się na ciebie z pazurami?
- Po pierwsze prawie cię nie zadrapałam, a po drugie ostrzegałam, żebyś mnie nie prowokował- przypomniała z uśmiechem.
- Posłuchaj chłopcze- wtrącił ciemnowłosy.- Ta dziewczyna ma trochę racji. Poza tym jest tutaj gościem, a tak nie traktuje się gości.
- Ale...
- Żadnych 'ale'- przerwał.- A teraz zaprowadź ją do Aleine. Kulturalnie- ostatnie słowo wypowiedział z naciskiem.
- Jasne, jasne- mruknął tamten, wyciągając rękę w stronę dziewczyny.- A zatem... Czy pozwoli mi się panienka odprowadzić?- zapytał uprzejmie.Wspaniale, tego jeszcze nie było- pomyślała z rozbawieniem. Wypadało jednak zachować się równie przyzwoicie, więc zastanowiła się chwilę na odpowiedzią.
- Ależ oczywiście. Z przyjemnością- oznajmiła, lekko się uśmiechając.
Delikatnie ujął jej dłoń i pokazał kierunek, w którym mieli iść. Ruszyli powoli, nie patrząc na siebie. Po kilkunastu krokach dziewczyna nachyliła się w jego stronę.
- Daj znać kiedy znikniemy mu z oczu- wyszeptała.- Nie mam ochoty trzymać cię za rękę przez całą drogę.
- Och, to już niedaleko- odparł.- Ale masz rację, wolałbym tego uniknąć.
- Dzięki Bogu...- westchnęła.
- Jesteś nieznośna- stwierdził.
- Taki talent- odpowiedziała, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem.
Nie szli długo, a jednak wydawało jej się, że trwa to już wieczność. Jakieś czas wcześniej przestali udawać 'kulturalnych' i zwiększyli dystans między sobą. Bolały ją nogi, ale nie miała zamiaru narzekać, a już zwłaszcza nie przy nim. Milczała więc i pewnie stawiała każdy następny krok. Głowę miała uniesioną, a ręce lekko kołysały się przy jej ciele. Coraz bardziej zbliżali się do jasnych budynków, które jeszcze niedawno ledwo dostrzegała.
Wreszcie wkroczyli między domy, a chłopak przystanął na chwilę rozejrzał się i bez zastanowienia skręcił w prawo, ciągnąc ją za sobą przez wąską uliczkę. Na początku próbowała się wyrwać, zaraz jednak zrezygnowała, czując jego siłę i widząc mocno napięte mięśnie. Z satysfakcją zauważyła, że zaczął ciężej oddychać, co znaczyło, że choć trochę go zmęczyła. Skrzywiła się, kiedy mocniej zacisnął dłoń na jej nadgarstku. Zaczęła rozglądać się wokoło i starała się zapamiętać każdy szczegół drogi, gdyby nadarzyła się okazja do ucieczki.
- Nawet nie próbuj- ostrzegł, widząc jej minę.- Z łatwością cię dogonię, ale dla ciebie może się to kiepsko skończyć.
- Dzięki za ostrzeżenie- mruknęła.
- Zawsze do usług.
- Mhm...
Zignorował ją i nagle skręcił w lewo, ciągnąć ją do ciemnego zaułka.
- Ha!- zaczęła z rozbawieniem.- Masz zamiar zgwałcić mnie, zabić a potem zostawić tutaj w nadziei, że nikt nie znajdzie mojego ciała?- zadrwiła.
- Jasne, niby po co innego bym cię tu przyprowadzał- odparł ze złośliwym uśmieszkiem, po czym przyjrzał się jej i podszedł bliżej. Stanął tuż przy niej i oblizał się ostentacyjnie, wpatrując się w nią.
Poczuła się nieswojo i powoli się poruszyła.
- Ciii- zaprotestował.- To nie będzie bolało...- zaczął, niestety nie dane mu było dokończyć. Dziewczyna szybko kopnęła go w to samo miejsce na nodze, a gdy się schylił, uderzyła pięścią w jego głowę.
- Eeeej!- krzyknął.- Przecież ja tylko żartowałem!
- Więc widzisz co spotyka takich komików jak ty.
- Kobieto! Ależ ty jesteś agresywna!
- Trzeba było nie...- urwała.
- Nie...? Nie... Co?- zapytał, pocierając obolały tył głowy.
- Trzeba było sobie ze mnie nie żartować!- odparowała.
- A może ja to lubię?
- To już twój problem- powiedziała, podchodząc do niego i szturchając go palcem w pierś.- Bo masz tego więcej nie robić.
- Dobra, dobra, już nie będę.
- Akurat- prychnęła, dając wyraźnie do zrozumienia, że ani trochę mu nie wierzy.
- Wątpisz w moją szczerość?
- Cóż, ja nie tylko wątpię, ja wiem, że jej nie ma- odparła.- A teraz ruszajmy... Zaprowadź mnie już dot tej Aleine, chcę to już mieć z głowy- dodała z czarującym uśmiechem, który sprawił, że chłopak zaczął zastanawiać się, skąd w ogóle ją wytrzasnął. Uratowałeś ją, idioto- podpowiedział mu głos w jego umyśle. Potrząsnął głową, spojrzał przelotnie na dziewczynę i ruszył przodem. Podążyła za nim, ledwo dotrzymując mu kroku. Jego długie nogi stawały pewnie i szybko sprawiając, że nie mogła iść równo z nim. Nie miała pojęcia jak długo szli- zamiast skupiać się na czasie, liczyła zakręty. Tym razem niczego nie zauważył, a przynajmniej na to wyglądało. Nareszcie miała trochę czasu, by uważniej mu się przyjrzeć, nie zwracając jego uwagi. Dostrzegła wyraźnie zarysowaną szczękę, szare oczy w których odbijało się światło pochodni zawieszonych przy budynkach i po raz kolejny wpatrzyła się w jego miękkie, jasne włosy ledwie sięgające ramion chłopaka. Przestała oglądać się za siebie i nie odrywała od niego wzroku. Tak głęboko się zamyśliła, że wpadła na niego, gdy się zatrzymał.
- Co jest?- zapytał z wyrzutem.- Masz jakiś problem?
Ocknęła się i popatrzyła mu głęboko w oczy, a on zamarł przez chwilę, odwzajemniając spojrzenie. Uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Skąd- odpowiedziała na pytanie, o którym on już dawno zapomniał.- Chodźmy dalej- uśmiech wciąż nie schodził z jej delikatnej twarzy.
Zamrugał i odsunął się kilka kroków w tył.
- Nie, my...- urwał, by wziąć głęboki wdech.- Jesteśmy na miejscu.
- Serio?- zapytała zaskoczona.- Gdzie?
- Tutaj- pokazał na duże, drewniane drzwi prowadzące do pomalowanego na granatowo domu i mocno je pchnął.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I.... koniec ! :) Dziękuję za przeczytanie, zapraszam do podzielenia się ze mną ( i z innymi :) ) swoją opinią, która jak wiecie może pozostać anonimowa :D
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam,
Weronika ;3
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam,
Weronika ;3
sobota, 18 maja 2013
Część 9.
Tak, tak, wiem. Strasznie długo nic nie dodawałam i wszyscy myśleli, że blog zamknięty, co? Ale nie, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie :) Zobaczyłam, że jakiś czas temu w jeden dzień blog odwiedziło stosunkowo sporo osób, więc postanowiłam coś wstawić ;) Mam nadzieję, że nie będzie takie złe, chociaż nie spodziewajcie się zbyt wiele. Przez około 2-3 tygodnie w ogóle nie dopisywałam nic do tego opowiadania, zastanawiałam się nawet, czy w ogóle nie przestać, stwierdziłam jednak, że pomysł mi się podoba i chcę je kiedyś skończyć. Zaczęłam więc dalszy ciąg, który tutaj wstawię, jednak jeśli nie będzie komentarzy, zapewne znów zniknę na dłużej, zastanawiając się czy warto wstawiać tu następne części :c W każdym razie, kończąc ten dołujący wstęp, zapraszam ! Miłego czytania :D
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nigdy nie
wyobrażała sobie, że kiedy człowiek spada, dzieje się to tak
wolno. Miała wrażenie, że mija wieczność, a ona sama dokładnie
widziała każdy szczegół, samochody i ludzi zbliżających się do
niej coraz bardziej. Zimne powietrze przenikało w głąb jej ciała,
nie czuła jednak chłodu. Złote promienie Słońca otulały ją
swoim przyjemnym ciepłem, a gdy zamknęła oczy, przez chwilę
poczuła się bezpiecznie. Wiatr tańczył wokół niej, szumiał w
uszach i cicho poszeptywał. Przemykał między palcami jej dłoni,
by po chwili wrócić i zatańczyć we włosach dziewczyny.
Zapomniała o zagrożeniu, o ziemi, która była już tak blisko.
Czuła, że jest połączona z wiatrem, że wnika w powietrze. Jakby
była do tego stworzona.
Ocknęła się dopiero, gdy poczuła, że w coś uderzyła. Otworzyła oczy i spojrzała w dół, nie dostrzegła jednak zbliżającej się ulicy. Wciąż trzymała się w powietrzu, na tej samej wysokości. Przed sobą zobaczyła swoje nogi, a kiedy podniosła wzrok, napotkała ogromne, szare oczy spoglądające na nią z zaciekawieniem. Szybko przeniosła spojrzenie na jasne, kręcone włosy opadające na jej dłoń i z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że już je widziała. Poznawała tego chłopaka.
- Hej, ja cię znam- wychrypiała.
- Och, doprawdy?- zapytał z udawanym zdziwieniem.- A ja Ciebie nie.
- Czyżby? Myślę, że jednak tak.
Przyjrzał jej się uważnie i popatrzył przed siebie. Odruchowo spoglądnęła w tą samą stronę i zaniemówiła. Nie widziała prawie nic- lecieli w chmurach. No właśnie, lecieli. I właśnie to tak zdziwiło dziewczynę.
- Co się stało? Jesteś jakaś blada- odezwał się.- I mokra.
Z trudem skupiła się na jego twarzy i głęboko odetchnęła.
- No co ty nie powiesz?- zapytała z irytacją.- Nie zauważyłam. I nie, nic się nie stało. Ale mam pytanie- zawahała się, ale widząc jego spojrzenie, dające do zrozumienia, że ma mówić dalej, zaczerpnęła powietrza.- Czy to sen?
Ku jej irytacji, roześmiał się głośno i mało brakowało, a by ją upuścił.
- Ej!- krzyknęła.- Uważaj!- on jednak zupełnie ją zignorował.
- Sen?- parsknął.- Myślisz, że to sen?
- No tak. Przecież ty lat...- zamilkła, kiedy dostrzegła co miał na plecach. Skrzydła! Najprawdziwsze, białe skrzydła! Dostrzegłszy, na co patrzy, przyspieszył. Przerażona złapała się jego skórzanej kurtki i kurczowo się jej trzymała. Popatrzył na nią z uśmiechem i poszybował w górę, przecinając chmury.
- Uważaj, podrzesz ją- krzyknął, poczuwszy jej ostre paznokcie.- To moja ulubiona.
- Wiesz, tak się składa, że ja lubię swoje życie, a ty zaraz mnie upuścisz!- zdenerwowała się.- Przed chwilą prawie spadłam, a ty martwisz się o jakąś tam kurtkę! Nie do wiary, to jakiś koszmar, a nie sen!
- Nadal myślisz, że śnisz?- zapytał zirytowany.- Już ci mówiłem...
- Co?!- wybuchnęła.- Co mi mówiłeś?! Niby jak inaczej wyjaśnić, że latasz? To jest...- urwała, nie mogąc znaleźć słowa.- To jest...
- Boskie?- podsunął.- Niesamowite?
- Nienaturalne!- wykrzyczała triumfalnie.- Nienaturalne! O to mi chodziło!
Zaraz jednak poczuła jak jego pierś drży, więc bała się, że coś się stało, ale po chwili wybuchnął głośnym śmiechem, przez co musiał przycisnąć ją mocniej do siebie, żeby nie wypadła.
- No co?- zapytała zdezorientowana, sprawiając, że chwycił ją z jeszcze większą siłą.- Dlaczego się śmiejesz?
- Jesteś zabawna, więc się śmieję- odparł, kiedy zdołał się opanować.
- A co dokładniej tak cię we mnie bawi?
- Ależ nic- odpowiedział.- Zupełnie nic.
Przez chwilę lecieli w milczeniu, aż w końcu dziewczyna poczuła jego mocno napięte mięśnie i zaczerwienione policzki. Pomyślała, że przecież jest ciężka, a on trzyma ją już od pewnego czasu. Musiał się zmęczyć, poza tym to robiło się dla niej dziwne. Jakiś obcy chłopak trzymał ją na rękach, a ona wcale się nie bała, że zaciągnie ją do jakiejś górskiej jaskini i zwiąże. Pomyślawszy o wiązaniu, od razu przypomniała sobie swój ostatni sen. Wspomnienia zalały jej umysł, a ona nie mogła się wydostać. Oplotły jej myśli delikatnie, lecz bezlitośnie, niczym cienka pajęczyna. Ciemność, rogi, więzy, pióra, puste oczy, skrzydła...
- Skrzydła...- wyszeptała.
- Co takiego?- najwidoczniej jednak coś usłyszał.- Możesz powtórzyć?
- Nie, to nic- stwierdziła szybko.
Popatrzył na nią nieufnie po czym znów odwrócił wzrok. Niepewnie na niego spojrzała i zaczęła się zastanawiać, czy nie powinien jednak na chwilę stanąć.
- Może się zatrzymasz?
- Po co?- zapytał, nie zaszczycając jej spojrzeniem.
- Wydajesz się... zmęczony.
Po tych słowach zwrócił się w jej stronę i poczerwieniał jeszcze bardziej.
- Nie potrzebuję odpoczynku.
- Ale może...
- Nie!- krzyknął.- Nie potrzebuję się zatrzymywać!
- Właśnie, że potrzebujesz! Jesteś zmęczony, a ja jestem ciężka! Albo mnie upuścisz, albo oboje spadniemy, więc masz w tej chwili wylądować!
Zamrugał, zaskoczony jej nagłym wybuchem. Przyjrzał się jej uważnie, a w jego oczach było coś, co sprawiło, że jeszcze bardziej się zdenerwowała.
- Stój!- uderzyła go w ramię.- Słyszysz?!
On jednak nic sobie z tego nie robił, a jedynie mocniej ją ścisnął. Przez chwilę zabrakło jej tchu i miała wrażenie, że zaraz połamie jej żebra.
- Zatrzymaj się!- wołała, bijąc go w pierś.
- A jeśli tego nie zrobię?- zapytał ironicznie.
Jej milczenie najwyraźniej go usatysfakcjonowało, bo znów się odwrócił i przestał zwracać na nią uwagę. Po kilku sekundach poczuł jednak, jak ponownie wbija paznokcie w jego ramię.
- Co jest?
- Zatrzymaj się- powtórzyła.
- Już mówiłem...
- Proszę- dodała cicho.- Proszę.
Coś w jej głosie sprawiło, że postanowił jednak wylądować. Schodził coraz niżej, aż w końcu zleciał poniżej chmur i dziewczyna mogła zobaczyć miasto za nimi i góry, w których kierunku zmierzali. Piękne, wysokie szczyty, granatowe skały i mocno zielone drzewa sprawiły, że trochę się uspokoiła. Rozglądała się wokoło z zaciekawieniem, a blondyn co jakiś czas zerkał na nią i uśmiechał się pod nosem. Kiedy jednak pytała o co chodzi, przybierał poważną minę i mówił, że to po prostu śmieszne, że tak bardzo zachwyca ją ten widok. Piszczała za każdym razem, kiedy zataczał koło, robił salta i inne niebezpieczne akrobacje. Skrzydła łomotały przy jego plecach, a dziewczynie przypominało to szum wiatru w czasie burzy. Kochała siedzieć na parapecie w deszczowy wieczór i patrzeć w niebo, które wydawało jej się wtedy takie groźne i tajemnicze, a ona miała ochotę odkryć wszystkie jego sekrety, zbadać chmury i sprawdzić, co kryje się daleko w górze. Zawsze włączała muzykę i wsłuchiwała się w delikatne dźwięki płynące z głośników. Zamknięta w domu, oddzielona od szalejących błyskawic, czuła się bezpiecznie obserwując to wszystko przez szybę chroniącą ją przed zimnem i deszczem. Nigdy nie rozumiała za to ludzi, którzy bali się takiej pogody. Było dla niej dziwne, jak można się bać czegoś co jest tak bliskie, tak naturalne i jednocześnie tak niebezpieczne i fascynujące, że ma się ochotę zobaczyć wszystko, co skrywa.
Z zamyślenia wyrwało ją mocne szarpnięcie, które spowodował chłopak, obniżając lot. Popatrzyła na niego ze zdziwieniem, ale się nie odezwała, bojąc się, że mógłby zmienić zdanie i jednak polecieć dalej. Odwróciła się by spojrzeć za siebie. Miasto było coraz dalej, a wtedy widziała już zaledwie kilka domów na jego obrzeżach. Nie miała pojęcia dokąd ją zabiera, ale nie bardzo ją to martwiło- wciąż jeszcze zastanawiała się, czy to aby na pewno nie sen. Widząc jaki jest skupiony aż bała się oddychać, żeby mu nie przeszkodzić. Poprzestała na wpatrywaniu się w wyraźnie zarysowane pod jego skórą, twarde mięśnie, widoczne nawet pod białą jak śnieg koszulką. Kiedy tak wodziła wzrokiem po piersi chłopaka, na skraju ubrania dostrzegła jasną plamę na skórze. Próbowała dojrzeć coś więcej, on jednak niestety skręcił i miejsce to zostało zakryte przez materiał. Nagle znalazła się zupełnie pod nim a w dole widziała puste powietrze i ziemię, mimo wszystko wciąż daleko od niej. Nie miała lęku wysokości, po prostu dziwnie się czuła wiedząc, że wisi w powietrzu a to, czy spadnie, nie zależy od niej, tylko od kogoś, kogo w ogóle nie zna. Na samą myśl o tym, jak niewiele tak naprawdę dzieli ją od upadku, zadrżała. Musiał to poczuć, bo przycisnął ją do siebie mocniej i ostrożnie przeniósł na nią wzrok.
- Zimno ci?- zapytał, przekrzykując szum wiatru wokół nich.
Pokręciła głową i mocno oplotła rękami jego szyję. Zacisnęła dłonie na karku chłopaka i oparła czoło na twardym ramieniu blondyna.
- Więc o co chodzi?
- O nic- odpowiedziała.- To wszystko jest dla mnie po prostu zbyt dziwaczne i nieoczekiwane.
Uśmiechnął się szeroko słysząc jej słowa i zaczął coraz szybciej lecieć w stronę ziemi.
- Już nie mówisz o tym jak o śnie- zauważył.- Wierzysz, że to dzieje się na prawdę?
Przez chwilę się zastanowiła, po czym spojrzała na niego uśmiechając się przy tym tajemniczo.
- Nie wiem, chyba będziesz mnie musiał jakoś przekonać.
Jego pierś znów zaczęła drżeć, a po kilku sekundach wybuchnął głośnym śmiechem, kierując twarz w stronę nieba. Popatrzył na nią, a w jego oczach dostrzegła migające wciąż iskierki rozbawienia.
- Doprawdy? A jak miałbym to zrobić?
Kąciki jej ust uniosły się w górę, ukazując białe zęby.
- Wymyśl coś oryginalnego.
- W porządku, coś oryginalnego. Jak to?- zapytał, zatrzymując skrzydła i sprawiając, że zaczęli spadać. Dziewczynie zaczęło kręcić się w głowie. Mocno zacisnęła dłonie i chwyciła się jego kurtki.
- Przestań!- krzyczała, a kiedy znów wzbił się wysoko w górę, pociągnęła go za włosy.
- Heeej!- zawołał, bardziej z zaskoczenia niż z bólu.
- Miałeś się zatrzymać.
Bez słowa skierował się w stronę najbliższej góry. Obserwowała jak powoli obniża lot i zbliża się do wyraźnie widocznej skały. Kiedy znaleźli się już na jej wysokości- przyspieszył. Wiatr rozwiewał ich włosy i uderzał w twarze. W końcu podlecieli do skał, a chłopak wyprostował się, odchylił w tył i przygotował się do zetknięcia z ziemią. Próbował wylądować delikatnie, jednak kiedy jego buty dotknęły kamienia jeden z nich zaczepił się o jakąś samotnie rosnącą roślinę. Z Marisą na rękach przewrócił się i żeby nie upaść na nią wypuścił ją z uścisku i pchnął jak najdalej od siebie. Przeturlał się kilka metrów w stronę lasu i zatrzymał się na drzewie. Boleśnie uderzył głową o pień po czym usiadł, opierając ją o niego. Kiedy uspokoił oddech zaczął rozglądać się w poszukiwaniu dziewczyny. Nigdzie nie mógł jej dostrzec. W jednaj chwili siedział ledwie żywy, a w drugiej stał już na sztywnych nogach i czujnie obserwował szczyt. Nagle usłyszał uderzenie, a po kilku sekundach na brzegu skały pojawiła się ciemna od brudu dłoń, a w niej strzępy czerwonego materiału. Przez moment nie był pewien, czy oczy go nie mylą, ale wtedy zza brzegu urwiska wyłoniła się czarna głowa dziewczyny i wielkie, fiołkowe oczy, w których dostrzegł pełne skupienie. Szybko do niej podbiegł i podał jej rękę. Pomógł jej wspiąć się na szczyt i szarpnął z całej siły. Oparła stopę o jeden z kamieni i chwyciła się koszuli blondyna, który mocno ją do siebie przyciągnął i chwycił za ramiona. Spojrzała na niego z zaskoczeniem, zastanawiając się co się właśnie stało. Nie miała na to jednak wiele czasu, gdyż chłopak niemal od razu ją odepchnął i wylądowała- tym razem- na twardej ziemi.
- Ej!- krzyknęła zdziwiona.- Masz jakiś problem?!
- A żebyś wiedziała, że mam! Ciągle muszę cię ratować! Wciąż coś ci się dzieje, tylko mnie opóźniasz i sprawiasz same problemy!
Wstała i popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Na prawdę?- zapytała z ironią.- A przypomnieć ci może, że to ty mnie tu zabrałeś?
- Wolałabyś umrzeć?
- Oczywiście, że nie. Ja tylko mówię, że wcale nie musiałeś tego robić.
- Nie planowałem cię złapać! Po prostu przelatywałem a ty wpadłaś prosto w moje ręce!
- Więc po co mnie tu przywlokłeś?! Trzeba było odstawić mnie do domu!
- Może powinienem tak zrobić!
- Jeszcze masz szansę, więc proszę! Weź mnie do domu!
W ciągu tych krzyków coraz bardziej się do siebie zbliżali, aż w końcu dzieliła ich jedynie długość ręki. Dziewczyna zrobiła krok do przodu i podniosła dłoń.
- Nie mogę- wychrypiał po chwili milczenia.- Nie mog- nie dokończył, gdyż poczuł na policzku mocne uderzenie.- Ej! Za co to było?
- Jak to nie możesz?- zapytała już spokojniej. Najwyraźniej złość trochę jej minęła, kiedy go spoliczkowała.
- Nie mogę, muszę cię zabrać do siebie.
- Posłuchaj mnie uważnie- zaczęła.- Nie pójdę do domu kogoś, kogo w ogóle nie znam.
- O czym ty mówisz? Jakiego domu?
- Nie wiem nawet jak masz na imię!
- To nie twoja sprawa- mruknął.
- Więc nigdzie nie idę!
Odwrócił się gwałtownie w jej stronę i obrzucił ją gniewnym spojrzeniem. Obejrzał ją od stóp po głowę i spojrzał w jej oczy, po czym spuścił wzrok.
- Jason...
- Co takiego?
- Mam na imię Jason.
Po jego słowach zapadła niezręczna cisza. Dziewczyna zaczęła rozgrzebywać butem piasek, a on obserwował jej wolne, delikatne ruchy.
- Dobrze- odezwał się w końcu.- Więc znasz już moje imię. Teraz chodź, lecimy.
- Gdzie?- zapytała zdezorientowana i nieco zdenerwowana.
- Daleko w górę- odpowiedział z szerokim uśmiechem.
- Ale...
- Żadnych „ale”- nie dał jej dokończyć.- Idziesz ze mną.
- Och, w porządku, niech ci będzie. Pod warunkiem, że powiesz mi dokąd.
- Do nieba- odparł i mrugnął do niej.
- Mhm, jasne...- mruknęła, zaraz jednak podeszła do niego i głęboko odetchnęła.- To lecimy?
- Ha! Już się nie boisz?
- Ja się nie bałam- oznajmiła spokojnie.- To ty tak nie denerwujesz.
- Moja uroda faktycznie może onieśmielać.
- Wmawiaj to sobie dalej- prychnęła i uśmiechnęła się drwiąco.- Może dzięki temu poczujesz się lepiej.
Nie wiedząc co powiedzieć, chłopak stał i wpatrywał się w pustą przestrzeń przed sobą. Dopiero kiedy go zawołała, odwrócił się w jej stronę.
- To co? Zbieramy się?
- Może jednak cię odstawię...
- Przecież nie możesz- przypomniała.- Sam tak powiedziałeś.
- No tak... W takim wypadku chodź tu- machnął zachęcająco ręką.
Podeszła do niego a on chwycił ją za ramię i pociągnął w stronę najbardziej stromej części góry. Rozluźnił chwyt i odwrócił ją przodem do siebie, po czym popchnął z całej siły, wrzucając ją w przepaść.
- Heeej!- krzyknęła, ale on już skoczył za nią.
Szybko zatoczył koło i podleciał by ją złapać. Kiedy już trzymał ją na rękach, zaczęła uderzać w jego pierś i ramiona.
- Ty idioto! Mogłeś mnie zabić!- krzyczała.- Mogłam tam zginąć!
- A ja mogłem nagle stracić skrzydło i spaść razem z tobą- stwierdził, przedrzeźniając ton jej głosu.- Ale nic takiego się nie wydarzyło.
- Chcesz stracić skrzydło? Mogę ci w tym pomóc!- wrzasnęła sięgając do jego pleców. On natomiast zaczął się wykręcać i kopać we wszystkie strony. Szarpali się tak przez dobre kilka minut, aż w końcu zaczęli powoli opadać w dół. Dziewczyna znieruchomiała, a on próbował utrzymać się w powietrzu- na próżno.
- I co?! Zadowolona?! Teraz spadniemy!
Spojrzała na niego z przerażeniem i wtuliła się w jego ramię.
- Przepraszam- szeptała.- Przepraszam. Proszę, na pewno możesz coś zrobić. Przepraszam, nie chciałam. Przepraszam, Tak bardzo mi przykro...- urwała, czując jak jego pierś znów drży. Odsunęła się od niego gwałtownie i popatrzyła mu w oczy... A on najzwyczajniej w świecie się śmiał!
- Co cię tak bawi?
- Żartowałem.
- Co? No nie!- mówiąc to uderzyła go w głowę.- Daj spokój! Przestań!- krzyknęła, kiedy wybuchnął jeszcze większym śmiechem.
- Dałaś się nabrać! Ja nigdy nie spadam, nie ma takiej możliwości!- oznajmił z szerokim uśmiechem.- Jestem na to za dobry.
- Jasne- mruknęła z irytacją.- A na co nie jesteś za dobry? Na rzucanie kobietami o ziemię?
- Nie przesadzaj, nie jesteś nawet kobietą.
- Więc muszę mieć czterdziestkę, żebyś zaczął mnie traktować jakbym nią była?
- Skąd, wystarczy trzydziestka- odparł, uśmiechając się krzywo. Widząc jego minę wybuchnęła śmiechem i mało brakowało, a znów by spadła.
- Więc dokąd w końcu lecimy?
- Nie zgadniesz.
- Wcale nie będę próbować. Więc?- ponagliła go.
Spojrzał na nią przelotnie i wywrócił oczami.
- Do nieba- odparł, uśmiechając się pod nosem.- Spodoba ci się tam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję ci, jeśli dotrwałeś/aś do końca :) Zastanawiałam się na początku, czy nie podzielić tego na dwie części, ale w końcu stwierdziłam, że, pomijając to, że byłyby chyba za krótkie, nie mam zielonego pojęcia w którym miejscu mogłabym to rozdzielić, więc zostało całe ;) Mam nadzieję, że zostawicie po sobie ślad i wyrazicie swoje opinie. Nie proszę o kilkanaście komentarzy, ale każdy, kto to przeczyta, mógłby coś napisać, nawet anonimowo, gdyż pozostawiłam Wam taką opcję ;) Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam ;3
Ocknęła się dopiero, gdy poczuła, że w coś uderzyła. Otworzyła oczy i spojrzała w dół, nie dostrzegła jednak zbliżającej się ulicy. Wciąż trzymała się w powietrzu, na tej samej wysokości. Przed sobą zobaczyła swoje nogi, a kiedy podniosła wzrok, napotkała ogromne, szare oczy spoglądające na nią z zaciekawieniem. Szybko przeniosła spojrzenie na jasne, kręcone włosy opadające na jej dłoń i z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że już je widziała. Poznawała tego chłopaka.
- Hej, ja cię znam- wychrypiała.
- Och, doprawdy?- zapytał z udawanym zdziwieniem.- A ja Ciebie nie.
- Czyżby? Myślę, że jednak tak.
Przyjrzał jej się uważnie i popatrzył przed siebie. Odruchowo spoglądnęła w tą samą stronę i zaniemówiła. Nie widziała prawie nic- lecieli w chmurach. No właśnie, lecieli. I właśnie to tak zdziwiło dziewczynę.
- Co się stało? Jesteś jakaś blada- odezwał się.- I mokra.
Z trudem skupiła się na jego twarzy i głęboko odetchnęła.
- No co ty nie powiesz?- zapytała z irytacją.- Nie zauważyłam. I nie, nic się nie stało. Ale mam pytanie- zawahała się, ale widząc jego spojrzenie, dające do zrozumienia, że ma mówić dalej, zaczerpnęła powietrza.- Czy to sen?
Ku jej irytacji, roześmiał się głośno i mało brakowało, a by ją upuścił.
- Ej!- krzyknęła.- Uważaj!- on jednak zupełnie ją zignorował.
- Sen?- parsknął.- Myślisz, że to sen?
- No tak. Przecież ty lat...- zamilkła, kiedy dostrzegła co miał na plecach. Skrzydła! Najprawdziwsze, białe skrzydła! Dostrzegłszy, na co patrzy, przyspieszył. Przerażona złapała się jego skórzanej kurtki i kurczowo się jej trzymała. Popatrzył na nią z uśmiechem i poszybował w górę, przecinając chmury.
- Uważaj, podrzesz ją- krzyknął, poczuwszy jej ostre paznokcie.- To moja ulubiona.
- Wiesz, tak się składa, że ja lubię swoje życie, a ty zaraz mnie upuścisz!- zdenerwowała się.- Przed chwilą prawie spadłam, a ty martwisz się o jakąś tam kurtkę! Nie do wiary, to jakiś koszmar, a nie sen!
- Nadal myślisz, że śnisz?- zapytał zirytowany.- Już ci mówiłem...
- Co?!- wybuchnęła.- Co mi mówiłeś?! Niby jak inaczej wyjaśnić, że latasz? To jest...- urwała, nie mogąc znaleźć słowa.- To jest...
- Boskie?- podsunął.- Niesamowite?
- Nienaturalne!- wykrzyczała triumfalnie.- Nienaturalne! O to mi chodziło!
Zaraz jednak poczuła jak jego pierś drży, więc bała się, że coś się stało, ale po chwili wybuchnął głośnym śmiechem, przez co musiał przycisnąć ją mocniej do siebie, żeby nie wypadła.
- No co?- zapytała zdezorientowana, sprawiając, że chwycił ją z jeszcze większą siłą.- Dlaczego się śmiejesz?
- Jesteś zabawna, więc się śmieję- odparł, kiedy zdołał się opanować.
- A co dokładniej tak cię we mnie bawi?
- Ależ nic- odpowiedział.- Zupełnie nic.
Przez chwilę lecieli w milczeniu, aż w końcu dziewczyna poczuła jego mocno napięte mięśnie i zaczerwienione policzki. Pomyślała, że przecież jest ciężka, a on trzyma ją już od pewnego czasu. Musiał się zmęczyć, poza tym to robiło się dla niej dziwne. Jakiś obcy chłopak trzymał ją na rękach, a ona wcale się nie bała, że zaciągnie ją do jakiejś górskiej jaskini i zwiąże. Pomyślawszy o wiązaniu, od razu przypomniała sobie swój ostatni sen. Wspomnienia zalały jej umysł, a ona nie mogła się wydostać. Oplotły jej myśli delikatnie, lecz bezlitośnie, niczym cienka pajęczyna. Ciemność, rogi, więzy, pióra, puste oczy, skrzydła...
- Skrzydła...- wyszeptała.
- Co takiego?- najwidoczniej jednak coś usłyszał.- Możesz powtórzyć?
- Nie, to nic- stwierdziła szybko.
Popatrzył na nią nieufnie po czym znów odwrócił wzrok. Niepewnie na niego spojrzała i zaczęła się zastanawiać, czy nie powinien jednak na chwilę stanąć.
- Może się zatrzymasz?
- Po co?- zapytał, nie zaszczycając jej spojrzeniem.
- Wydajesz się... zmęczony.
Po tych słowach zwrócił się w jej stronę i poczerwieniał jeszcze bardziej.
- Nie potrzebuję odpoczynku.
- Ale może...
- Nie!- krzyknął.- Nie potrzebuję się zatrzymywać!
- Właśnie, że potrzebujesz! Jesteś zmęczony, a ja jestem ciężka! Albo mnie upuścisz, albo oboje spadniemy, więc masz w tej chwili wylądować!
Zamrugał, zaskoczony jej nagłym wybuchem. Przyjrzał się jej uważnie, a w jego oczach było coś, co sprawiło, że jeszcze bardziej się zdenerwowała.
- Stój!- uderzyła go w ramię.- Słyszysz?!
On jednak nic sobie z tego nie robił, a jedynie mocniej ją ścisnął. Przez chwilę zabrakło jej tchu i miała wrażenie, że zaraz połamie jej żebra.
- Zatrzymaj się!- wołała, bijąc go w pierś.
- A jeśli tego nie zrobię?- zapytał ironicznie.
Jej milczenie najwyraźniej go usatysfakcjonowało, bo znów się odwrócił i przestał zwracać na nią uwagę. Po kilku sekundach poczuł jednak, jak ponownie wbija paznokcie w jego ramię.
- Co jest?
- Zatrzymaj się- powtórzyła.
- Już mówiłem...
- Proszę- dodała cicho.- Proszę.
Coś w jej głosie sprawiło, że postanowił jednak wylądować. Schodził coraz niżej, aż w końcu zleciał poniżej chmur i dziewczyna mogła zobaczyć miasto za nimi i góry, w których kierunku zmierzali. Piękne, wysokie szczyty, granatowe skały i mocno zielone drzewa sprawiły, że trochę się uspokoiła. Rozglądała się wokoło z zaciekawieniem, a blondyn co jakiś czas zerkał na nią i uśmiechał się pod nosem. Kiedy jednak pytała o co chodzi, przybierał poważną minę i mówił, że to po prostu śmieszne, że tak bardzo zachwyca ją ten widok. Piszczała za każdym razem, kiedy zataczał koło, robił salta i inne niebezpieczne akrobacje. Skrzydła łomotały przy jego plecach, a dziewczynie przypominało to szum wiatru w czasie burzy. Kochała siedzieć na parapecie w deszczowy wieczór i patrzeć w niebo, które wydawało jej się wtedy takie groźne i tajemnicze, a ona miała ochotę odkryć wszystkie jego sekrety, zbadać chmury i sprawdzić, co kryje się daleko w górze. Zawsze włączała muzykę i wsłuchiwała się w delikatne dźwięki płynące z głośników. Zamknięta w domu, oddzielona od szalejących błyskawic, czuła się bezpiecznie obserwując to wszystko przez szybę chroniącą ją przed zimnem i deszczem. Nigdy nie rozumiała za to ludzi, którzy bali się takiej pogody. Było dla niej dziwne, jak można się bać czegoś co jest tak bliskie, tak naturalne i jednocześnie tak niebezpieczne i fascynujące, że ma się ochotę zobaczyć wszystko, co skrywa.
Z zamyślenia wyrwało ją mocne szarpnięcie, które spowodował chłopak, obniżając lot. Popatrzyła na niego ze zdziwieniem, ale się nie odezwała, bojąc się, że mógłby zmienić zdanie i jednak polecieć dalej. Odwróciła się by spojrzeć za siebie. Miasto było coraz dalej, a wtedy widziała już zaledwie kilka domów na jego obrzeżach. Nie miała pojęcia dokąd ją zabiera, ale nie bardzo ją to martwiło- wciąż jeszcze zastanawiała się, czy to aby na pewno nie sen. Widząc jaki jest skupiony aż bała się oddychać, żeby mu nie przeszkodzić. Poprzestała na wpatrywaniu się w wyraźnie zarysowane pod jego skórą, twarde mięśnie, widoczne nawet pod białą jak śnieg koszulką. Kiedy tak wodziła wzrokiem po piersi chłopaka, na skraju ubrania dostrzegła jasną plamę na skórze. Próbowała dojrzeć coś więcej, on jednak niestety skręcił i miejsce to zostało zakryte przez materiał. Nagle znalazła się zupełnie pod nim a w dole widziała puste powietrze i ziemię, mimo wszystko wciąż daleko od niej. Nie miała lęku wysokości, po prostu dziwnie się czuła wiedząc, że wisi w powietrzu a to, czy spadnie, nie zależy od niej, tylko od kogoś, kogo w ogóle nie zna. Na samą myśl o tym, jak niewiele tak naprawdę dzieli ją od upadku, zadrżała. Musiał to poczuć, bo przycisnął ją do siebie mocniej i ostrożnie przeniósł na nią wzrok.
- Zimno ci?- zapytał, przekrzykując szum wiatru wokół nich.
Pokręciła głową i mocno oplotła rękami jego szyję. Zacisnęła dłonie na karku chłopaka i oparła czoło na twardym ramieniu blondyna.
- Więc o co chodzi?
- O nic- odpowiedziała.- To wszystko jest dla mnie po prostu zbyt dziwaczne i nieoczekiwane.
Uśmiechnął się szeroko słysząc jej słowa i zaczął coraz szybciej lecieć w stronę ziemi.
- Już nie mówisz o tym jak o śnie- zauważył.- Wierzysz, że to dzieje się na prawdę?
Przez chwilę się zastanowiła, po czym spojrzała na niego uśmiechając się przy tym tajemniczo.
- Nie wiem, chyba będziesz mnie musiał jakoś przekonać.
Jego pierś znów zaczęła drżeć, a po kilku sekundach wybuchnął głośnym śmiechem, kierując twarz w stronę nieba. Popatrzył na nią, a w jego oczach dostrzegła migające wciąż iskierki rozbawienia.
- Doprawdy? A jak miałbym to zrobić?
Kąciki jej ust uniosły się w górę, ukazując białe zęby.
- Wymyśl coś oryginalnego.
- W porządku, coś oryginalnego. Jak to?- zapytał, zatrzymując skrzydła i sprawiając, że zaczęli spadać. Dziewczynie zaczęło kręcić się w głowie. Mocno zacisnęła dłonie i chwyciła się jego kurtki.
- Przestań!- krzyczała, a kiedy znów wzbił się wysoko w górę, pociągnęła go za włosy.
- Heeej!- zawołał, bardziej z zaskoczenia niż z bólu.
- Miałeś się zatrzymać.
Bez słowa skierował się w stronę najbliższej góry. Obserwowała jak powoli obniża lot i zbliża się do wyraźnie widocznej skały. Kiedy znaleźli się już na jej wysokości- przyspieszył. Wiatr rozwiewał ich włosy i uderzał w twarze. W końcu podlecieli do skał, a chłopak wyprostował się, odchylił w tył i przygotował się do zetknięcia z ziemią. Próbował wylądować delikatnie, jednak kiedy jego buty dotknęły kamienia jeden z nich zaczepił się o jakąś samotnie rosnącą roślinę. Z Marisą na rękach przewrócił się i żeby nie upaść na nią wypuścił ją z uścisku i pchnął jak najdalej od siebie. Przeturlał się kilka metrów w stronę lasu i zatrzymał się na drzewie. Boleśnie uderzył głową o pień po czym usiadł, opierając ją o niego. Kiedy uspokoił oddech zaczął rozglądać się w poszukiwaniu dziewczyny. Nigdzie nie mógł jej dostrzec. W jednaj chwili siedział ledwie żywy, a w drugiej stał już na sztywnych nogach i czujnie obserwował szczyt. Nagle usłyszał uderzenie, a po kilku sekundach na brzegu skały pojawiła się ciemna od brudu dłoń, a w niej strzępy czerwonego materiału. Przez moment nie był pewien, czy oczy go nie mylą, ale wtedy zza brzegu urwiska wyłoniła się czarna głowa dziewczyny i wielkie, fiołkowe oczy, w których dostrzegł pełne skupienie. Szybko do niej podbiegł i podał jej rękę. Pomógł jej wspiąć się na szczyt i szarpnął z całej siły. Oparła stopę o jeden z kamieni i chwyciła się koszuli blondyna, który mocno ją do siebie przyciągnął i chwycił za ramiona. Spojrzała na niego z zaskoczeniem, zastanawiając się co się właśnie stało. Nie miała na to jednak wiele czasu, gdyż chłopak niemal od razu ją odepchnął i wylądowała- tym razem- na twardej ziemi.
- Ej!- krzyknęła zdziwiona.- Masz jakiś problem?!
- A żebyś wiedziała, że mam! Ciągle muszę cię ratować! Wciąż coś ci się dzieje, tylko mnie opóźniasz i sprawiasz same problemy!
Wstała i popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Na prawdę?- zapytała z ironią.- A przypomnieć ci może, że to ty mnie tu zabrałeś?
- Wolałabyś umrzeć?
- Oczywiście, że nie. Ja tylko mówię, że wcale nie musiałeś tego robić.
- Nie planowałem cię złapać! Po prostu przelatywałem a ty wpadłaś prosto w moje ręce!
- Więc po co mnie tu przywlokłeś?! Trzeba było odstawić mnie do domu!
- Może powinienem tak zrobić!
- Jeszcze masz szansę, więc proszę! Weź mnie do domu!
W ciągu tych krzyków coraz bardziej się do siebie zbliżali, aż w końcu dzieliła ich jedynie długość ręki. Dziewczyna zrobiła krok do przodu i podniosła dłoń.
- Nie mogę- wychrypiał po chwili milczenia.- Nie mog- nie dokończył, gdyż poczuł na policzku mocne uderzenie.- Ej! Za co to było?
- Jak to nie możesz?- zapytała już spokojniej. Najwyraźniej złość trochę jej minęła, kiedy go spoliczkowała.
- Nie mogę, muszę cię zabrać do siebie.
- Posłuchaj mnie uważnie- zaczęła.- Nie pójdę do domu kogoś, kogo w ogóle nie znam.
- O czym ty mówisz? Jakiego domu?
- Nie wiem nawet jak masz na imię!
- To nie twoja sprawa- mruknął.
- Więc nigdzie nie idę!
Odwrócił się gwałtownie w jej stronę i obrzucił ją gniewnym spojrzeniem. Obejrzał ją od stóp po głowę i spojrzał w jej oczy, po czym spuścił wzrok.
- Jason...
- Co takiego?
- Mam na imię Jason.
Po jego słowach zapadła niezręczna cisza. Dziewczyna zaczęła rozgrzebywać butem piasek, a on obserwował jej wolne, delikatne ruchy.
- Dobrze- odezwał się w końcu.- Więc znasz już moje imię. Teraz chodź, lecimy.
- Gdzie?- zapytała zdezorientowana i nieco zdenerwowana.
- Daleko w górę- odpowiedział z szerokim uśmiechem.
- Ale...
- Żadnych „ale”- nie dał jej dokończyć.- Idziesz ze mną.
- Och, w porządku, niech ci będzie. Pod warunkiem, że powiesz mi dokąd.
- Do nieba- odparł i mrugnął do niej.
- Mhm, jasne...- mruknęła, zaraz jednak podeszła do niego i głęboko odetchnęła.- To lecimy?
- Ha! Już się nie boisz?
- Ja się nie bałam- oznajmiła spokojnie.- To ty tak nie denerwujesz.
- Moja uroda faktycznie może onieśmielać.
- Wmawiaj to sobie dalej- prychnęła i uśmiechnęła się drwiąco.- Może dzięki temu poczujesz się lepiej.
Nie wiedząc co powiedzieć, chłopak stał i wpatrywał się w pustą przestrzeń przed sobą. Dopiero kiedy go zawołała, odwrócił się w jej stronę.
- To co? Zbieramy się?
- Może jednak cię odstawię...
- Przecież nie możesz- przypomniała.- Sam tak powiedziałeś.
- No tak... W takim wypadku chodź tu- machnął zachęcająco ręką.
Podeszła do niego a on chwycił ją za ramię i pociągnął w stronę najbardziej stromej części góry. Rozluźnił chwyt i odwrócił ją przodem do siebie, po czym popchnął z całej siły, wrzucając ją w przepaść.
- Heeej!- krzyknęła, ale on już skoczył za nią.
Szybko zatoczył koło i podleciał by ją złapać. Kiedy już trzymał ją na rękach, zaczęła uderzać w jego pierś i ramiona.
- Ty idioto! Mogłeś mnie zabić!- krzyczała.- Mogłam tam zginąć!
- A ja mogłem nagle stracić skrzydło i spaść razem z tobą- stwierdził, przedrzeźniając ton jej głosu.- Ale nic takiego się nie wydarzyło.
- Chcesz stracić skrzydło? Mogę ci w tym pomóc!- wrzasnęła sięgając do jego pleców. On natomiast zaczął się wykręcać i kopać we wszystkie strony. Szarpali się tak przez dobre kilka minut, aż w końcu zaczęli powoli opadać w dół. Dziewczyna znieruchomiała, a on próbował utrzymać się w powietrzu- na próżno.
- I co?! Zadowolona?! Teraz spadniemy!
Spojrzała na niego z przerażeniem i wtuliła się w jego ramię.
- Przepraszam- szeptała.- Przepraszam. Proszę, na pewno możesz coś zrobić. Przepraszam, nie chciałam. Przepraszam, Tak bardzo mi przykro...- urwała, czując jak jego pierś znów drży. Odsunęła się od niego gwałtownie i popatrzyła mu w oczy... A on najzwyczajniej w świecie się śmiał!
- Co cię tak bawi?
- Żartowałem.
- Co? No nie!- mówiąc to uderzyła go w głowę.- Daj spokój! Przestań!- krzyknęła, kiedy wybuchnął jeszcze większym śmiechem.
- Dałaś się nabrać! Ja nigdy nie spadam, nie ma takiej możliwości!- oznajmił z szerokim uśmiechem.- Jestem na to za dobry.
- Jasne- mruknęła z irytacją.- A na co nie jesteś za dobry? Na rzucanie kobietami o ziemię?
- Nie przesadzaj, nie jesteś nawet kobietą.
- Więc muszę mieć czterdziestkę, żebyś zaczął mnie traktować jakbym nią była?
- Skąd, wystarczy trzydziestka- odparł, uśmiechając się krzywo. Widząc jego minę wybuchnęła śmiechem i mało brakowało, a znów by spadła.
- Więc dokąd w końcu lecimy?
- Nie zgadniesz.
- Wcale nie będę próbować. Więc?- ponagliła go.
Spojrzał na nią przelotnie i wywrócił oczami.
- Do nieba- odparł, uśmiechając się pod nosem.- Spodoba ci się tam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję ci, jeśli dotrwałeś/aś do końca :) Zastanawiałam się na początku, czy nie podzielić tego na dwie części, ale w końcu stwierdziłam, że, pomijając to, że byłyby chyba za krótkie, nie mam zielonego pojęcia w którym miejscu mogłabym to rozdzielić, więc zostało całe ;) Mam nadzieję, że zostawicie po sobie ślad i wyrazicie swoje opinie. Nie proszę o kilkanaście komentarzy, ale każdy, kto to przeczyta, mógłby coś napisać, nawet anonimowo, gdyż pozostawiłam Wam taką opcję ;) Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam ;3
niedziela, 31 marca 2013
Część 8.
Ostatnie schody.
Zostały już tylko ostatnie schody. Jeszcze kilka- powtarzała
w myślach.- 7...4...2...1...
Oparła się o ścianę, zdyszana po długiej wspinaczce na 30. piętro. Nie mogła narzekać, w końcu sama wybrała schody zamiast windy. Słysząc za sobą kroki odwróciła się gwałtownie, od razu jednak tego pożałowała. Cały świat zawirował, a sylwetka przyjaciela rozmyła się w jej oczach. Zatoczyła się lekko, nie mogąc dosięgnąć ściany. Niestety, kiedy w końcu jej się udało, było już za późno. Upadła z hukiem na marmurową podłogę, boleśnie uderzając głową o ścianę. Kiedy wszystko się uspokoiło, podniosła wzrok i dostrzegła przed sobą Chrisa, który- co dziwne- w ogóle nie pokazywał po sobie zmęczenia. Szedł lekko, oddychał równo i miarowo, poruszał się delikatnie. Nawet na moment nie podtrzymał się poręczy. Dziwne- pomyślała.- Zawsze to on był bardziej wykończony, a ja całkiem nieźle dawałam sobie radę. Tym razem jednak było inaczej, a dziewczyna czuła się nieco zakłopotana tym, że ledwo łapie powietrze.
- Wszystko w porządku?- zapytał, jednak nie potrafiła znaleźć w jego głosie ani cienia troski czy choćby zainteresowania. Był zbyt spokojny, jakby ktoś wniósł go po tych schodach. Zamiast odpowiedzieć przyjacielowi, postanowiła zignorować wyczerpanie. Odepchnęła się rękami od podłogi, szybko wstała i pomaszerowała w stronę wejścia na dach.
- Na pewno chcesz tam iść?- kontynuował niezrażony.- Czeka cię kolejna wspinaczka- ostrzegł.
- To nic, może zrzucę parę kilogramów- zaśmiała się, jednak on wyglądał, jakby nie zrozumiał, co do niego powiedziała. Zachowywał się naprawdę podejrzanie, nawet Marisa to dostrzegała.
Oparła się o ścianę, zdyszana po długiej wspinaczce na 30. piętro. Nie mogła narzekać, w końcu sama wybrała schody zamiast windy. Słysząc za sobą kroki odwróciła się gwałtownie, od razu jednak tego pożałowała. Cały świat zawirował, a sylwetka przyjaciela rozmyła się w jej oczach. Zatoczyła się lekko, nie mogąc dosięgnąć ściany. Niestety, kiedy w końcu jej się udało, było już za późno. Upadła z hukiem na marmurową podłogę, boleśnie uderzając głową o ścianę. Kiedy wszystko się uspokoiło, podniosła wzrok i dostrzegła przed sobą Chrisa, który- co dziwne- w ogóle nie pokazywał po sobie zmęczenia. Szedł lekko, oddychał równo i miarowo, poruszał się delikatnie. Nawet na moment nie podtrzymał się poręczy. Dziwne- pomyślała.- Zawsze to on był bardziej wykończony, a ja całkiem nieźle dawałam sobie radę. Tym razem jednak było inaczej, a dziewczyna czuła się nieco zakłopotana tym, że ledwo łapie powietrze.
- Wszystko w porządku?- zapytał, jednak nie potrafiła znaleźć w jego głosie ani cienia troski czy choćby zainteresowania. Był zbyt spokojny, jakby ktoś wniósł go po tych schodach. Zamiast odpowiedzieć przyjacielowi, postanowiła zignorować wyczerpanie. Odepchnęła się rękami od podłogi, szybko wstała i pomaszerowała w stronę wejścia na dach.
- Na pewno chcesz tam iść?- kontynuował niezrażony.- Czeka cię kolejna wspinaczka- ostrzegł.
- To nic, może zrzucę parę kilogramów- zaśmiała się, jednak on wyglądał, jakby nie zrozumiał, co do niego powiedziała. Zachowywał się naprawdę podejrzanie, nawet Marisa to dostrzegała.
Kolejne kroki
przychodziły jej z coraz większą trudnością, jakby z każdym
ruchem ktoś zabierał jej całą energię. Powieki opadały, nogi
uginały się pod ciężarem ciała... To musiało się stać. Noga
dziewczyny ześlizgnęła się i wpadła w przestrzeń pomiędzy
kolejnymi metalowymi stopniami. Wrzasnęła, jakby ktoś wrzucił ją
do wrzątku i pewnie spadłaby ze schodów, gdyby nie to, że jej
kostka utknęła, a ona sama chwyciła za metalową rurę, z której
trysnęła zimna woda, oblewając dziewczyną i jej przyjaciela.
Mogłaby się założyć, że przez ułamek sekundy widziała w jego
oczach wściekłość, która zniknęła stamtąd równie szybko, jak
się pojawiła. Chciała coś powiedzieć, jednak zamiast tego, gdy
otworzyła usta wydobył się z nich krótki, cichy jęk bólu.
Próbowała wyciągnąć nogę z potrzasku. Na próżno, utknęła i
nic nie mogła z tym zrobić.
- Chris, nie stój jak kołek! Pomóż mi!- spojrzała na niego z wyrzutem.
- Poradzisz sobie. Nie potrzebujesz mojej pomocy- stwierdził.
- Poradzę sobie?- powtórzyła.- Jakbyś nie zauważył, moja noga się tutaj zaklinowała!- wskazała w miejsce, gdzie kostka niknęła między metalem.- Co się z tobą dzieje? Zachowujesz się okropnie i dziwacznie!- wytknęła mu i szarpnęła się, dziwnym sposobem uwalniając stopę i sturlała się kilka metrów w dół. Podniosła głowę i ostrożnie wstała, obawiając się kolejnego zasłabnięcia, te jednak nie nastąpiły. Czuła się normalnie, cała siła wróciła do niej i wypełniła jej ciało. Rozejrzała się i popatrzyła w oczy chłopaka, próbując coś z nich odczytać. Kiedy tak mierzyli się wzrokiem, dziewczyna poczuła dziwny chłód. Zadrżała i szybko pobiegła na górę, starając się nie odwracać.
Weszła na dach, a widok jak zawsze zapierała jej dech w piersiach. Zbliżyła się do kamienia leżącego niedaleko brzegu i usiadła na nim, biorąc przy tym głęboki wdech. Westchnęła i odwróciła głowę, słysząc za sobą kroki. Nie miała ochoty z nim rozmawiać, był obcy, mimo że wyglądał tak samo jak zawsze.
- Boli?- zapytał jakby od niechcenia, patrząc przy tym w niebo.
- Wcale cię to nie obchodzi- stwierdziła z zaskakującą dla samej siebie obojętnością.
- Zapytałem przecież...
- Nie!- warknęła.- Nie wiem dlaczego mnie o to zapytałeś, ale widzę, że wcale nie interesuje cię co czuję ani co myślę! Szczerze mówiąc nie mam nawet ochoty z tobą rozmawiać...- wykrzyczała bezmyślnie. On tylko stał, nieco rozczarowany jej zachowaniem, wciąż jednak niewzruszony. Zerwał się mocny wiatr, rozwiewając jego brązowe włosy i strącając je do jego orzechowych oczu, w których zawsze znajdowała pocieszenie, radość i śmiech, które jednak wtedy wpatrywały się w skupieniu w horyzont. Spojrzała w tamtą stronę i zaniemówiła z wrażenia. Jeszcze nigdy nie widziała tak pięknego zachodu słońca! Złote promienie chowały się za budynkami, odbijały się od okien, przenikały przez szyby, byle tylko zostać dostrzeżone. Różowe chmury zbierały się, tworząc rozmaite wzory i kształty, a sama świecąca gwiazda wydawała się migać.
- Jak pięknie- wyszeptała dziewczyna.
- Prawda?- powiedział Chris zupełnie nieswoim głosem, na którego dźwięk od razu zesztywniała. Po chwili jednak wstała i podeszła do barierki na skraju dachu. Zatrzymała się i skupiła wzrok na pięknym tańcu barw na niebie.
- Nic nie rozumiesz? Na prawdę?- usłyszała za sobą znajomy głos.- Nie kłam, słońce- usłyszawszy ostatnie słowo odwróciła się z przerażeniem, zdając sobie sprawę z tego, do kogo należał. Ostatnim co ujrzała były puste, czarne oczy przepełnione nienawiścią i gniewem. Te same, które tak dobrze znała, których tak się bała... Z krzykiem na ustach cofnęła się gwałtownie i potknęła stając na sporym pęknięciu w betonie.
Nie zdążyła złapać się barierki.
Runęła trzydzieści pięter w dół.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No więc... nareszcie udało mi się coś wystukać :) Niedługie, ale
chciałam pokazać Wam, że nie zapomniałam o blogu i staram się pozbyć
braku weny. Mam cichą nadzieję, że się spodoba i będziecie ciekawi, co
dalej ;)- Chris, nie stój jak kołek! Pomóż mi!- spojrzała na niego z wyrzutem.
- Poradzisz sobie. Nie potrzebujesz mojej pomocy- stwierdził.
- Poradzę sobie?- powtórzyła.- Jakbyś nie zauważył, moja noga się tutaj zaklinowała!- wskazała w miejsce, gdzie kostka niknęła między metalem.- Co się z tobą dzieje? Zachowujesz się okropnie i dziwacznie!- wytknęła mu i szarpnęła się, dziwnym sposobem uwalniając stopę i sturlała się kilka metrów w dół. Podniosła głowę i ostrożnie wstała, obawiając się kolejnego zasłabnięcia, te jednak nie nastąpiły. Czuła się normalnie, cała siła wróciła do niej i wypełniła jej ciało. Rozejrzała się i popatrzyła w oczy chłopaka, próbując coś z nich odczytać. Kiedy tak mierzyli się wzrokiem, dziewczyna poczuła dziwny chłód. Zadrżała i szybko pobiegła na górę, starając się nie odwracać.
Weszła na dach, a widok jak zawsze zapierała jej dech w piersiach. Zbliżyła się do kamienia leżącego niedaleko brzegu i usiadła na nim, biorąc przy tym głęboki wdech. Westchnęła i odwróciła głowę, słysząc za sobą kroki. Nie miała ochoty z nim rozmawiać, był obcy, mimo że wyglądał tak samo jak zawsze.
- Boli?- zapytał jakby od niechcenia, patrząc przy tym w niebo.
- Wcale cię to nie obchodzi- stwierdziła z zaskakującą dla samej siebie obojętnością.
- Zapytałem przecież...
- Nie!- warknęła.- Nie wiem dlaczego mnie o to zapytałeś, ale widzę, że wcale nie interesuje cię co czuję ani co myślę! Szczerze mówiąc nie mam nawet ochoty z tobą rozmawiać...- wykrzyczała bezmyślnie. On tylko stał, nieco rozczarowany jej zachowaniem, wciąż jednak niewzruszony. Zerwał się mocny wiatr, rozwiewając jego brązowe włosy i strącając je do jego orzechowych oczu, w których zawsze znajdowała pocieszenie, radość i śmiech, które jednak wtedy wpatrywały się w skupieniu w horyzont. Spojrzała w tamtą stronę i zaniemówiła z wrażenia. Jeszcze nigdy nie widziała tak pięknego zachodu słońca! Złote promienie chowały się za budynkami, odbijały się od okien, przenikały przez szyby, byle tylko zostać dostrzeżone. Różowe chmury zbierały się, tworząc rozmaite wzory i kształty, a sama świecąca gwiazda wydawała się migać.
- Jak pięknie- wyszeptała dziewczyna.
- Prawda?- powiedział Chris zupełnie nieswoim głosem, na którego dźwięk od razu zesztywniała. Po chwili jednak wstała i podeszła do barierki na skraju dachu. Zatrzymała się i skupiła wzrok na pięknym tańcu barw na niebie.
- Nic nie rozumiesz? Na prawdę?- usłyszała za sobą znajomy głos.- Nie kłam, słońce- usłyszawszy ostatnie słowo odwróciła się z przerażeniem, zdając sobie sprawę z tego, do kogo należał. Ostatnim co ujrzała były puste, czarne oczy przepełnione nienawiścią i gniewem. Te same, które tak dobrze znała, których tak się bała... Z krzykiem na ustach cofnęła się gwałtownie i potknęła stając na sporym pęknięciu w betonie.
Nie zdążyła złapać się barierki.
Runęła trzydzieści pięter w dół.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Komentarze czekają, powiedzcie co myślicie :) Pamiętajcie, im więcej opinii, tym większe szanse na następną część ;) Na razie nie ma to tak wielkiego znaczenia, ale zastanawiam się nad zawieszeniem, lub nawet usunięciem bloga, czy może zaprzestaniem publikowania na nim mojego tekstu... zupełnie :c Pomyślcie nad tym, dajcie znać jak Wy to widzicie :)
Pozdrawiam ;*
środa, 20 marca 2013
Sorry... :c
No więc... dopadł mnie brak weny xd Przepraszam, podejrzewam jednak, że najpóźniej na początku przyszłego tygodnia lub nawet do końca tego, pojawi się następna część... Poza tym i tak w sumie nikt chyba tego nie czyta, więc nikogo za bardzo to nie obchodzi... W każdym razie jeśli kogokolwiek moje opowiadanie wciągnęło lub chociaż zainteresowało, to niestety będzie musiał trochę dłużej poczekać, naprawdę przepraszam :c :)
Pozdrawiam
Pozdrawiam
piątek, 15 marca 2013
Ankieta i inne sprawy :)
Hej! Chodzi mniej więcej o to: po prawej stronie (tak? po prawej? chyba tak xd) znajduje się ankieta co do tego, jak podoba Wam się opowiadanie :D Proszę głosujcie ;) I jeszcze raz mówię: KOMENTUJCIE! Skoro twierdzicie, że lubicie mojego bloga i uważacie, że historia jest ciekawa, to piszcie dalej co myślicie o poszczególnych częściach, bohaterach, ich zachowaniach i co tam jeszcze wpadnie Wam do głowy... :) Jeśli chcecie następne fragmenty, komentujcie i piszcie co sądzicie, im więcej komentarzy tym większa szansa, że dodam następny post, a w nim zapewne trochę więcej akcji niż w kilku ostatnich ;) Mam cichą nadzieję, że zaczniecie się udzielać, choć pewnie tylko się łudzę :c Pokażcie mi, że tak nie jest!
Pozdrawiam Serdecznie ;*
Darkness
Pozdrawiam Serdecznie ;*
Darkness
środa, 13 marca 2013
Część 7.
Hej, nie wiem ale wydaje mi się, że dawno nic nie dodałam :D Nie wiem, czy kogoś to zmartwiło (pewnie nie) ale spróbuję dodawać dłuższe fragmenty, przez co będą się pewnie pojawiać nieco rzadziej :) Dziękuję Wam za rady, zwłaszcza Sherry (tak, Tobie kochana <3). Wszystkie komentarze są cudowne i nie spotkałam się jeszcze z "niby-krytyką". Chodzi oczywiście o to, kiedy ktoś mówi, że tekst jest beznadziejny, nie potrafi jednak tego uzasadnić. No, bez zbędnego przedłużania (żeby nie powiedzieć brzydko xd), przechodzę do następnej części, mam nadzieję, że w następnym, lub najdalej w jeszcze następnym fragmencie, wreszcie pojawi się jakaś akcja, mniej lub bardziej porywająca :) No cóż, miłego czytania.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Angielski minął
niezwykle szybko. Po kilku godzinach, wreszcie nadeszła ostatnia
lekcja- historia. Na szczęście nauka tego przedmiotu wraz ze
wszystkimi wydarzeniami i ich datami, szła dziewczynie całkiem
dobrze. Lubiła wyobrażać sobie starożytnych Rzymian chodzących
po mieście, lub wielkich królów przesiadujących w swoich zamkach.
Często zastanawiała się nad tym, jak kiedyś żyli ludzie. Chciała
przenieść się do dawnych czasów, tylko na chwilę, żeby
przekonać się o tym na własnej skórze. Tego dnia nie myślałam
jednak o nauce i nie mogła się skupić na tym, co mówiła do niej
historyczka. Jej głowę zaprzątały myśli o tajemniczym chłopaku,
którego widziała stojącego przed szkołą. Sposób, w jaki nagle
się odwrócił, zaskoczenie, które widziała w jego oczach... Nie,
nie mogło jej się wydawać. To i tak nie miało teraz znaczenia.
Mogła zastanawiać się, wymyślać różne powody i snuć teorie,
ale nie miała szans dowiedzieć się, o co mu chodziło. Przecież
go nie znała, pewnie już więcej się nie spotkają.
Głośny dźwięk dzwonka przerwał rozmyślania dziewczyny. Wszyscy szybko wybiegli z sali i popędzili do szatni. Ostatnia lekcja dobiegła końca, a Marisa nie mogła doczekać się siedzenia na dachu wieżowca. Nareszcie weekend! Czekała na to... Od poniedziałku? Tak, może to śmieszne, ale jeszcze zanim rano wyszła z domu, chciała już wracać.
- Isa!- zawołał Chris.- Idziesz?
- Tak, pewnie- uśmiechnęła, słysząc zdrobnienie swojego imienia. Często tak się do niej zwracał. Uważał, że nazywanie kogoś pełnym imieniem jest w wielu przypadkach zbyt oficjalne. On na przykład na imię miał Christopher. Brzmiałoby to co najmniej śmiesznie, gdyby tak go nazywała. Z resztą wcale nie miała zamiaru w ten sposób się do niego zwracać. Dla niej był po prostu Chrisem.
Poczuła szarpnięcie, straciła równowagę i wypadła przez próg. Ledwo utrzymała się na nogach. Mimo to, szybko odeszła, by zrobić miejsce przyjacielowi. On nigdy jej nie pospieszał, zawsze starał się szukać rozwiązania, które pasowałoby wszystkim. Był lubiany, a jego rodzice, z zawodu prawnicy, zarabiali całkiem sporo pieniędzy. Marisa nie przyjaźniła się z nim, bo był bogaty. Sama nie mogła narzekać. Po prostu któregoś dnia, jeśli dobrze pamiętała, było to w trzeciej klasie podstawówki, siedziała sama gdzieś z boku. Chris rozdawał akurat ciastka wszystkim dzieciom w sali. Kiedy podchodził do niej, potknął się i przewrócił, a próbując złapać równowagę, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Oboje wylądowali na podłodze, a cała zawartość pudełka rozsypała się wokół nich. Śmiali się potem przez cały dzień i od tamtego czasu spędzali ze sobą wolne popołudnia i chodzili razem po mieście. Tak już zostało, zawsze byli przyjaciółmi i świetnie się dogadywali.
- Zaczekaj na mnie chwilę, muszę umyć ręce- powiedział, pokazując jej dłonie umazane katchup'em. Ona tylko skinęła głową i ruszyła w stronę szatni.
-Hej! Miałaś zaczekać!- krzyknął za nią.
-I tak zrobię, ale chyba mogę zabrać w tym czasie swoje rzeczy? Naprawdę nie mam ochoty stać przed męską toaletą- stwierdziła z uśmiechem i lekko popchnęła go w stronę łazienki.- No pospiesz się!
Kilka minut potem, chłopak wszedł do szatni i spojrzał na dziewczynę. Ona tylko podeszła do niego, chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą w stronę wyjścia. Przeszli przez korytarz, wbiegli po schodach i wylecieli ze szkoły, ciesząc się, że to już weekend. Chyba każdy czeka na ten ostatni, magiczny dzwonek kończący piątkowe lekcje.
Po wyjściu rozglądnęła się i próbowała wypatrzeć tajemniczego blondyna, który rano stał przed budynkiem. Niestety, ku jej wielkiemu rozczarowaniu, nikogo tam nie było. No, przynajmniej żadnego blondyna. Ujrzała za to wysokiego, postawnego Cole'a. Szatyn uśmiechnął się do niej złośliwie i mrugnął w jej stronę. Próbowała prześliznąć się obok niego, ale on przytrzymał ją i nie pozwolił przejść. Zamiast tego przyciągnął ją do siebie i uniósł lekko, tak, że ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. Wyszczerzył swoje zęby jeszcze bardziej i lekko cmoknął ją w nos, szarpiącą się i prychającą z obrzydzeniem. Postawił dziewczynę na ziemi, a ona straciła równowagę i upadła. Podał jej rękę, jednak ona splunęła na jego palce i wstała.
- Co ty wyprawiasz?!- wrzasnął zaskoczony.
- Odchodzę- odparła i faktycznie, zaczęła iść w stronę domu.
- Nigdzie nie idziesz- stwierdził spokojnie i ruszył jej śladem.
- Uderzysz dziewczynę?- zapytała z udawanym niedowierzaniem.- Gdzie twój-tak zwany- honor?- ostatnie słowo wypowiedziała kpiąco, dając w ten sposób do zrozumienia, iż nie wierzy, że kiedykolwiek coś takiego posiadał. Gdy na niego spojrzała, zobaczyła w jego oczach gniew, który jednak szybko przerodził się w poirytowanie. Jak on śmiał? Próbowała go obrazić, a on był co najwyżej...Zirytowany? Nagle zdała sobie sprawę, że chłopak znów ją trzyma, a ona tylko stoi i mu się przypatruje.
- Puść mnie- zażądała przez zaciśnięte zęby. On jednak nic sobie z tego nie robił.- Ostrzegam cię- wydukała.
- Przed czym? Co możesz mi zrobić?- zapytał z rozbawieniem. Jednak jego dobry humor musiał się tutaj skończyć. Marisa z całej siły nadepnęła mu na stopę i uwolniła się z jego mocnej dłoni. Krzyknął i cofnął się o krok widząc, że dziewczyna szykuje się by go uderzyć. Zrezygnowała, gdy zauważyła jak żałośnie wyglądał, próbując uniknąć spoliczkowania. Odwróciła się i jak najszybciej uciekła, ciągnąć za sobą Chrisa, który nie wiedzieć czemu, stał tylko i oglądał całą scenę, a jego twarz pozbawiona była jakichkolwiek emocji. Normalnie bałby się o przyjaciółkę, próbował pomóc, a przynajmniej coś by powiedział. Ale nie, on patrzył jedynie i nie odezwał się ani jednym nawet słowem. Dziewczynie wydało się to co najmniej dziwne, ale w tamtej chwili miała większy problem na głowie, gdyż Cole już zdążył się pozbierać i ruszył za nimi. W końcu niedopuszczalne było, aby dziewczyna go pokonała. Musiał dokończyć sprawę i udowodnić, że nie tak łatwo uwolnić się od niego. Biegł więc i był coraz bliżej dziewczyny, ale ona w ostatniej chwili wskoczyła za róg i wbiegła do pierwszego sklepu jaki zobaczyła. Dostrzegła jeszcze jak Cole omija wejście i rozgląda się wokół, a następnie rusza dalej przed siebie.
- To było...- zaczęła.- Ciekawe- stwierdziła po chwili zwracając się w stronę przyjaciela. Stał przez chwilę i wpatrywał się w pustą przestrzeń przed sobą. Po upływie kilku sekund spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się. Marisa zauważyła jednak, że to nie był uśmiech Chrisa. Nie było w nim ciepła ani radości, czy nawet zmęczenia długim biegiem. Żadnych emocji. Zupełnie jak...
- Ha ha!- zaśmiał się.- Ciekawe, mówisz?- zapytał.- Nie wiem czy użyłbym takiego określenia, ale w porządku.
Dziewczyna przyjrzała mu się uważnie i stwierdziła, że może przez te koszmary zaczyna już popadać w paranoję. Przecież to jej przyjaciel, jak mogła uważać, że jest inaczej?
- Dobra- przerwała ciszę, która ogarnęła całe pomieszczenie.- Idziemy?
- Gdzie? -zapytał zdezorientowany.
- No, na Wieżę...- odparła zdziwiona. Co się z nim stało? Nie mógł przecież zapomnieć o piątkowych popołudniach spędzanych na dachu wieżowca jego rodziców.- Przecież chodzimy tam co tydzień- dodała, zamiast wypomnieć mu dziwne zachowanie.
- Ach, no tak. Wybacz, przez ten bieg jestem zmęczony i trochę rozkojarzony- usprawiedliwił się z miną niewiniątka.
- Rozkojarzony?- zapytała z niedowierzaniem.- Skąd ty znasz takie słowa?
Popatrzył na nią z niepewnością i mruknął coś niewyraźnie. Po czym ruszył w stronę drzwi.
- Co takiego?- zapytała.- Co powiedziałeś?
- Nic- stwierdził spokojnie.- Nic ważnego.
Nie wiedziała dlaczego, ale zachowywał się naprawdę dziwnie, jakby nie był sobą. Zawsze się uśmiechał, a wtedy... Miała mu to powiedzieć, porozmawiać z nim i zapytać, o co chodziło... Za miast tego odparła tylko:
- W porządku.
Szli w milczeniu, chociaż zawsze śmiali się i wygłupiali. Każda minuta tej niezręcznej ciszy wydawała się dziewczynie wiecznością,a nie miała pojęcia, jaki temat poruszyć. Dotarli tak do wejścia do wieżowca i spojrzeli po sobie.
- No otwieraj- zachęciła.
Pchnął szklane drzwi i tym samym odsłonił ogromny hol. Na suficie wisiały kryształowe żyrandole, a stoliki ozdobione były przez piękne diamentowe kuleczki ułożone w kolorowych miseczkach. Przezroczysta winda przerażała Marisę, jak zresztą każda, zawsze wchodzili więc po schodach, co było dosyć trudne, gdy miało się do przebycia 30 pięter. Wolała jednak wspinaczkę, od jazdy w tak ciasnym pomieszczeniu. Nie wiedzieć dlaczego, Chris skierował się właśnie tam i nacisnął przycisk.
- Co ty robisz?- zapytała ze zdziwieniem.
- Wołam windę- oznajmił zdezorientowany.
- Przecież... Idziemy po schodach- zaprotestowała.
- Dlaczego?
- Mam klaustrofobię, zapomniałeś? Zawsze wchodzimy na nogach- stwierdziła zupełnie zbita z tropu.
Jej przyjaciel wyglądał na równie zaskoczonego, o ile nie bardziej. Spojrzał na nią, pokręcił głową i ruszył w stronę równie szklanych stopni. Dziewczyna po raz kolejny zaczęła zastanawiać się, dlaczego jej przyjaciel tak dziwnie się zachowuje. Potrafiła zrozumieć, że przez chwilę zapomniał o piątkowej tradycji, bo jego myśli zajęte były jeszcze wtedy przez ucieczkę, ale żeby zapomniał o jej panicznym lęku przed małymi pomieszczeniami? No cóż, może na szczycie będą mieli okazję o tym porozmawiać, a przynajmniej taką miała nadzieję.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Głośny dźwięk dzwonka przerwał rozmyślania dziewczyny. Wszyscy szybko wybiegli z sali i popędzili do szatni. Ostatnia lekcja dobiegła końca, a Marisa nie mogła doczekać się siedzenia na dachu wieżowca. Nareszcie weekend! Czekała na to... Od poniedziałku? Tak, może to śmieszne, ale jeszcze zanim rano wyszła z domu, chciała już wracać.
- Isa!- zawołał Chris.- Idziesz?
- Tak, pewnie- uśmiechnęła, słysząc zdrobnienie swojego imienia. Często tak się do niej zwracał. Uważał, że nazywanie kogoś pełnym imieniem jest w wielu przypadkach zbyt oficjalne. On na przykład na imię miał Christopher. Brzmiałoby to co najmniej śmiesznie, gdyby tak go nazywała. Z resztą wcale nie miała zamiaru w ten sposób się do niego zwracać. Dla niej był po prostu Chrisem.
Poczuła szarpnięcie, straciła równowagę i wypadła przez próg. Ledwo utrzymała się na nogach. Mimo to, szybko odeszła, by zrobić miejsce przyjacielowi. On nigdy jej nie pospieszał, zawsze starał się szukać rozwiązania, które pasowałoby wszystkim. Był lubiany, a jego rodzice, z zawodu prawnicy, zarabiali całkiem sporo pieniędzy. Marisa nie przyjaźniła się z nim, bo był bogaty. Sama nie mogła narzekać. Po prostu któregoś dnia, jeśli dobrze pamiętała, było to w trzeciej klasie podstawówki, siedziała sama gdzieś z boku. Chris rozdawał akurat ciastka wszystkim dzieciom w sali. Kiedy podchodził do niej, potknął się i przewrócił, a próbując złapać równowagę, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Oboje wylądowali na podłodze, a cała zawartość pudełka rozsypała się wokół nich. Śmiali się potem przez cały dzień i od tamtego czasu spędzali ze sobą wolne popołudnia i chodzili razem po mieście. Tak już zostało, zawsze byli przyjaciółmi i świetnie się dogadywali.
- Zaczekaj na mnie chwilę, muszę umyć ręce- powiedział, pokazując jej dłonie umazane katchup'em. Ona tylko skinęła głową i ruszyła w stronę szatni.
-Hej! Miałaś zaczekać!- krzyknął za nią.
-I tak zrobię, ale chyba mogę zabrać w tym czasie swoje rzeczy? Naprawdę nie mam ochoty stać przed męską toaletą- stwierdziła z uśmiechem i lekko popchnęła go w stronę łazienki.- No pospiesz się!
Kilka minut potem, chłopak wszedł do szatni i spojrzał na dziewczynę. Ona tylko podeszła do niego, chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą w stronę wyjścia. Przeszli przez korytarz, wbiegli po schodach i wylecieli ze szkoły, ciesząc się, że to już weekend. Chyba każdy czeka na ten ostatni, magiczny dzwonek kończący piątkowe lekcje.
Po wyjściu rozglądnęła się i próbowała wypatrzeć tajemniczego blondyna, który rano stał przed budynkiem. Niestety, ku jej wielkiemu rozczarowaniu, nikogo tam nie było. No, przynajmniej żadnego blondyna. Ujrzała za to wysokiego, postawnego Cole'a. Szatyn uśmiechnął się do niej złośliwie i mrugnął w jej stronę. Próbowała prześliznąć się obok niego, ale on przytrzymał ją i nie pozwolił przejść. Zamiast tego przyciągnął ją do siebie i uniósł lekko, tak, że ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. Wyszczerzył swoje zęby jeszcze bardziej i lekko cmoknął ją w nos, szarpiącą się i prychającą z obrzydzeniem. Postawił dziewczynę na ziemi, a ona straciła równowagę i upadła. Podał jej rękę, jednak ona splunęła na jego palce i wstała.
- Co ty wyprawiasz?!- wrzasnął zaskoczony.
- Odchodzę- odparła i faktycznie, zaczęła iść w stronę domu.
- Nigdzie nie idziesz- stwierdził spokojnie i ruszył jej śladem.
- Uderzysz dziewczynę?- zapytała z udawanym niedowierzaniem.- Gdzie twój-tak zwany- honor?- ostatnie słowo wypowiedziała kpiąco, dając w ten sposób do zrozumienia, iż nie wierzy, że kiedykolwiek coś takiego posiadał. Gdy na niego spojrzała, zobaczyła w jego oczach gniew, który jednak szybko przerodził się w poirytowanie. Jak on śmiał? Próbowała go obrazić, a on był co najwyżej...Zirytowany? Nagle zdała sobie sprawę, że chłopak znów ją trzyma, a ona tylko stoi i mu się przypatruje.
- Puść mnie- zażądała przez zaciśnięte zęby. On jednak nic sobie z tego nie robił.- Ostrzegam cię- wydukała.
- Przed czym? Co możesz mi zrobić?- zapytał z rozbawieniem. Jednak jego dobry humor musiał się tutaj skończyć. Marisa z całej siły nadepnęła mu na stopę i uwolniła się z jego mocnej dłoni. Krzyknął i cofnął się o krok widząc, że dziewczyna szykuje się by go uderzyć. Zrezygnowała, gdy zauważyła jak żałośnie wyglądał, próbując uniknąć spoliczkowania. Odwróciła się i jak najszybciej uciekła, ciągnąć za sobą Chrisa, który nie wiedzieć czemu, stał tylko i oglądał całą scenę, a jego twarz pozbawiona była jakichkolwiek emocji. Normalnie bałby się o przyjaciółkę, próbował pomóc, a przynajmniej coś by powiedział. Ale nie, on patrzył jedynie i nie odezwał się ani jednym nawet słowem. Dziewczynie wydało się to co najmniej dziwne, ale w tamtej chwili miała większy problem na głowie, gdyż Cole już zdążył się pozbierać i ruszył za nimi. W końcu niedopuszczalne było, aby dziewczyna go pokonała. Musiał dokończyć sprawę i udowodnić, że nie tak łatwo uwolnić się od niego. Biegł więc i był coraz bliżej dziewczyny, ale ona w ostatniej chwili wskoczyła za róg i wbiegła do pierwszego sklepu jaki zobaczyła. Dostrzegła jeszcze jak Cole omija wejście i rozgląda się wokół, a następnie rusza dalej przed siebie.
- To było...- zaczęła.- Ciekawe- stwierdziła po chwili zwracając się w stronę przyjaciela. Stał przez chwilę i wpatrywał się w pustą przestrzeń przed sobą. Po upływie kilku sekund spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się. Marisa zauważyła jednak, że to nie był uśmiech Chrisa. Nie było w nim ciepła ani radości, czy nawet zmęczenia długim biegiem. Żadnych emocji. Zupełnie jak...
- Ha ha!- zaśmiał się.- Ciekawe, mówisz?- zapytał.- Nie wiem czy użyłbym takiego określenia, ale w porządku.
Dziewczyna przyjrzała mu się uważnie i stwierdziła, że może przez te koszmary zaczyna już popadać w paranoję. Przecież to jej przyjaciel, jak mogła uważać, że jest inaczej?
- Dobra- przerwała ciszę, która ogarnęła całe pomieszczenie.- Idziemy?
- Gdzie? -zapytał zdezorientowany.
- No, na Wieżę...- odparła zdziwiona. Co się z nim stało? Nie mógł przecież zapomnieć o piątkowych popołudniach spędzanych na dachu wieżowca jego rodziców.- Przecież chodzimy tam co tydzień- dodała, zamiast wypomnieć mu dziwne zachowanie.
- Ach, no tak. Wybacz, przez ten bieg jestem zmęczony i trochę rozkojarzony- usprawiedliwił się z miną niewiniątka.
- Rozkojarzony?- zapytała z niedowierzaniem.- Skąd ty znasz takie słowa?
Popatrzył na nią z niepewnością i mruknął coś niewyraźnie. Po czym ruszył w stronę drzwi.
- Co takiego?- zapytała.- Co powiedziałeś?
- Nic- stwierdził spokojnie.- Nic ważnego.
Nie wiedziała dlaczego, ale zachowywał się naprawdę dziwnie, jakby nie był sobą. Zawsze się uśmiechał, a wtedy... Miała mu to powiedzieć, porozmawiać z nim i zapytać, o co chodziło... Za miast tego odparła tylko:
- W porządku.
Szli w milczeniu, chociaż zawsze śmiali się i wygłupiali. Każda minuta tej niezręcznej ciszy wydawała się dziewczynie wiecznością,a nie miała pojęcia, jaki temat poruszyć. Dotarli tak do wejścia do wieżowca i spojrzeli po sobie.
- No otwieraj- zachęciła.
Pchnął szklane drzwi i tym samym odsłonił ogromny hol. Na suficie wisiały kryształowe żyrandole, a stoliki ozdobione były przez piękne diamentowe kuleczki ułożone w kolorowych miseczkach. Przezroczysta winda przerażała Marisę, jak zresztą każda, zawsze wchodzili więc po schodach, co było dosyć trudne, gdy miało się do przebycia 30 pięter. Wolała jednak wspinaczkę, od jazdy w tak ciasnym pomieszczeniu. Nie wiedzieć dlaczego, Chris skierował się właśnie tam i nacisnął przycisk.
- Co ty robisz?- zapytała ze zdziwieniem.
- Wołam windę- oznajmił zdezorientowany.
- Przecież... Idziemy po schodach- zaprotestowała.
- Dlaczego?
- Mam klaustrofobię, zapomniałeś? Zawsze wchodzimy na nogach- stwierdziła zupełnie zbita z tropu.
Jej przyjaciel wyglądał na równie zaskoczonego, o ile nie bardziej. Spojrzał na nią, pokręcił głową i ruszył w stronę równie szklanych stopni. Dziewczyna po raz kolejny zaczęła zastanawiać się, dlaczego jej przyjaciel tak dziwnie się zachowuje. Potrafiła zrozumieć, że przez chwilę zapomniał o piątkowej tradycji, bo jego myśli zajęte były jeszcze wtedy przez ucieczkę, ale żeby zapomniał o jej panicznym lęku przed małymi pomieszczeniami? No cóż, może na szczycie będą mieli okazję o tym porozmawiać, a przynajmniej taką miała nadzieję.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję Ci kochany czytelniku, który dobrnąłeś do końca xd Mam nadzieję, że zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :D Od razu mówię: jeśli pod tym postem będzie co najmniej 7-10 komentarzy, następna część macie jak w banku! Jeśli nie... zastanowię się. Ale proszę, bo rady są dla mnie naprawdę cenne. Czy kiedykolwiek powiedziałam coś niemiłego komuś, kto mnie skrytykował, lub usuwałam wypowiedzi? Jeśli tak uważacie, powiedzcie, poprawię się. Ja nie gryzę, a chcę doskonalić umiejętności, a Wasze rady bardzo w tym pomagają :) Poza tym ci, którzy lubią to opowiadanie i chcą wiedzieć, co będzie dalej, chcą raczej również, by pojawił się następny fragment, prawda? Więc komentujcie i jeszcze raz komentujcie, aż klawiatura odmówi Wam posłuszeństwa xd
Pozdrawiam,
Weronika
piątek, 1 marca 2013
Część 6.
Droga do szkoły
nie była długa, zaledwie kilka przecznic. Boże, jak ona uwielbiała
to miasto! Szum wiatru i drzew, gdy przechodziła przez park i warkot
silników na ulicach. Wszędzie sklepy lub kawiarnie, a w nich ludzie
siedzący przy stolikach. Śmiech dzieci bawiących się na placu
zabaw za rogiem, głośne rozmowy docierające do uszu dziewczyny ze
wszystkich stron, oraz oczywiście muzyka. Bez niej życie byłoby
nie do zniesienia. W końcu co może być lepszego na smutek niż
rzucenie się na łóżko ze słuchawkami na uszach? Nie, bez tego
wszystko byłoby o wiele trudniejsze.
Przechodząc obok cukierni, kątem oka zauważyła po prawej stronie jakiś ruch, jednak gdy się odwróciła, niczego tam nie było. Mogłaby przysiąc, że ktoś stał za samochodem i patrzył wprost na nią. Już kilka razy zdarzyło jej się coś podobnego, ale nigdy nie dostrzegła wiele poza mignięciem jasnych włosów, lub czegoś w kolorze burzowych chmur. A przynajmniej wydawało jej się, że widziała włosy. Niesamowicie ją to denerwowało. Czuła się jak ktoś z poważnym problemem psychicznym. Jestem przecież zupełnie normalną nastolatką- sprzeciwiła się swoim myślom. Nie wiedziała, jak bardzo się myli. I wcale nie chodziło tu o psychikę.
- Hej!- usłyszała obok siebie, a jej serce aż podskoczyło z zaskoczenia.
Odwróciła się w stronę, z której dobiegł ją krzyk. Zobaczyła chłopaka o brązowych włosach, zwijających się na wysokości jego uszu w delikatne loczki. Jego orzechowe oczy wpatrywały się spokojnie w dziewczynę, a wąskie usta rozciągnięte były w szerokim uśmiechu. Na jego białych zębach widziała metalowy aparat, który miał je wyprostować. Rzęsy rzucały delikatne cienie na zarumienione policzki chłopca.
- Chris!- krzyknęła.- Przestraszyłeś mnie!
- A coś ty taka strachliwa?- zapytał, za co oczywiście oberwał.- Aaał! Za co to było?
- Za żywota- odparła po czym pokazała mu język, na co on odpowiedział tym samym. Przekomarzali się tak i popychali przez następne dwie przecznice, a ludzie zerkali na nich ze zdziwieniem.
- Jak dziecko!- stwierdziła w końcu dziewczyna.
- Hej! To ty to zaczęłaś!- zaprotestował.
- Dobra, koniec- orzekła, na co on tylko pokiwał głową.- Na razie- dodała po chwili.
- Tak myślałem- westchnął, po czym oboje się roześmiali.
Dochodzili już do szkoły, gdy zobaczyła kogoś przy wejściu. Gdyby był w którejś z równoległych klas, od razu by go poznała. Nie, nie chodził do jej gimnazjum, jednak wydawało jej się, że gdzieś już widziała tego chłopaka. Jego blond włosy lekko opadały na kark i policzki. Nie widziała dokładnie twarzy nieznajomego, ponieważ stał odwrócony do niej bokiem. Gdy zbliżyła się do wejścia, zwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią. Wtedy dostrzegła jego oczy. Te oczy. To właśnie je widziała za samochodem, szare jak niebo tuż po burzy, gdy zaczyna się rozjaśniać, ale ciemność jeszcze nie zniknęła. Patrzył na nią dosłownie przez ułamek sekundy, po czym szybko odwrócił wzrok, jakby zobaczył coś nieprzyzwoitego. Mimo tak błyskawicznego ruchu, dostrzegła w jego oczach... zaskoczenie? Chociaż może się myliła? Nie dane było jej dowiedzieć się tego, gdyż musiała już wejść do budynku.
Nie znosiła tych jasno-różowych ścian, przypominały jej wypluty jogurt. Ławki ustawione równo przy każdej z nich miały z kolei całkiem ładny, jasnobrązowy kolor, świetnie pasujący do drewnianych drzwi klas i portierni, stojącej przy drzwiach. Schodząc po schodach próbowała przecisnąć się miedzy tłumem dzieciaków, co na początku nie było takie trudne. Po chwili jednak poczuła na plecach uderzenie i runęła w dół. Stoczyła się po stopniach i wylądowała na podłodze. Ktoś podłożył jej rękę pod głowę, a po otwarciu oczu zobaczyła, że to jej przyjaciel nachyla się nad nią i coś do niej mówi.
- Chris- powiedziała po prostu.
- Jestem- na jego twarzy widziała niepokój i troskę. Powoli podniósł ją do pozycji siedzącej i podtrzymał dłonią plecy dziewczyny.
- Powoli- powtarzał co chwilę.- Spokojnie.
- Hej!- zaprotestowała.- Nic mi nie jest. Po prostu trochę się poobijałam, to wszystko- dodała, próbując się uśmiechnąć, jednak zaraz poczuła ból policzka i coś ciepłego spływającego po nim.
- Krwawisz- powiedział chłopak z przerażeniem.- Pobiegnę po kogoś.
- Nie!- przerwała.- To znaczy: nie. Nie musisz. To tylko zadrapanie- dokończyła już ciszej.
Przechodząc obok cukierni, kątem oka zauważyła po prawej stronie jakiś ruch, jednak gdy się odwróciła, niczego tam nie było. Mogłaby przysiąc, że ktoś stał za samochodem i patrzył wprost na nią. Już kilka razy zdarzyło jej się coś podobnego, ale nigdy nie dostrzegła wiele poza mignięciem jasnych włosów, lub czegoś w kolorze burzowych chmur. A przynajmniej wydawało jej się, że widziała włosy. Niesamowicie ją to denerwowało. Czuła się jak ktoś z poważnym problemem psychicznym. Jestem przecież zupełnie normalną nastolatką- sprzeciwiła się swoim myślom. Nie wiedziała, jak bardzo się myli. I wcale nie chodziło tu o psychikę.
- Hej!- usłyszała obok siebie, a jej serce aż podskoczyło z zaskoczenia.
Odwróciła się w stronę, z której dobiegł ją krzyk. Zobaczyła chłopaka o brązowych włosach, zwijających się na wysokości jego uszu w delikatne loczki. Jego orzechowe oczy wpatrywały się spokojnie w dziewczynę, a wąskie usta rozciągnięte były w szerokim uśmiechu. Na jego białych zębach widziała metalowy aparat, który miał je wyprostować. Rzęsy rzucały delikatne cienie na zarumienione policzki chłopca.
- Chris!- krzyknęła.- Przestraszyłeś mnie!
- A coś ty taka strachliwa?- zapytał, za co oczywiście oberwał.- Aaał! Za co to było?
- Za żywota- odparła po czym pokazała mu język, na co on odpowiedział tym samym. Przekomarzali się tak i popychali przez następne dwie przecznice, a ludzie zerkali na nich ze zdziwieniem.
- Jak dziecko!- stwierdziła w końcu dziewczyna.
- Hej! To ty to zaczęłaś!- zaprotestował.
- Dobra, koniec- orzekła, na co on tylko pokiwał głową.- Na razie- dodała po chwili.
- Tak myślałem- westchnął, po czym oboje się roześmiali.
Dochodzili już do szkoły, gdy zobaczyła kogoś przy wejściu. Gdyby był w którejś z równoległych klas, od razu by go poznała. Nie, nie chodził do jej gimnazjum, jednak wydawało jej się, że gdzieś już widziała tego chłopaka. Jego blond włosy lekko opadały na kark i policzki. Nie widziała dokładnie twarzy nieznajomego, ponieważ stał odwrócony do niej bokiem. Gdy zbliżyła się do wejścia, zwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią. Wtedy dostrzegła jego oczy. Te oczy. To właśnie je widziała za samochodem, szare jak niebo tuż po burzy, gdy zaczyna się rozjaśniać, ale ciemność jeszcze nie zniknęła. Patrzył na nią dosłownie przez ułamek sekundy, po czym szybko odwrócił wzrok, jakby zobaczył coś nieprzyzwoitego. Mimo tak błyskawicznego ruchu, dostrzegła w jego oczach... zaskoczenie? Chociaż może się myliła? Nie dane było jej dowiedzieć się tego, gdyż musiała już wejść do budynku.
Nie znosiła tych jasno-różowych ścian, przypominały jej wypluty jogurt. Ławki ustawione równo przy każdej z nich miały z kolei całkiem ładny, jasnobrązowy kolor, świetnie pasujący do drewnianych drzwi klas i portierni, stojącej przy drzwiach. Schodząc po schodach próbowała przecisnąć się miedzy tłumem dzieciaków, co na początku nie było takie trudne. Po chwili jednak poczuła na plecach uderzenie i runęła w dół. Stoczyła się po stopniach i wylądowała na podłodze. Ktoś podłożył jej rękę pod głowę, a po otwarciu oczu zobaczyła, że to jej przyjaciel nachyla się nad nią i coś do niej mówi.
- Chris- powiedziała po prostu.
- Jestem- na jego twarzy widziała niepokój i troskę. Powoli podniósł ją do pozycji siedzącej i podtrzymał dłonią plecy dziewczyny.
- Powoli- powtarzał co chwilę.- Spokojnie.
- Hej!- zaprotestowała.- Nic mi nie jest. Po prostu trochę się poobijałam, to wszystko- dodała, próbując się uśmiechnąć, jednak zaraz poczuła ból policzka i coś ciepłego spływającego po nim.
- Krwawisz- powiedział chłopak z przerażeniem.- Pobiegnę po kogoś.
- Nie!- przerwała.- To znaczy: nie. Nie musisz. To tylko zadrapanie- dokończyła już ciszej.
Tym razem
posłuchał, podniósł się z ziemi, podał jej rękę i pomógł
wstać. Normalnie zrobiłaby to sama, ale wtedy stwierdziła, że
może chociaż dzięki temu jej przyjaciel poczuje, że nic jej nie
jest.
- W porządku- orzekła.- Chodźmy się przebrać- spojrzała na szybę za sobą. - Wyglądam okropnie- skomentowała to, co zobaczyła i ruszyła w stronę szatni.
- Nie prawda. Wyglądasz świetnie- stwierdził.
- Dzięki. I tak nie mam teraz czasu niczego poprawiać.
Pobiegli na dół i szybko zmienili brudne buty. W biegu zgarnęli swoje rzeczy i już po chwili pędem wlecieli do sali. Właśnie trwała lekcja angielskiego, ulubionego przedmiotu dziewczyny. Po wejściu rozejrzała się i odnalazła wzrokiem swoje miejsce. Spojrzała na nauczycielkę i uśmiechnęła się słodko, pokazując drobne, białe zęby.
- Widzę, że mamy tu dwójkę spóźnialskich- stwierdziła z rozbawieniem pani Dell.
- Tak, przepraszamy- powiedziała szesnastolatka, idąc już w stronę swojej ławki.- Ale za to mamy zadanie!- oznajmiła z entuzjazmem, na co klasa wybuchnęła śmiechem. Wszyscy wiedzieli, że jeśli chodziło o pracę domową z angielskiego, Marisa rzadko kiedy wywiązywała się ze swoich obowiązków.
- Och, czyżby dzisiaj było Boże Narodzenie?- zapytała kobieta ze zdziwieniem i udała, że sprawdza datę w kalendarzu.- Nie, chyba nie. Wyjaśnisz nam zatem z jakiej okazji spotkał nas taki zaszczyt?
- Otóż ja...- zawahała się.- Jestem przecież bardzo pilną uczennicą- powiedziała tylko, uśmiechając się szeroko.
- Nie wątpię w to- skomentowała ze śmiechem nauczycielka i wróciła za biurko.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda :( Przepraszam, no ale niestety, jeszcze tylko kilka takich beznaziejnych fragmentów, wytrzymacie :D Mam nadzieję ;) No w każdym razie, pod poprzednim postem nie ma żadnych komentarzy, więc prosiłabym, aby pod tym jakieś się znalazły :) Dla Was to tylko chwila, a dla mnie lepszy humor przez jakiś czas (w zależności od ilości komentarzy ;) ) No więc... To by było na tyle :)
- W porządku- orzekła.- Chodźmy się przebrać- spojrzała na szybę za sobą. - Wyglądam okropnie- skomentowała to, co zobaczyła i ruszyła w stronę szatni.
- Nie prawda. Wyglądasz świetnie- stwierdził.
- Dzięki. I tak nie mam teraz czasu niczego poprawiać.
Pobiegli na dół i szybko zmienili brudne buty. W biegu zgarnęli swoje rzeczy i już po chwili pędem wlecieli do sali. Właśnie trwała lekcja angielskiego, ulubionego przedmiotu dziewczyny. Po wejściu rozejrzała się i odnalazła wzrokiem swoje miejsce. Spojrzała na nauczycielkę i uśmiechnęła się słodko, pokazując drobne, białe zęby.
- Widzę, że mamy tu dwójkę spóźnialskich- stwierdziła z rozbawieniem pani Dell.
- Tak, przepraszamy- powiedziała szesnastolatka, idąc już w stronę swojej ławki.- Ale za to mamy zadanie!- oznajmiła z entuzjazmem, na co klasa wybuchnęła śmiechem. Wszyscy wiedzieli, że jeśli chodziło o pracę domową z angielskiego, Marisa rzadko kiedy wywiązywała się ze swoich obowiązków.
- Och, czyżby dzisiaj było Boże Narodzenie?- zapytała kobieta ze zdziwieniem i udała, że sprawdza datę w kalendarzu.- Nie, chyba nie. Wyjaśnisz nam zatem z jakiej okazji spotkał nas taki zaszczyt?
- Otóż ja...- zawahała się.- Jestem przecież bardzo pilną uczennicą- powiedziała tylko, uśmiechając się szeroko.
- Nie wątpię w to- skomentowała ze śmiechem nauczycielka i wróciła za biurko.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda :( Przepraszam, no ale niestety, jeszcze tylko kilka takich beznaziejnych fragmentów, wytrzymacie :D Mam nadzieję ;) No w każdym razie, pod poprzednim postem nie ma żadnych komentarzy, więc prosiłabym, aby pod tym jakieś się znalazły :) Dla Was to tylko chwila, a dla mnie lepszy humor przez jakiś czas (w zależności od ilości komentarzy ;) ) No więc... To by było na tyle :)
Pozdrawiam
Weronika
Weronika
Subskrybuj:
Posty (Atom)